wtorek, 31 grudnia 2024

Od Bleu (Od Kaia) - "Pijany na koniec miesiąca" cz.3

Kai. Kai. Kai. Kai. Kai ty idioto. Sam siebie wyzywam bo mogę. Bo mi się wyjątkowo należy. Zazwyczaj moje pomysły są bardzo błyskotliwe, genialne bym powiedział, ale oczywiście, że nie. Tym razem to przeszedłem samego siebie i teraz siedziałem jak ten idiota skulony pod jakimś kamieniem trzęsąc dupą jak galaretką. No co ja ma powiedzieć. Miałem bardzo bliskie spotkanie z niedźwiedziem, bo jak idiota wlazłem mu do domu w deszcz. I teraz mam ogon nadgryziony. A jeszcze rano Miodełkę spotkałem i mówiła mi: „Nie pchaj się w kierunku gór, bo podobno niedźwiedzia widzieli.” Ah jak ona o niego dba. Co za los, co za los. Może zainteresowana. Ale tak właściwie to ja bym wolał jednak Kawkę. Tak se leżałem taki mętny i płaczący pod tym kamieniem, bo mnie ogon bolał jak gdzieś nad głową mi coś huknęło i z nieba spadła Mezularia. Tak tylko z widzenia ja znam, zazwyczaj mnie ignoruje, bo podobno działam jej na nerwy. HA! Latać nie umie ta menda parszywa, a mnie ignorować będzie!
—Do jasnej cholery! — zakrzyknęła sobie otrzepując się z ziemi i liści. No co ja zrobię, pachnąłem, a ona spojrzała na mnie i skrzywiła się tylko. I potem już jej nie widziałem. No cóż. Noc zapowiadała się długa i niezwykle bezsenna. Chociaż… czy ja wiem. Jak tak sobie głowę ułożyłem  na ziemi i pomyślałem o Szkliwie co pewnie błogo z Kawką w swoim łóżku śpi to we mnie trochę krew zawrzała i z bólu zdjęła myśli. O i to jak skutecznie. Ale należało spać żeby nie umrzeć z niedospania. Zmęczony ptak lata krzywo. Głodny też, ale jedzenia ni widu ni słychu. Więc tak sobie leżałem spokojnie w myśli recytując wierszyk, który zasłyszałem kiedyś od Misunga. Ten lis jednak wieszał jak słowa składać żeby się głowy trzymały na lata, po prostu! I jak tam leżałem sobie, i tak myślałem o dniu następnym. Może poszukam tego, jak mu tam, z tym talerzem na głowie. Podobno jakaś nowa rubila przybyła w te tereny. Kto wie może się akurat zaprzyjaźnimy… HAHA. Dobre sobie. Nie warto mieć przyjaciół, bo cię jak szmatę porzucą. Kawka pieprzona. Ale konkurencję zawsze warto oblukać. Eilert chyba… czy inne Ecio, jakieś takie chińskie imię. Tylko ślaczków mu w imieniu brakuje. W każdym razie, na razie niech ogon trochę się posączy i zatka, a jutro się pomyśli o tym kogo by tu tak przyoczyć i zaczepić.

 <CDN>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz