środa, 4 grudnia 2024

Od Kaprala - "O wschodzie słońca, ja siedzę i płaczę"

Kapral. Kimże jest Kapral jak tylko nie eksperymentem. Nic nie wychodziło. Całe jego plany opadały w nicość i kurz, jak on zbierał się z podłogi. Dychał i parchał, a jego ciało powoli rozpadało się, niestabilne, jakby nagle los chciał przeszkodzić mu w przywróceniu swojej miłości. Ale nadal działał. Działał jak zażarty żołnierz działający dla swojego państwa. Chciał żyć tylko dla niej, tej która w słoiku przy życiu. Tej która dała mu życie i jakiś w nim sens. I on nie zamierzał poddać się bez walki bardziej zażartej niż sztorm żre statki ku ich śmierci. Łapami trzęsącymi się i ledwo żywymi składał narzędzie, które i jego utrzyma, a jego wspomnienia zostawi na przyszłość. Nie miał ciała na zapas, nie miał zapasu w ogóle. Jego eksperymenty, nawet te żywe gdzieś przepadły, zabrane lub upolowane przez ludzkie ręce, które niegdyś Kapralowi tak bliskie, teraz wróg wyrwany prosto z serca i do serca. Z nienawiścią majsterkował i płakał. Jak nigdy, on płakał.
—Kapral będzie tęsknił. Obyś ty i Kapral przetrwali to razem. — i jak mówił tak płakał. Wsparty o stół własny łeb roztrwożył i wkrótce ciało porzucił, samemu stojąc teraz u boku swej kochanej. I w nadziei, że ktoś ich znajdzie, w tej norze wyrytej pod starym dębem w WWN.
I tak jego laboratorium opadło w kurze i brudy. I może wkrótce. I może kiedyś, wróci do swojej wielkości dawnej i cudownej. A dwa umysły połączą znowu swoje ręce. A teraz niech siedzą tam na stole. Niechaj czekają.

 

<END>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz