Letnia bryza znad morza niosła się czasami przez lasy,
mierzwiąc liście i igły drzew radością
niesłychaną. A jednak szczęścia przebicie tak łatwe kiedy koszyczek zielarza
leży na skraju matki, która traci liście jego kosztem. Jeden za drugim spadają
ku ziemi, jak młode skrzydła zdejmują te konkretne, które bardziej były
pomuskane słońcem letnim. I tak uderzały lekko o trawę, liście orzechowca,
straszone przez koszyk i swój następujący los. A ten koszyk, dziergany ze
starych i twardych traw, śmiał się wesoło, używany, szczęśliwy, muskany bryzą
morską. Liście pozbawione matki wkrótce i w nim zagościły, wypełniając jego wielkie
wnętrze, ciasno upchane, ale delikatnie noszone, aby nie przerwały się za mocno. I wkrótce ich los przypisany zimnym kamieniem
i niebieską łapą medyka, stał się. Najgorsze co liścia spotkać może, to przez
jesienią upadek z ręki ptaka lub co
gorsza, wilka. A teraz ich małe ciałka leżały jak groby, rozłożone na
kamieniach, gorące letnie słońce, niegdyś ich przyjaciel, teraz zabójca, susząc
je na wiór. Ale zanim cała śmierć dotknie je na wieli, zostaną zebrane, aby nie
całkiem kruszące się w łapie.
—I na co to? Tak dużo ich i tyle zachodu!— młoda pomocniczka zawyła rozkładając
je.
—Na zapalenia skóry, wysypki i okłady na rany. — medyk tylko odparł samemu
rzucając nieszczęśników na śmierć.
sobota, 28 grudnia 2024
Od Delty - "Na ziele - Liście orzechu"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz