Chłodny wiatr z północy zawiał Anubisowi w nos. Jego płuca
nabrały w siebie mroźne powietrze, marznąc od środka. Zima tańczyła śniegiem na
jego futrze i w odbiciu jego ślepych oczu. Biały, świeży puch chrupał pod jego
obmarzniętymi opuszkami zostając w futrze i zbijając się w zwarte kulki lodu.
Anubis znał to uczucie. Jego paluszki co każdą zimę napotykały problem
ograniczonego ruchu i nieprzyjemnego chłodu. A
jednak było to uczucie, którego nie oddałby za żadne skarby. Jego krok
był wolny, wyjątkowo spokojny. Łapa jedna za drugą przesuwały się po ubitej
ścieżce, tej samej która latem kwitła słodkimi zapachami kwiatów. Teraz tylko
woń wilgoci i zimna unosiła się ku zeschłym koronom drzew. Ptaki, które wiosną rozbrzmiewają
psalmem chwalebnym dla słońca, teraz milczały lub w krajach dalekich i
cieplejszych spędzały swoje krótkie dni. Otulone nocą ostatki spały błogo, ich
serca nie skalane lękiem przyniesionym ze śniegiem. Anubis nie lubił takich milczących
nocy. Przypominały mu jak bardzo samotny
jest w tym wielkim świecie. I niech księżyc, jego towarzysz, mu za świadka
poświadczy, że jego serce kocha, ale jego kochanie do nocy tylko, która
gwiazdami dla widzących błyszczy, ale także głosem, pełną wigoru pieśnią żyje .
Apollo odetchnął, jego stare kości zaskrzypiały pod ciężarem skoku nad
kamieniem.
—Starzeję się. — zachrypiał, zimne powietrze wdzierając się w jego płuca,
mrożąc je. Zakasłał cichutko, przymykając swoje ślepe oczy. Jego zmysły i ciało prowadziły go na oślep,
zgrabnie i zwinnie, aczkolwiek ospale, w miejsce, które znał. Jego ulubiona
skrytka przed śniegiem. Kamień na małej polanie, wbity w ziemię, zupełnie
niedaleko od linii lasu. Tam zmieścił się i Anubis, wygrzebując sobie miejsce w
śniegu.
środa, 4 grudnia 2024
Od Apollo Anubisa Ain'a - "O zachodzie słońca, ja siedzę i płaczę" cz.1
<CDN>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz