wtorek, 2 lipca 2019

Od Etain


Tego ranka obudził mnie głód, nie trudno zgadnąć, iż na wiele godzin wcześniej, niż sama bym tego chciała. Wyłoniwszy się niechętnym, zaspanym krokiem z jaskini, ujrzałam niebo w porze świtu, a chłodne, poranne powietrze, uderzyło mnie w twarz. Błąkanie się na dworze o tak wczesnej godzinie zazwyczaj nie miało wiele sensu, dzisiaj jednak towarzyszyło mi dobre wytłumaczenie i silna motywacja.
Las, pośród którego mieszkałam, tętnił życiem bez względu na porę dnia czy roku. Wypełniały go głosy i zapachy, te zwykłe i codzienne, jak świergot ptaków budzący się i zanikający wraz z codziennym cyklem słońca, ale też nowe, tajemnicze i nieznane. Gdy coś ciekawego się wydarzało, to zazwyczaj tutaj. To nie były dzikie i zarośnięte Bory Dworkowe ani Skryty Las, którego nazwa nie wymagała nawet komentarza. Ta ogromna powierzchnia wypełniona smukłymi drzewami iglastymi stanowiła centrum watahy, w przenośni i dosłownie, bo przecież leżała też mniej więcej pośrodku mapy.
Właśnie przystanęłam na moment przy grzybie o brązowym kapeluszu, trącając go łapą i zastanawiając się, czy powinien skończyć w moim żołądku, kiedy do moich nozdrzy dotarł słaby, bardzo charakterystyczny zapach krwi. Momentalnie oderwałam się od potencjalnej przystawki, węsząc w powietrzu. Zdziwiłam się trochę nagłością pojawienia się tej woni. Nie towarzyszyły jej odgłosy polowania lub walki.
Wiedząc, że źródło zapachu znajduje się niedaleko i wciąż mając nadzieję na pyszny posiłek, ruszyłam przed siebie. Jakiś kawałek dalej, gdzie ziemia opadała nieznacznie, natrafiłam na wilka. Siedział odwrócony do mnie czarnymi plecami. Dojrzałam także zabarwioną na czerwono trawę przed przednimi łapami postaci. Zmieniając trochę kąt patrzenia, a także odległość dzielącą mnie od nieznajomego, miałam już pełny obraz sytuacji. Czarny basior miał przed sobą szarego zająca, choć teraz równie dobrze można było go nazwać czerwonym. Leżał na ziemi, przytrzymywany za ogon przez swojego oprawcę. Jedna z jego tylnych łap leżała oderwana kawałek od ciała. Brzuch miał otwarty i to z niego sączyła się większość krwi. Jej zapach, teraz dobrze wyczuwalny i mocny, wypełniał powietrze. Zwierzę miało przymknięte oczy i niekiedy jego ciało przejmowały drgawki, nie umiałam jednak powiedzieć, czy jeszcze żyło.
Nie bardzo wiedziałam, co powiedzieć. Zając był zwierzyną łowną, a na polowaniu nierzadko widzi się podobne sceny, nie mogłam więc nazwać wypełniającego mnie uczucia współczuciem. Skłaniałabym się raczej ku powiedzeniu, że poważnie zdziwiło mnie nietypowe hobby napotkanego wilka. Nim jednak mogłabym to przed sobą potwierdzić, a także wymyślić, w jaki sposób powiadomić nieznajomego o swojej obecności, ten odwrócił głowę w moją stronę. Zauważyłam, że jego czerwone oczy były naprawdę ładne.

<Sangre?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz