Kiedy Xiv opuściło jaskinię , Yrsa winęła się w ciasny kłębek, starając się oszczędzać energię, której nadal brakowało. Chłód ziemi pod łapami i lekki zapach ziół w powietrzu działały kojąco. Medyk musiał wcześniej dbać o to miejsce, bo nawet ona, przyzwyczajona do życia na granicy przetrwania, dostrzegała, jak starannie przygotowano jaskinię.
Jej ciało, chociaż powoli się regenerowało, było wciąż napięte. Każdy drobny dźwięk dobiegający spoza schronienia sprawiał, że napinała mięśnie i unosiła głowę, gotowa do walki lub ucieczki. Instynkt, wykształcony przez nieustanne zagrożenie, nie pozwalał jej na pełen relaks.
Czas dłużył się, ale nie był bezczynny. Yrsa pozwoliła swoim myślom błądzić, analizując ostatnie wydarzenia. To, jak trafiła na teren Watahy Srebrnego Chabra, było jednocześnie szczęśliwym zrządzeniem losu i bolesnym przypomnieniem o swojej sytuacji.
Gdy już miała dosyć tych myśli, spróbowała się unieść. Zrobiła to ostrożnie, by nie zwrócić uwagi medyka, który krzątał się nieopodal, ale wystarczyło kilka kroków, by zdać sobie sprawę z tego, jak osłabiona jest jej kondycja. Mięśnie drżały przy każdym ruchu, jakby odmawiały posłuszeństwa, a krew krążyła zbyt wolno, by rozgrzać zmarznięte ciało. Wróciła na swoje miejsce, sfrustrowana własną słabością.
Nie miała wiele do roboty poza obserwowaniem otoczenia. Przez szczeliny w ścianach wpadało blade światło, zmieniające się powoli wraz z ruchem słońca. Przyglądała się grze cieni, wyostrzając zmysły na każdy dźwięk i zapach. Gdzieś w oddali rozległo się wycie – dalekie, niegroźne, ale przypominające o świecie poza tym schronieniem.
Medyk, choć surowy, nie mówił wiele. Przynosił wodę, czasem podsuwał drobne porcje pożywienia, które Yrsa jadła bez większego entuzjazmu, choć z wdzięcznością. Jej własne myśli stawały się najgorszym wrogiem. Każda chwila ciszy była okazją, by wracać do przeszłości, do błędów, które ją tutaj przyprowadziły, i do obaw, że przyszłość może nie być łaskawsza.
Wkońcu uniosła głowę na dźwięk kroków. Oczy Yrsy, o barwie zimnego kryształu, przez chwilę błysnęły nieufnością, ale szybko wróciły do chłodnego spokoju, gdy rozpoznała Xiva. Skrzywiła wargi w czymś na kształt półuśmiechu, ledwie zauważalnym, gdy patrzyła na wilcze, które weszło do środka z charakterystycznym dla jeno zapałem.
Przywitała je krótkim skinieniem głowy, starając się zachować swój zwyczajowy chłodny spokój, choć w środku czuła coś na kształt wdzięczności. Przypływ obcej energii, jaką wnosiło Xiv, był czymś odmiennym od przygnębiającej ciszy ostatnich dni.
– Witaj – odezwało się, a jej spojrzenie wyłapało drobne oznaki zmęczenia w jego oczach, zapewne wynik wielogodzinnych przygotowań. – Znalazłom ci schronienie, dokładnie takie, jakie chciałaś. Jest już nawet przygotowane, by w nim zamieszkać!
Yrsa zauważyła, jak stary medyk spojrzał z dezaprobatą na młodzieńca i od razu go upomniał.
– Xiv, ona jeszcze nigdzie nie idzie – powiedział sucho, nie pozostawiając miejsca na sprzeciw.
Yrsa wpatrywała się w Xiv przez dłuższą chwilę, jakby ważyła coś w myślach. Wiedziała, że medyk miał rację – jej ciało wciąż było osłabione, a droga, nawet ta krótka, mogła być wyzwaniem. Ale z drugiej strony, myśl o pozostaniu w tej zimnej jaskini znowu przez kilka dni wywoływała w niej coś na kształt przytłoczenia.
– Może… – zaczęła cicho, a jej głos, choć słaby, był zdecydowany. – Może jednak spróbuję. Jeśli pomożesz mi dojść, Xiv, to chciałabym zobaczyć to miejsce.
Medyk spojrzał na nią z wyraźnym niezadowoleniem, ale nie powiedział ani słowa. Zresztą, w jego spojrzeniu kryło się coś więcej – może zrozumienie, że pragnienie zmiany, choćby minimalnej, może być równie ważne jak fizyczny odpoczynek.
Ostrożnie podniosła się na łapy, które od razu zaczęły drżeć pod jej ciężarem. Odetchnęła głęboko, próbując zachować równowagę, a potem przesunęła się bliżej wilcza. Xiv przyjęło jej ciężar, pomagając jej stanąć stabilniej.
– Powiedz mi, ile mamy do przejścia – zapytała, próbując ocenić, na ile wystarczy jej sił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz