środa, 1 stycznia 2025

Od Małej Mi – "Pocisk mocy" (trening mocy)

Najsilniejsza. Najmocniejsza. W watasze nie było jej równych. Przynajmniej tak gadali, ale Mi wcale nie była co do tego przekonana. Jej wciąż było mało, wciąż pragnęła być silniejsza, mieć potężniejszą moc. Zależało jej, choć powoli miała wrażenie, że teraz już nie dla potęgi samej w sobie, ale ze względu na nudę i samotność, jaka doskwierała waderze.

Siedząc nad zamarzniętym stawem wokół Różanego Wodospadu, czerwonoruda uważnie rozmyślała, czego jej brakowało we własnych umiejętnościach. Nie miała wątpliwości, że w sile, zwinności i szybkości nikt jej nie dorównywał, przynajmniej z wader, a z basiorów… Tylko te stare dziadki, którym już te umiejętności się i tak nie przydawały, bo ich ciała tego nie wytrzymywały. To by czyniło Mildredfiri niekwestionowaną zwyciężczynią. Z wyjątkiem jednej umiejętności.

Jej moc. Również była największa, ale nie była niekwestionowana. Były wilki, które mogły ją przegonić, gdyby się postarały. Na tą myśl w Mi budził się duch rywalizacji i zapragnęła zapewnić sobie pierwsze miejsce również i w mocy. Tylko co mogłaby zrobić, by potrenować panowanie nad ogniem.

Może, być może, zamiast iść w jak najtrudniejsze ćwiczenia, tym razem zabrałaby się za coś drobnego, wymagającego precyzji i delikatności. W końcu to również ważne cechy, potrzebne do dobrego panowania nad magicznymi mocami. Nawet jeśli miałoby być to krótkie ćwiczenie, zapewniające niewiele nowego doświadczenia, wciąż było wartościowe dla kogoś, kto nie ma co ze sobą zrobić pragnie zostać niezachwianym posiadaczem najpotężniejszego ciała.

Jej wzrok, dotychczas odległy i nieobecny, zwrócił się ku lodowatej, jednak wciąż płynącej wodzie szumiącego wodospadu. Obecnie była to jedyna płynąca woda na horyzoncie Mi, wszystko inne zamarło, dotknięte podmuchem kroków nadchodzącej zimy. Choć było to świetne miejsce do każdego innego treningu, dla wadery wydawało się teraz bezużyteczne i poczuła, że niepotrzebnie tu przyszła. Potem wycofała się w swoich myślach. Przynajmniej wpadła na pomysł, co ze sobą poczynić, a to dało więcej niż zwiedzanie jakichkolwiek innych terenów.

Podniosła się, pokryta mrozem i cienką warstwą śniegu trawa zaskrzypiała pod naciskiem łap. Wyjątkowo lód nie stopniał pod dotykiem ognistej wilczycy, co stanowiło miłą odskocznię od wiecznie mokrego futra. Łyse drzewa zatańczyły delikatnie pod namową wiatru, akurat gdy Mildredfiri zaczęła się oddalać od brzegu stawu, do którego wpadał Różany Wodospad. To nic, powiedziała do siebie wojowniczka. Przestało być tak wcześnie rano, więc zaczęło powiewać.

Postanowiła udać się na granicę południowych gór, gdzie mogła względnie z dala od wzroku ciekawskich obserwatorów poćwiczyć to, na co wpadła. Wiedziała, że znajdowała się niepokojąco blisko granicy Watahy Szarych Jabłoni, a przynajmniej tak powiedziałaby jej starsza rodzina. Ojcowie, których już nie miała. Brat, który odszedł. Siostra, która coraz rzadziej bywała w domu. Ostatnio widziały się kilka dni temu, od tego czasu nikt o niej nie słyszał. Z Tią też tak było, zanim nie zniknęła całkowicie, a w jej miejscu pojawił się Yolotl. Mi zrobiła coś, czego nienawidziła robić – przypomniała sobie, że została w większości sama.

Potrząsnęła głową, starając się wyrzucić z niej niemiłe myśli. Ćwiczenia, na tym miała się skupić. Góry były blisko, ich zbocza wznosiły się ku niebu, podczas gdy Mi pozostawała malutka i nieważna, wrażliwa na upływający czas bardziej od tych molochów. Ale w przeciwieństwie do nich, ona przynajmniej potrafiła się ruszać. Myśleć. Żyła.

Wadera stanęła na łysej, pomijając zalegający śnieg, skale. Rozglądając się, uznała, że było to świetne miejsce na jej trening, wystarczająco puste i wystarczająco osłonięte, nawet jeśli tylko z jednej strony.

Jej włosy zamieniły się w ogień, ogon również się nim zajął. Oba miała pod pełną kontrolą. Jak stała tak spod jej łap wyrosły płomienie, również opanowane do perfekcji. Gdy już Mildredfiri rozpaliła wszystkie części ciała, które zapragnęła, zaczęła kombinować bardziej. Zmniejszyła płomienie pod jedną łapą, pod pozostałymi zwiększyła, nie była to trudna sztuczka. Śnieg już stopniał, pozostawiając nagą skałę, ale na szczęście woda z niego szybko wyparowała i nie zmoczyła sierści na łapach. To zawsze było nieprzyjemne uczucie.

Kolejne ćwiczenie, zmniejszanie i zwiększanie płomieni na głowie, zmienianie ich kształtu, o tyle, o ile się da. Również coś, co Mi robiła już setki razy, nie sprawiało jej to najmniejszego kłopotu. Potrafiła nawet zmieniać kolor, sprawiać, by raz płomienie nabierały brązowej barwy, a raz niemal różowej. Gdy skupiła się wystarczająco, mogła nawet mieć kilka odcieni jednocześnie. Poćwiczyła tą umiejętność, nawet jeśli nie była przydatna w walce, dodatkowa rozrywka dla szczeniaków nigdy nikomu nie zaszkodziła. Malce często lubiły oglądać takie sztuczki.

Dalej… Co było dalej? Co mogła dalej robić? Powtórzyła poprzednie ćwiczenia na ogonie, ale niczym się to nie różniło, jeśli chodziło o sposób wykonania. Zastanowiła się, popatrzyła na swoje płomienie. W końcu wpadła na coś, czego często właśnie nie ćwiczyła.

Usiadła na kamieniu, by całe swoje skupienie móc na spokojnie przenieść na podniesioną łapę, zamiast martwić się o utracenie równowagi. Podniosła stopę na wysokość pyska, odwracając opuszki ku górze. Wystrzeliły z nich płomienie, malutkie, niczym z zapałek. Mi je zwiększyła. Potem zmniejszyła. Potem…

Potem udało jej się uformować z nich kulę i gdy opuściła nieznacznie łapę, kula ta pozostała w powietrzu, lewitując i kręcąc się niczym okrągły wir. Ciekawe zjawisko, jednak po ponownym dotknięciu rozwiało się w ciepłą bryzę. Zaintrygowana Mi spróbowała ponownie. I jeszcze raz. Aż w końcu zaczęła żonglować ognistą kulą. Następnie dwoma, trzema, jedną dużą, tą bawiła się jak piłką. W przypływie natchnienia rzuciła palącą się piłką w pobliskie kamienie. Rozległ się trzask, odłamki poleciały w różne strony, zostawiając spaloną, mokrą od stopionego śniegu wyrwę.

Ogień to nie zabawka. Zniszczenia po nim są najtrudniejsze do naprawienia, a często zdarza się, że nawet niemożliwe. Mi musiała o tym w końcu zacząć naprawdę pamiętać, jeśli miała zyskać nad nim pełne panowanie.

Koniec

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz