Przyjaźń ze szczenięciem była dziwna, delikatnie mówiąc. Eilert wiedział, że rublie i wilki są gatunkami mocno ze sobą współpracującymi, potrafiły nawet się ze sobą mieszać, jednak sam nigdy nie doświadczył relacji z osobnikiem psowatych. Był zbyt odizolowany od świata, wiecznie twierdząc, że jego własne towarzystwo mu w pełni wystarczyło. Oczywiście była to tylko przykrywka dla faktu, że Talerz nie potrafił utrzymać długo relacji i dodatkowo wolał być w podróży niż osadzać się w miejscu, ale skoro to wilcze dziecię tak go polubiło, to czemu miałby stąd odchodzić. Ten jeden raz postanowił pozwolić przyjaźni się rozwinąć.
Gdy spędzali kolejny dzień razem – szczeniak twierdził, że nie miał kto się nim opiekować, więc mógł spędzać całe dnie z rublią – Eilert zauważył ciekawy wisiorek na szyi młodego. Cóż, wizualnie nie był ciekawy, gdyby ptak nie nosił własnego, pewnie nawet nie zwróciłby uwagi, ale przy obecnym stanie rzeczy naszyjniki wydawały się dobrym tematem rozmowy. Mały, granatowofioletowy kryształ skrywający w sobie ledwo widoczne pioruny zawinięty był w kawałek drutu, a całe mizerne dzieło wisiało na szyi za pomocą sznurka i modłów. Eilert swoim wprawnym okiem twórcy szybko ocenił, że było to słabej jakości dzieło. Własnołapnie wykonane, ale słabej jakości, czego w sumie można było się spodziewać po szczeniaku.
– Co to za naszyjnik? – zapytał w końcu starszy, zwracając tym uwagę szczeniaka, który dotychczas skupiony był na tłumaczeniu, dlaczego króliki są smaczniejsze od zajęcy.
– To? A, sam zrobiłem.
Widzę, pomyślał do siebie Eilert, chociaż miał na tyle oleju w głowie, by nie powiedzieć tego na głos.
– A z czego jest zrobiony?
To zakłopotało młodzika, który zaczął się rozglądać na lewo i prawo. Uszy położył po sobie, ogon zawędrował między tylnymi łapami. Na ten widok rublii zrobiło się żal szczeniaka i już miał zapewniać, że młody nie musi odpowiadać, gdy żółte oczy spojrzały się prosto na niego.
– Obiecujesz, że nikomu nie powiesz?
Eilert spojrzał się dziwnie na małego przyjaciela.
– Masz moje słowo.
– Dobra. – To zaskakujące, jak mało potrzeba, żeby przekonać do siebie dzieci. – Znalazłem ten kryształ w jaskini pełnej takich kryształów reprezentujących różne żywioły. Szczerze, gdyby nie różnorodność wzorów, nie zainteresowałoby mnie to, ale to chyba niemożliwe, żeby jaskinia składała się z tylu przeróżnych kryształów, nie?
– No nie. – Rublia przytaknęła na odpowiedź głową.
– A dosłownie w momencie, gdy założyłem naszyjnik, zacząłem strzelać piorunami z łap!
W to już Eilert nie uwierzył, no bo jak to tak, nie mieć od urodzenia mocy, a potem nagle ją dostać, bo założyło się na szyję ładnie wyglądający kamień. Ptak wiedział zaś, że dzieci u większości gatunków chętniej opowiadają prawdę niż kłamstwa. Często można było dużo wyciągnąć z takich brzdąców. Wystarczyło je tylko odpowiednio poprowadzić.
– No proszę – udawał zdumienie. – Pokażesz mi, jak to działa?
Oczy szczenięcia zabłysły iskierkami podekscytowania.
– Jasne! Tylko się odsuń, bo nie chcę ci przypadkiem spalić piór.
Podążając za wskazówkami, Talerz odsunął się o kilka kroków, dając młodemu dużo miejsca do popisu.
Wilczek się skupił, wyprostował jedną łapę przed siebie, jakby na coś wskazywać, a gdy Eilertowi już wydawało się, że małemu jednak się coś przywidziało, z palców ssaka wyskoczyły malutkie pioruny. Młodzik odwrócił się do dorosłego z przysłowiowym rogalem na pysku, podczas gdy rublii już bardziej dosłownie opadła szczęka.
CDN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz