niedziela, 1 grudnia 2024

Od Yrsy - ,,Zagubiona dusza Srebrnego Chabra''


Jesień na terenach Watahy Srebrnego Chabra była jak z mrocznej ballady – złoto, czerwień i brąz splatały się w melancholijną symfonię. Wiatr niósł delikatny zapach opadłych liści, a nad lasem unosiła się mgiełka, która w świetle zachodzącego słońca zdawała się być niemal eteryczna. Yrsa, przemierzając te ziemie, czuła jak coś ją przyciąga – niewidzialna siła, która pulsowała w jej sercu, przywodząc na myśl dawno zapomniane historie.

Tereny te były dla niej nowe, obce, lecz zdawały się szeptać echa dawno minionych dni.

Stanęła na skraju polany, było to miejsce o szczególnej aurze, gdzie czas zdawał się zatrzymywać. Jesienne liście wirujące w powietrzu układały się w nieznany rytm, a powietrze drgało, jakby samo chciało coś wyrazić. Yrsa, choć nie rozumiała, co ją przywiodło, wiedziała, że musi tu być.

Zatrzymała się nagle, gdy dziwne uczucie przeszyło jej ciało. To zaczęło się jak delikatne drżenie w sercu, które wkrótce przerodziło się w szarpnięcie – znajomy znak, że wizja zaraz ją pochłonie.

Zanim zdążyła się zorientować, otoczyła ją czarna pustka. Znała to miejsce – mroczne, nieprzeniknione, zimne jak najgłębsza noc. Była to przestrzeń wizji, gdzie czas i miejsce przestawały istnieć, a prawda objawiała się w postaci urywanych obrazów i dźwięków.

Po chwili pustka zaczęła żyć. Tym razem widzenie było inne. Najpierw usłyszała szelest wiatru i odgłos kropel wody spływających po kamieniach. Potem zobaczyła ją – wadery, której nigdy wcześniej nie znała. Śnieżnobiałe futro lśniło w półmroku, a różnobarwne oczy – jedno szmaragdowe, drugie szafirowe – zdawały się przebijać przez czas i przestrzeń.

Faith. Imię wybrzmiało w umyśle Yrsy, choć nikt go nie wypowiedział.

Pojawiły się obrazy, przybierając kształt wspomnień dawno zmarłej wilczycy. Faith była pogodna, a jej obecność wypełniały ciepło i delikatność. Yrsa widziała ją, jak doglądała swojego ogrodu – zieleń przeplatała się z odcieniami kwiatów, a zapachy były niemal namacalne. Wokół Faith zbierały się inne wilki, które zdawały się ją podziwiać i cenić za wiedzę.

Ale potem obraz stał się ciemniejszy. Faith szła wzdłuż skalistego potoku w pochmurny dzień. Wiatr szarpał jej śnieżne futro, a ciemne chmury zwiastowały nadchodzącą burzę. Wadera wyglądała na zmęczoną, jakby dźwigała ciężar, który był dla niej zbyt wielki.

Woda w potoku zaczęła się burzyć, a ziemia pod łapami Faith stała się śliska. Yrsa widziała, jak Faith poślizgnęła się na krawędzi skalnego urwiska. Krótki moment, krzyk, który rozbrzmiał w pustce, i Faith zniknęła w wodospadzie, którego wściekłe wody pochłonęły jej smukłą sylwetkę.

Cisza.

Faith pojawiła się ponownie, tym razem w duchowej formie. Stała naprzeciwko Yrsy, a jej spojrzenie było pełne smutku, ale i spokoju.

Yrsa zrobiła krok naprzód, a wilczyca odwróciła głowę.

– Kto... kto tu jest? – zapytała niepewnie, głos miała delikatny, ale pełen zagubienia.

– Nazywam się Yrsa – odparła wadera, czując, jak w jej sercu narasta ciężar. Wiedziała, że ma przed sobą duszę. Zagubioną. Porzuconą. – Kim jesteś?

– Faith... Mam na imię Faith. – Jej głos zadrżał, a różnobarwne oczy spojrzały na Yrsę z cieniem nadziei. – Czy... czy ty wiesz, gdzie jestem? Nie mogę znaleźć drogi do domu. Od tak dawna błądzę...

Yrsa poczuła, jak coś w niej ściska się boleśnie.

– Faith, od jak dawna błądzisz? – zapytała ostrożnie.

Wilczyca zamyśliła się, jakby szukała odpowiedzi w gąszczu swoich wspomnień.

– Nie wiem... Zaczęłam zbierać zioła przy potoku, a potem... – Zamilkła, jej oczy rozszerzyły się w nagłym przebłysku zrozumienia. – Była burza. Poślizgnęłam się. Pamiętam tylko, że spadałam...

– Faith – zaczęła Yrsa, otwierając oczy – zginęłaś.

Wilczyca patrzyła na nią z niedowierzaniem, jakby te słowa były dla niej zbyt absurdalne, by mogła je pojąć.

– Nie... To nie może być prawda – wyszeptała, cofając się o krok. – Przecież muszę wrócić. Moje zioła... Mój ogród... Towarzysze ze Srebrnego Chabra na mnie czekają.

Yrsa podeszła bliżej, a Faith cofnęła się jeszcze bardziej, jej oczy wypełniły się łzami.

– Faith, proszę, posłuchaj mnie – powiedziała Yrsa łagodnie. – Prawdopodobnie minęły lata, odkąd cię tutaj nie ma.

– Lata? – powtórzyła cicho. – To niemożliwe... Przecież jeszcze wczoraj...

Jej głos załamał się, a jej ciało zaczęło blaknąć, jakby świadomość prawdy zabierała jej siłę. Yrsa, wiedząc, że musi ją wesprzeć, zbliżyła się jeszcze bardziej i łagodnie położyła łapę na ramieniu Faith.

– To nie jest koniec – powiedziała. – Możesz odejść w spokoju. Zasługujesz na to. Twoje życie było ważne, Faith. Twoje zioła, twoja dobroć... Wszystko to żyje w pamięci świata.

Faith spojrzała na nią, jej różnobarwne oczy lśniły jak gwiazdy.

– Ale... ja się boję. Co będzie dalej? – wyszeptała.

Yrsa uśmiechnęła się lekko.

– To, co najlepsze. Znajdziesz spokój.

Faith zamknęła oczy, a łzy spływały po jej policzkach. Gdy ponownie spojrzała na Yrsę, jej sylwetka była już niemal całkowicie przejrzysta.

Zagubiona dusza Faith, choć jej ciało niemal rozpływało się w eterycznej mgiełce, nagle wydawała się lżejsza, jakby ciężar zagubienia i strachu opuszczał jej duszę. Spojrzała na Yrsę z wdzięcznością, której nie musiała wyrażać słowami. Wokół nich czas i przestrzeń zdawały się cichnąć, jakby świat wstrzymywał oddech na tę jedną, ulotną chwilę.

– Czy... Czy ty mnie poprowadzisz? – zapytała Faith, jej głos był ledwie szeptem, ale wciąż nosił w sobie nutę nadziei.

Yrsa skinęła głową. Nie wiedziała, dokąd prowadzi ten niewidzialny szlak, ale czuła, że jej obecność jest kluczowa. Otarła delikatnie łzące się oczy Faith swoim nosem i zaczęła powoli iść, wskazując jej drogę.

Wkrótce krajobraz wokół nich zaczął się zmieniać. Mroczna pustka, która jeszcze przed chwilą zdawała się pochłaniać wszystko, ustąpiła miejsca łagodnemu światłu. Przed nimi pojawiła się polana – niczym wyjęta z pradawnej baśni. Trawa lśniła jak szmaragd, a powietrze wypełniał zapach dzikich kwiatów i ziół, które przypominały Faith jej ogród. W oddali słychać było śpiew ptaków i cichy szum strumyka.

– To... – Faith zatrzymała się, jej spojrzenie było pełne zdumienia. – To miejsce przypomina mi dom.

– Może właśnie dlatego tu trafiłaś – powiedziała Yrsa łagodnie. – To, co było dla ciebie ważne, zawsze będzie częścią ciebie, niezależnie od tego, gdzie teraz jesteś.

Duch wadery uśmiechnęła się słabo, ale w jej oczach pojawiła się iskra spokoju. Zrobiła krok naprzód, a wokół niej zaczęły pojawiać się sylwetki – cienie wilków, które kiedyś znała. Niektóre z nich były dla niej obce, inne od razu rozpoznała. Ich oczy witały ją ciepłem, którego brakowało jej przez tak długi czas.

Gdy Faith odwróciła się po raz ostatni, spojrzała na Yrsę z wdzięcznością.

– Dziękuję, Yrso. Bez ciebie nigdy bym tego nie odnalazła.

Yrsa skinęła głową, ale nie powiedziała nic. Słowa były tu zbędne.

Faith odwróciła się i zaczęła iść w stronę polany, a jej sylwetka stopniowo rozpływała się w świetle. Wkrótce pozostało po niej tylko delikatne ciepło, które otoczyło Yrsę, przypominając o tym, jak kruche i piękne może być życie – nawet po jego końcu.

Gdy wizja się skończyła, Yrsa otworzyła oczy. Znów stała na skraju jesiennej polany. Mgła wokół niej zaczęła się rozwiewać, odsłaniając wyraźne kontury drzew i złotych liści. W sercu czuła jednak coś nowego – ciszę, spokój, ale i wdzięczność za to, że mogła być świadkiem odrodzenia zagubionej duszy.

– Spoczywaj w pokoju, Faith – wyszeptała, zanim ruszyła w dalszą drogę, niosąc ze sobą pamięć o spotkaniu, które na zawsze odmieniło jej duszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz