Kwiaty czarnego bzu uderzyły o stolik Delty. Białe kwiatki
zadygotały od siły swojego upadku, parę z nich opadając na zimny kamień. Ich
los był już nakreślony przez sprawną rękę medyka, który zerwał je z ich domu.
Stary bez rosnący na brzegu lasu, zupełnie niedaleko jaskini medycznej, mógł
tylko smutno zaglądać za swoimi dziećmi, które wkrótce miałyby opaść same i
zamienić się w owoce. Oczywiście, nie wszystko zostało z niego zdjęte. Białe
kwiatki nadal mieniły się w słodkim, młodym letnim słońcu, gotowe aby wkrótce
zamienić się w małe czarne kuleczki. Jednak ta część która została skradziona
dostąpi losu zupełnie innego niż naturalnie im pisany. Zawinięte w kłębki i
wywieszone na sznurku, bez wody, bez matki, która zapewni cień i minerały, uschną.
Uschną dla szczęścia wilków, w których łapy wpadły. Marny to los dla kwiatu,
nawet jeśli nie najpiękniejszego, to jak miłego dla nosa. Ich los jednak przypieczętowany, gdy sprawna
łapa starego medyka zawinęła sznurek wokół
resztek gałęzi ich matki i zawiesiła wysoko ponad ziemią, głową do
słońca letniego, na pewną śmierć.
—I co z tego będzie? — dziewczęcy głosik spod ich stóp zawrzał wesoło.
—Na katar sienny. — medyk odparł pewnie i rzeczowo. — Jesienią zwykle wielki
problem. —
sobota, 28 grudnia 2024
Od Delty - "Na ziele - Czarny bez"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz