Słońce świeciło i grzało jak dzikie, ale nie przeszkadzało mi to w krótkiej rozgrzewce. Czekałem na Mundusa. To on miał pomóc mi w dalszych ćwiczeniach. Obiecał to zrobić i miałem nadzieję, że mnie nie zawiedzie. Jak na razie nauczyłem się mu ufać, był bowiem najbliższą mi i pierwszą poznaną osobą w Watasze Srebrnego Chabra. Na zawieranie nowych znajomości i pielęgnowanie stosunków towarzyskich po prostu nie miałem czasu. Na to jeszcze nadejdzie czas, a na razie muszę wytrwale, ciężko pracować. Na siebie, na swoją lepszą przyszłość.
- Jesteś! - uniosłem głowę, gdy nade mną dało się słyszeć kilka machnięć silnymi skrzydłami - zaczynamy?
- Możemy zaczynać - przytaknął - miałeś dzisiaj trochę odpocząć. Nie będę więc cię męczył, porozmawiajmy. Szkło... przede wszystkim, na jak bardzo intensywnych treningach ci zależy?
To pytanie wydał mi się dziwne, ale z drugiej strony bardzo przydatne.
- Jak najbardziej. Na ile tylko siły pozwolą - odrzekłem bez namysłu. W milczeniu przytaknął i uśmiechnął się lekko. Wtedy właśnie po raz pierwszy zacząłem się zastanawiać, czy moja odpowiedź była właściwa.
- Od jak dawna ćwiczysz?
- Kilka tygodni. Może kilkanaście.
- Świetnie. Pewnie widzisz już różnicę w swojej sprawności?
- Nawet dosyć dużą. Szybko mi idzie - również uśmiechnąłem się, przymykając oczy.
- Czasem bywa tak, że duże postępy widzi się tyko na początku, a później nadchodzi zastój... ile byś nie ćwiczył, nie widzisz różnicy. Musisz się na to przygotować.
- Oczywiście. Jak będzie, tak będzie. To kiedy zaczynamy? - zapytałem szybko.
- Cóż za gorąca krew...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz