Sen jest rzeczą słodką. Słodsze od snu tylko te noce czuwane
przy akompaniamencie słodkiego śpiewania świerszczy i sowy. Sercem Anubis jest
w tych nocach letnich, kiedy śpi. Szum wiatru wokół, za jego plecami pchał
śnieg w kolumny zamieci. Już nie bawił się gwiazdeczką drobnego lodu, już nie
tańczył walców lecz rzucał nimi jak jesienny deszcz zrzucał kasztany i liście z
drzew kiedy nadchodził na mnie czas. Jak bogowie rzucali gwiazdami, tak zima
szarpała śniegiem jak swoją zabawką śmiertelną. I wył. Wył melodię, jak to zima
lubi, sobaczą. Wył. Wył historię tych,
których wędrownicze dusze zabrał ze sobą, których pieśni życia zagłuszył swoim
własnym głosem. Wył jakby jego własne wycie miało pochłonąć każdy oddech
sprzeciwu. Apollo leżał niewzruszony pod swoim kamieniem. Jego serce spokojne,
oczy jeszcze śpiące. I zima wokoło. A śnieg co raz darł w jego plecy osaczając
go tam pod tym kamieniem, jakby chciało go w ten sen na wieki zamknąć. I w
zaprę go zamienił. A Anubis w niej spał i w niej wstał. A wiatr wył…
Noc i dzień, piękne koło, zmienne ale równe i podzielne. Słońce i księżyc, tak się ze sobą w porach
różnych zmieniają się ze sobą długością. I idą przez lato, słońcem długo przez
zimę, księżycem świecąc po śniegach. A wiosną, kiedy słońce rozpuściło śnieg i
akompaniament śpiew wita zielone trawy i kwiaty, polany zakwitły i kamienie
porosły mchem. I tylko łoże z niezapominajek wdarło się w spokojne powitanie.
Ciało Anubisa, po zimie już dawno rozłożone, jego resztki, jego kości, w
oczodoły i miedzy żebra niezapominajki wbiły swoje korzenie, pokrywając go
błękitem ,którego nigdy nie zaznał. I jakby ironią karmiona, rosły, niezapominajki.
Na tym samotnym. Na tym zapomnianym.
Na tym, którego zabrała zima.
Zima.
Wyje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz