- Skoro prowadzisz te szczegółowe badania, to pewnie będziesz w stanie powiedzieć mi, ile czasu wykrwawia się wilk? - rzuciła nagle Notte, zupełnie nie zwracając uwagi na sytuację, która miała miejsce przed chwilą. Sam już nie wiedziałem, czy to dobrze - albo jakie są poszczególne kości kończyn? - teraz z kolei na jej pysku pojawił się jakiś dziwny, delikatny uśmiech. Co?
- Jak bardzo cenisz swój czas? - mruknąłem, lekko opuszczając głowę. Wolałem nie ujawniać, że jestem zupełnie skołowany - możemy jeszcze rozejść się po dobroci - tym słowom towarzyszyło chyba ciche, ostrzegawcze warknięcie, nie jestem pewien.
- Zapewniam cię, że dobra opowieść będzie dla mnie cenniejsza od tych gratów - mówiła o moich rzeczach. Aj, Notte, to zabrzmiało prawie jak szantaż.
- Mówisz... mówisz poważnie? - powoli, lekko odchyliłem się do tyłu, jeszcze chwilę wcześniej przygotowany na ewentualną walkę. Notte znów zdawała się lekko uśmiechnąć i prawie niewidocznie kiwnęła głową, jakby mówiła do dzieciaka. Szczerze mówiąc podobne słowa były ostatnim, czego spodziewałem się usłyszeć z ust tej czarnej wadery. Kimkolwiek ona jest i cokolwiek chce osiągnąć tak dziwnym balansowaniem pomiędzy byciem moim przeciwnikiem, a przyjacielem (jeśli mogłem tym mianem określić to, co właśnie odwalała), coraz skuteczniej upewniała mnie w przekonaniu, że coś jest z nią... no nie wiem, nie tak. Że nie mogę jej zaufać - a więc chcesz wiedzieć, ile czasu wykrwawia się wilk? To zależy od rodzaju krwotoku, w skrajnych przypadkach nawet kilkanaście sekund. Ale to raczej się nie zdarza, wymagałoby przerwania aorty, albo... zaraz, chwila, skąd ja to wiem? Ja tego nie wiem, przecież nie sprawdzałem - żachnąłem się, odsuwając jeszcze o kilka kroków w tył i siadając na ziemi.
- Nie, nie przeszkadzaj sobie, to bardzo ciekawe - wzruszyła ramionami. Na te słowa fuknąłem z niezadowoleniem.
- Nie rozumiesz, że prowadzę tu ważne badania? To coś, od czego może zależeć życie przyszłych pokoleń, rozwój medycyny, jakże ty niczego nie rozumiesz... - przerwałem na chwilę, kręcąc głową i uciekając wzrokiem gdzieś w bok. Nagle zreflektowałem się i popatrzyłem waderze prosto w oczy - nie zabiłem ich. Ja tylko - otworzyłem oczy nieco szerzej - wykorzystuję ich ciała. Lepiej chyba, niż zakopać je i o nich zapomnieć.
< Notte? Szykuj kiełbaski -_- >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz