Kai. Kai. Kai. Kai. Kai ty idioto. Sam siebie wyzywam bo
mogę. Bo mi się wyjątkowo należy. Zazwyczaj moje pomysły są bardzo błyskotliwe,
genialne bym powiedział, ale oczywiście, że nie. Tym razem to przeszedłem
samego siebie i teraz siedziałem jak ten idiota skulony pod jakimś kamieniem trzęsąc
dupą jak galaretką. No co ja ma powiedzieć. Miałem bardzo bliskie spotkanie z
niedźwiedziem, bo jak idiota wlazłem mu do domu w deszcz. I teraz mam ogon
nadgryziony. A jeszcze rano Miodełkę spotkałem i mówiła mi: „Nie pchaj się w
kierunku gór, bo podobno niedźwiedzia widzieli.” Ah jak ona o niego dba. Co za
los, co za los. Może zainteresowana. Ale tak właściwie to ja bym wolał jednak Kawkę.
Tak se leżałem taki mętny i płaczący pod tym kamieniem, bo mnie ogon bolał jak
gdzieś nad głową mi coś huknęło i z nieba spadła Mezularia. Tak tylko z
widzenia ja znam, zazwyczaj mnie ignoruje, bo podobno działam jej na nerwy. HA!
Latać nie umie ta menda parszywa, a mnie ignorować będzie!
—Do jasnej cholery! — zakrzyknęła sobie otrzepując się z ziemi i liści. No co
ja zrobię, pachnąłem, a ona spojrzała na mnie i skrzywiła się tylko. I potem
już jej nie widziałem. No cóż. Noc zapowiadała się długa i niezwykle bezsenna.
Chociaż… czy ja wiem. Jak tak sobie głowę ułożyłem na ziemi i pomyślałem o Szkliwie co pewnie
błogo z Kawką w swoim łóżku śpi to we mnie trochę krew zawrzała i z bólu zdjęła
myśli. O i to jak skutecznie. Ale należało spać żeby nie umrzeć z niedospania.
Zmęczony ptak lata krzywo. Głodny też, ale jedzenia ni widu ni słychu. Więc tak
sobie leżałem spokojnie w myśli recytując wierszyk, który zasłyszałem kiedyś od
Misunga. Ten lis jednak wieszał jak słowa składać żeby się głowy trzymały na
lata, po prostu! I jak tam leżałem sobie, i tak myślałem o dniu następnym. Może
poszukam tego, jak mu tam, z tym talerzem na głowie. Podobno jakaś nowa rubila
przybyła w te tereny. Kto wie może się akurat zaprzyjaźnimy… HAHA. Dobre sobie.
Nie warto mieć przyjaciół, bo cię jak szmatę porzucą. Kawka pieprzona. Ale
konkurencję zawsze warto oblukać. Eilert chyba… czy inne Ecio, jakieś takie
chińskie imię. Tylko ślaczków mu w imieniu brakuje. W każdym razie, na razie
niech ogon trochę się posączy i zatka, a jutro się pomyśli o tym kogo by tu tak
przyoczyć i zaczepić.
wtorek, 31 grudnia 2024
Od Bleu (Od Kaia) - "Pijany na koniec miesiąca" cz.3
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz