Cisza była niemal namacalna, przytłaczająca, powietrze wypełniało nozdrza pyłem i zapachem rdzy. Oxide siedziała na podłodze opuszczonego pociągu, czując chłód metalu przesączający się przez jej futro. "Nora Alfy" – ironiczna nazwa dla miejsca, które przypominało bardziej klatkę niż schronienie. Powietrze było ciężkie, przesycone wilgocią kopalni, a jedyne światło wpadało przez małe okienka wysoko nad głową.
To miejsce miało być symbolem władzy, ale dla Oxide to miejsce było co najmniej... Zabawne.
"Dzisiaj ceremonia," usłyszała głos w swojej głowie, choć myśl o tym wydawała się nierealna, jakby dotyczyła kogoś innego. "Ślub," słowo, które nie dochodziło do niej w żadnym wypadku. Nie, nie zamierzała zostać jego partnerką. Nigdy.
W jej umyśle pojawiły się obrazy. Jego spojrzenie, pełne zimnej determinacji. Słowa, które wypowiedział, kiedy leżała na ziemi, ledwie przytomna...
"Twoje geny są potężne. To mój obowiązek, aby z tego skorzystać." usłyszała nagle w podświadomości, na co jej nos zmarszczył się, a z jej pyska wydobyło się nieświadome warknięcie.
Cisza, która ją otaczała, nie była niczym innym, jak preludium do kolejnego chaosu. Czuła to w powietrzu, jak drżenie, którego nikt inny nie mógł dostrzec. Jej łapy zacisnęły się na zimnej podłodze. Każda część jej ciała bolała, a ból w boku wciąż przypominał o ostatnim starciu. Ale była przy życiu. I to wystarczało.
"Muszę coś zrobić. Znaleźć sposób. Nawet jeśli oznacza to..." Nie dokończyła myśli. Myśl o śmierci była kusząca, jeśli miała być wyzwoleniem, ale wiedziała, że Aiden by tego nie chciał. Aiden, który leżał teraz w tej samej kopalni, gdzieś w cieniu, otoczony strażnikami Alfy. Czy w ogóle żył? Czy była gotowa, by to sprawdzić?
Cichy dźwięk oderwał ją od myśli – szmer, delikatny stukot, jakby coś musnęło metal. Podniosła wzrok i odwróciła głowę w stronę okna. Tam, w wąskim prostokącie światła, dostrzegła znajomy kształt. Małe, zwinne ciało Młodego. Jego oczy błyszczały determinacją, a spojrzenie mówiło wszystko.
"Nie jesteś sama." usłyszała, głos ten przypominał jego własny, choć dobrze wiedziała, że to znowu tylko jej głowa.
Dreszcz przeszedł przez jej ciało, gdy uświadomiła sobie, że to może być ich jedyna szansa. Tylko czy byli gotowi na to, co nadejdzie?
Cichy stukot metalu ponownie przyciągnął uwagę Oxide. Jej wzrok powędrował ku wąskiemu oknu pociągu, gdzie dostrzegła Młodego. Stał tam, niemal zlewając się z ciemnością kopalni. Patrzył na nią, a kącik jego pyska drgnął w delikatnym uśmiechu, który zdawał się mówić: "Nie martw się, damy radę."
Poczuła nagłe ciepło w piersi, coś, czego nie czuła od dawna – iskierkę nadziei. Skupiła się, zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, a potem pozwoliła swoim myślom przesunąć się w stronę jego umysłu.
— Młody, udało ci się? – zapytała w myślach, starając się, by jej telepatyczny głos brzmiał spokojnie, mimo że w środku czuła się jak roztrzęsiona gałązka na wietrze.
Jego odpowiedź przyszła niemal natychmiast, szybka i pewna, jakby czekał na jej pytanie:
— Tak. Schowałem go za skrzynią w kącie hali, niedaleko tyłu pociągu. Nikt nie zauważył.
Cichy ton jego głosu niósł ze sobą coś więcej niż tylko informację – był w nim ślad dumy i lojalności, której Oxide desperacko potrzebowała.
— Dobrze się spisałeś. — odpowiedziała, czując jak myśl o krzemieniu daje jej nową iskrę determinacji.
Młody skinął głową, jakby słyszał jej myśli nawet bez ich telepatycznego połączenia. Oxide pozwoliła sobie na krótki moment wdzięczności. W tym chaosie, w tej piekielnej kopalni, miał ją kto wspierać – nawet jeśli był to młody, zwinny wilk, którego jedyną bronią była jego szczeniacka szybkość i odwaga. Wadera patrzyła na Młodego przez chwilę, czując, jak jej myśli powracają do Aidena. Musiała go znaleźć, musiała wiedzieć, czy jeszcze żyje, czy jest w stanie się ruszać. Telepatycznie nawiązała kontakt:
— Młody, muszę znaleźć Aidena. Ostatni raz, gdy go widziałam, był w strasznym stanie. Jeśli nie...
Zawiesiła się na moment, ale Młody odezwał się szybko, przerywając jej myśli:
— Pewnie go przyprowadzą.
Oxide zamarła, zaskoczona.
— Co? — spytała, chociaż bała się odpowiedzi.
— No, na ceremonię. — wyjaśnił. — Alfa uwielbia takie rzeczy. Upokorzenie jest jego ulubioną bronią, a Aiden… Aiden to jego trofeum. Chce, żeby patrzył, żeby wiedział, że nie może cię ochronić.
Te słowa były jak cios. Oxide z trudem opanowała gniew, który kipiał tuż pod powierzchnią.
— ...Wyciągnę go stąd. — jej myśli były ostre jak nóż, pełne determinacji.
Młody spojrzał na nią, jego oczy były pełne troski.
— Co zamierzasz zrobić?
Uniosła łeb, choć jej ciało wciąż odczuwało ból i zmęczenie.
— Najpierw znajdę Aidena. Jeśli jest w kopalni, dowiem się gdzie. Potem… uciekiemy.
Młody zmrużył oczy, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie skinął głową. Patrzyła na niego, w jej oczach tliła się nadzieja, ale też niepokój.
— Zajmę się tym podczas ceremonii. — powiedział basior, jego głos był spokojny, ale zdeterminowany. — Uwolnię Aidena, i wtedy oboje będziecie mogli uciec.
Wadera skinęła głową, a jednak wciąż coś ją niepokoiło. To była szansa, ale była zbyt ważna, by pozwolić, by cokolwiek poszło nie tak.
— A ty? — zapytała nagle, nie myśląc zbyt długo, ale czując, że musiała to powiedzieć. — Ty też z nami idziesz.
Młody zamilkł na chwilę, jego spojrzenie było pełne zaskoczenia, ale też cienia wahania.
— Co? — nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. W końcu całe życie mieszkał właśnie tutaj, w bractwie. — Nie mogę... to nie jest takie proste.
Oxide spojrzała na niego z pełną powagą, jakby nie było innej opcji.
— Obiecuję ci to. — jej głos był stanowczy, a jej fioletowe oczy lekko błysnęły. — Uciekniesz z nami, Młody. Niezależnie od tego, co się stanie.
Młody patrzył na nią przez chwilę, analizując jej słowa. W końcu uśmiechnął się lekko, choć jego oczy wciąż skrywały pewną niepewność.
— Obiecujesz?
Oxide skinęła głową.
— Obiecuję.
Młody spojrzał na nią przez moment, a potem odwrócił wzrok, jego ciało znów skryło się w cieniu.
— Dobrze. Zrobię wszystko, co w mojej mocy.
I zniknął, zostawiając Oxide z poczuciem, że coś ważnego ruszyło naprzód. Plan szedł dobrze. Miała wrażenie, że wszystko zaczyna układać się po jej myśli, choć nie można było liczyć na brak komplikacji. Każdy krok w tym miejscu był niepewny. Czuła, jak serce bije mocniej, ale starała się opanować napięcie. Czasu nie było dużo – ceremonia musiała rozpocząć się lada moment, a wszystko zależało od tego, jak szybko uda im się wykonać kolejny krok.
Zaczęła rozglądać się po norze Alfy, starając się znaleźć coś, co mogłoby wprowadzić chaos, odwrócić uwagę, dać im czas na ucieczkę. Chciała znaleźć coś, co mogłoby stać się narzędziem w łapachch tych, którzy musieli zniszczyć ten ład, zanim on ją zniszczył. I wtedy zauważyła coś w kącie, nieopodal drzwi do kabiny maszynisty. W półmroku, w jednej z bocznych nisz, stały dwie potężne skrzynie, solidne, choć czas spowodował parę ubytków w drewnie. Oxide poczuła przyspieszenie tętna – czuła, że to może być to, czego szukała. Ruszyła w stronę skrzyń, ostrożnie, starając się zachować ciszę, ale umysł podpowiadał jej, że właśnie znalazła coś, co mogło się okazać kluczowe. Otworzyła jedną z nich. Wewnątrz było to, czego się spodziewała: dynamit. Dwie duże skrzynie pełne ładunków wybuchowych. Przez chwilę tylko wpatrywała się w nie, wstrzymując oddech. To była idealna okazja, ale i ogromne ryzyko. Zatrzymała się, analizując sytuację. Jeśli udałoby się podłożyć ładunki w odpowiednich miejscach, bądź jednym konkretnym miejscu, mogliby zniszczyć część kopalni, odwracając uwagę Alfy i reszty, dając czas Młodemu i Aidenowi. Byłoby to niebezpieczne, ale miało szansę zadziałać.
Zanim podjęła decyzję, szybko sprawdziła drugi ładunek. Tak, to były dwa pełne zestawy dynamitu, wystarczające, by wzbudzić chaos. Jedynym problemem był czas, aby wszystko zorganizować. Skontaktowała się z Młodym, desperacko szukając jakiejś pomocy. Chciała, by ten dał jej choćby najmniejsze wskazówki, bo tylko on mógł pomóc jej przełamać impas.
— Młody… musisz mi pomóc. Muszę przetransportować skrzynie z dynamitem w odpowiednie miejsce, ale nie dopcham ich swoimi łapami.
Po kilku sekundach ciszy, Młody odpowiedział jej w myślach, z głosem pełnym koncentracji:
— Załaduj te skrzynie na wózek kopalniczy.
Oxide zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc.
— Wózek kopalniczy? To wciąż nie rozwiązuje problemu.
— Zaraz. Posłuchaj mnie… Mam pomysł. Możesz załadować skrzynie na wózek i je przewieźć pod główny filar. Ale pamiętaj, musisz udawać, że to wszystko jest częścią planu. Powiedz wszystkim, że to Alfa kazał je przenieść, żeby zrobić podest dla młodej pary. Wiesz, że chcecie zrobić wrażenie na wszystkich. Takie coś na pewno nie wzbudzi podejrzeń.
Oxide poczuła, jak jego pomysł zaczyna nabierać sensu. Młody może faktycznie był dzieciakiem, ale był naprawdę inteligentny i miał rację. Wózek kopalniczy był idealnym narzędziem, by przetransportować ładunki szybko i bez większego wysiłku. Byłby to zwyczajny ruch, który miałby na celu spełnienie "wielkiego planu" Alfy.
— Dzięki… To może się udać. — Oxide poczuła, jak nadzieja wzbiera w jej piersi. Zamknęła oczy na chwilę, wciągając głęboko powietrze. — Pamiętaj, obiecuję ci, że nie zostaniesz z tym sam. Uciekniemy razem.
— Wiem. Będziemy gotowi.
Zanim zakończyli rozmowę, Oxide szybko opuściła wagon i ruszyła w stronę wózka kopalniczego, który stał nieopodal, przekonywała się, że plan może rzeczywiście wypalić. Musiała teraz wykonać dokładnie to, o czym mówił Młody - załadować dynamit, udawać, że wszystko to jest zgodne z planem Alfy. Wszystko musiało przebiec perfekcyjnie. I o ile popychanie wózka pod wagon okazało się małym wzywaniem, to gdy próbowała przepchnąć na niego skrzynie, mało się nie załamała psychicznie. Każdy ruch wymagał wysiłku – skrzynie były niewygodne do pchania dla wilka, a przestrzeń wokół niej stawała się coraz bardziej duszna. Starała się wyglądać na skoncentrowaną i spokojną, ale serce jej biło szybciej, jakby czuła, że czas ucieka.
Nagle usłyszała ciężkie kroki. Obróciła się gwałtownie, serce zatrzymało się w piersi, kiedy zobaczyła Alfę, który zbliżał się do niej, jego spojrzenie było zdecydowanie podejrzliwe.
— Co ty tutaj wyprawiasz? — zapytał basior, jego głos był ostry i stanowczy. Oxide poczuła, jak z każdą sekundą robi się bardziej napięta. Pierwotna historyjka o tym, że robi to na jego rozkaz nagle uleciała z dymem. Musiała improwizować.
— Pomyślałam, że to świetny pomysł… zrobienie podestu na ceremonii… z tych... skrzynek. – odpowiedziała szybko, starając się nie brzmieć zbyt sztywno. Jej głos brzmiał pewnie, ale w głębi duszy drżała.
Alfa przez chwilę milczał, patrząc na nią z wściekłością w oczach. Jego wzrok przeszył ją jak ostrze, ale nie odwróciła spojrzenia. Wiedziała, że jeśli teraz okaże strach, ten zorientuje się, że coś jest nie tak. Po kilku długich sekundach milczenia, basior powoli skinął głową, jakby rozważał jej odpowiedź.
— Hmh. To rzeczywiście dobry pomysł. — powiedział w końcu, a w jego głosie nie było już gniewu, tylko chłodna aprobata. Jego oczy powędrowały na skrzynie, a potem wróciły na nią. — Wiesz… to całkiem kreatywne, skarbie.
Oxide poczuła, jak zimny dreszcz przebiega po jej plecach. Coś w tym tonie było dziwnie złośliwe. Nagle poczuła, jak Alfa staje tuż przy niej. Gdyby nie odsunęła się o krok, ich ciała prawie by się zetknęły. Poczucie niepokoju stało się niemal namacalne. Alfa nachylił się, szepcząc coś niskim, ciepłym głosem, który brzmiał jak rozkaz. Jego oddech musiał być blisko jej ucha.
— A może… po ceremonii… mogłabyś pokazać, jakie jeszcze pomysły kryją się w twojej głowie?
Jego słowa były niczym trucizna, a sposób, w jaki je wypowiedział, sprawił, że deszcz obrzydzenia przeszedł przez całe jej ciało. Oxide poczuła, jak jej żołądek ściska się w bolesnym skurczu, ale nie dała po sobie poznać. Jej umysł wypełniła tylko jedna myśl: "Maski, Oxide, maski." Patrzyła mu w oczy, nie dając po sobie poznać, jak bardzo wstrząsające było to, co właśnie usłyszała. Musiała teraz grać rolę.
— Zdecydowanie będziesz zadowolony. — odpowiedziała cicho, starając się utrzymać wspomnianą maskę, choć w jej wnętrzu wszystko krzyczało z obrzydzenia.
Alfa uśmiechnął się, a ten uśmiech miał w sobie coś mrocznego. Patrzył na nią z wyższością, jakby wyczuwał, że była na skraju załamania, ale wciąż trzymała się kupy.
— To dobrze, Oxide.
Alfa spojrzał na przyszłą partnerkę z wyraźnym brakiem cierpliwości, kiedy ta próbowała przepchać skrzynki, ale w jego oczach dało się dostrzec także pewną szorstką troskę. Sztuczną troskę. Jego oddech był równy i spokojny, a głos zdecydowany, kiedy zawołał:
— Lucjan, Młody, chodźcie tu!
Lucjan pojawił się jako pierwszy, zbliżając się powoli, z wyraźnym zainteresowaniem, ale bez żadnego pośpiechu. Młody natomiast przyszedł tuż za nim, wyczuwając już, co się działo. Oxide nie zdążyła się nawet porządnie odwrócić, kiedy Alfa zwrócił się do nich:
— Zajmijcie się tym wózkiem, macie przenieść te skrzynie. Młody, wybierz odpowiednie miejsce, chcę, by było to naprawdę zjawiskowe.
Młody skinął głową z maską zamyślenia na twarzy, jego oczy błysnęły w świetle, jakby zaczynał snuć plan, choć ten zdawało się, że był już dawno gotowy. Zanim Oxide zdążyła coś powiedzieć, on już podszedł do wózka i spojrzał na rozmieszczone skrzynie.
— Hm… Może tam? — wskazał miejsce w centrum hali kopalni, tuż przy rozległym filarze, który podtrzymywał część stropu. — Zaraz za tym kątem, tu będziemy mogli was dobrze widzieć, a cała scena będzie wyglądała... "wybuchowo".
Młody był zdeterminowany, by nie tylko wykonać plan, ale i nadać temu wyjątkową dramaturgię. Oxide od razu poczuła jego wyśmienitą grę. Przez chwilę poczuła nawet, że zaczyna lubić tego dzieciaka.
— Do roboty. — powiedział Alfa, odwracając się do Lucjana, który zbliżył się do skrzyń, zaczynając je pchać na wózek. — Później będziesz zajmował się szczegółami, jak to wszystko ustawić Młody. Ty i tak jesteś najlepszy w tego typu rzeczach. Upewnij się, że wszystko wygląda dobrze.
Basior skinął głową i chwycił się za wózek, pomagając Lucjanowi załadować skrzynie. Oxide zauważyła, jak Młody wymienia z nim kilka szybkim słów, planując kolejność, by nie tracić czasu. W tym momencie Oxide poczuła, że cały ten plan, choć ryzykowny, zaczął się materializować. Jej serce znowu zaczęło bić szybciej. Było to jak układanka, którą teraz musieli wszyscy złożyć, by mogła zakończyć się sukcesem. Jednak przed nimi stało jeszcze ogromne wyzwanie – przeżyć wybuch.
Zanim ruszyli z wózkiem w kierunku wyznaczonego miejsca, Młody spojrzał na nią, uśmiechając się w porozumiewawczy sposób, starając się dodać jej otuchy, choć jego oczy zdradzały napięcie.
— Damy radę. – powiedział cicho, lecz stanowczo.
Oxide skinęła głową, czując, jak w jej wnętrzu wzbiera fala nadziei. Musieli dać radę. Przez parę chwil patrzyła jak dwa basiory kierują się ku filarowi, a potem wzięła głęboki oddech, zamykając na chwilę oczy, i skupiła się na wysyłaniu myśli do Młodego. Nie chciała ryzykować, że coś się nie uda, więc każdą instrukcję musiała przekazać wyraźnie i precyzyjnie.
— Młody. — jej myśli dotarły do niego. — Musisz przenieść krzemień w pobliże skrzyń. Gdzieś obok, tuż obok wózka, albo nawet na krawędź którejś ze skrzyń. Ważne, żeby nikt nie zauważył niczego podejrzanego.
Młody momentalnie odpowiedział, a jego umysł był równie zdecydowany jak jej, choć w jego głosie dało się wyczuć pewną nutę spokoju, która dodawała Oxide otuchy.
— Rozumiem. Wkrótce będzie w odpowiednim miejscu. Będziesz miała go pod łapą.
Oxide poczuła ulgę, ale wciąż miała świadomość, że każdy najmniejszy szczegół mógł się wymknąć spod kontroli. Jej serce biło szybko, a myśli zaczęły znowu krążyć wokół tego, co miało się wydarzyć. Po chwili, jej telepatyczna więź z Młodym znów się zerwała, ale wiedziała, że rozumie, co ma zrobić.
—
Minęła może godzina, od tamtego momentu. Wadera właśnie siedziała przed norą Alfy, obserwując zbierające się wilki bractwa, którzy ustawiali się w niemal równym rzędzie. Wyglądało to co najmniej tak, jakby byli w wojsku. Jej wzrok zjechał na bok i gdzieś pod ścianą wypatrzyła swojego towarzysza. Spojrzenie Oxide zablokowało się na Aidenie, a jej serce ścisnęło się z żalu i gniewu. Stał pod ścianą hali, otoczony l paroma wilkami, ale wyglądał, jakby był zupełnie sam. Konstrukcja na jego pysku była przerażająca – złożona z końskiego ekwipunku, którego brutalność biła po oczach. Gruba skórzana uzda oplatała jego szczękę i czoło, spinając pysk w ciasny, nienaturalny sposób. Metalowe klamry i sprzączki wbijały się w jego futro, pozostawiając na nim ślady otarć. Łańcuch, przymocowany do tej improwizowanej uprzęży, ciągnął się ku ziemi, gdzie został zabezpieczony w miejscu grubym hakiem wbitym w skalną posadzkę. Każdy element tej konstrukcji wyglądał, jakby miał go nie tylko unieruchomić, ale i upokorzyć. A sam Aiden wyglądał słabo, jakby całe życie z niego uleciało. Jego łapy ledwo utrzymywały ciężar ciała, a oczy – te zawsze jasne i pełne intensywności – były teraz przygaszone, niemal martwe. Zwykle promieniujący zielonym blaskiem, teraz patrzył pustym wzrokiem gdzieś w przestrzeń, jakby był tylko cieniem samego siebie. To widok, którego nawet Oxide nie mogła znieść. Ale może on też tylko gra? Nie... to niemożliwe, nie wylizałby się tak szybko w pełni z odniesionych ran podczas walki ze strażnikami.
"Ogarnij się, Oxide. Czy on w ogóle coś dla Ciebie znaczy?" usłyszała nagle podły głos w swojej podświadomości. Potrząsnęła lekko łeb, jakby chciała wyrzucić ten dźwięk z uszu. "To tylko narzędzie."
Aidena pilnował Lucjan – wysoki, biały basior, który krążył wokół Aidena z wyraźnym zadowoleniem. Był w tym jakiś groteskowy pokaz siły, jakby chciał pokazać wszystkim, że kontroluje nawet kogoś takiego jak Aiden.
Nagle kątem oka dostrzegła Młodego. Pewnym krokiem podszedł do Lucjana, jakby przyłączenie się do pilnowania Aidena było jego obowiązkiem. Wyglądał na opanowanego, jego wzrok nagle powędrował ku waderze, i dostrzegła ten delikatny błysk w jego oku i ledwo zauważalny uśmiech.
Musiała się skupić. Wciąż miała kilka chwil, by wszystko dopracować. Ale widok Aidena w tym stanie sprawił, że z trudem utrzymywała w sobie spokój.
Zauważyła zbliżającego się Alfę, a jej ciało instynktownie zesztywniało. Jego kroki były powolne, niemal teatralne, a w pysku niósł coś, co na pierwszy rzut oka wyglądało na bukiet. Dopiero gdy się zbliżył, dostrzegła szczegóły – pęk podziemnych roślin, splecionych w sposób równie brutalny, co groteskowy. Wśród nich były długie łodygi pokryte kolcami, ciemnofioletowe kwiaty o przytłaczającym zapachu i jakieś dziwne, szaro-zielone liście, które zdawały się wręcz pulsować delikatnym światłem. Alfa podszedł do niej, położył bukiet przed jej łapami, a jego wąski, drapieżny uśmiech sprawił, że poczuła lodowaty dreszcz na karku.
— Piękny, prawda? — zapytał, a jego głos był oślizgły jak nigdy wcześniej. — To specjalnie dla ciebie, moja przyszła partnerko.
Oxide z trudem powstrzymała odruch, by się cofnąć. Zmusiła się, by unieść głowę i spojrzeć na niego prosto, ukrywając wszelki ślad obrzydzenia.
— Wyjątkowy. — powiedziała cicho, starając się, by jej ton był neutralny.
Alfa przechylił łeb, jakby analizował jej odpowiedź, po czym zniżył głos.
— Mam nadzieję, że jesteś gotowa, Oxide. Ceremonię czas zacząć.
Jego słowa były jak nóż wbijany prosto w jej serce, ale wiedziała, że nie może dać po sobie nic poznać. Spojrzała na Aidena, potem jej wzrok przesunął się na Młodego, który subtelnie kiwnął głową. Wszystko musiało pójść zgodnie z planem.
Oxide westchnęła teatralnie, przybierając pozory pokory.
— Jestem gotowa. — powiedziała, tym swoim zalotnym głosem.
Alfa uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym wskazał łbem kierunek, w którym mieli iść.
— Doskonale. Chodź za mną, moja droga. Nasze miejsce czeka.
Oxide rzuciła jeszcze jedno spojrzenie w stronę Aidena i Młodego. Musiała zaufać, że młody basior zrobi to, co zaplanowali, i że ich ostatnia szansa na ucieczkę nie zostanie zaprzepaszczona. Wadera wzięła bukiet od Alfy, zaciskając zęby, gdy ostre łodygi wbiły się w jej wargi. Z każdym krokiem w stronę podestu czuła narastające napięcie. Głosy wilków zgromadzonych w kopalni mieszały się w jednostajny szum, który przytłaczał ją coraz bardziej. Na krańcu skrzynki dostrzegła krzemień, leżący tam, jakby był zwykłym kawałkiem skały. Mimo to, jej twarz pozostawała niewzruszona. Nie mogła pozwolić, by ktokolwiek zauważył cokolwiek podejrzanego.
Aiden stał pod ścianą, spętany konstrukcją wykonaną z końskiego ekwipunku. Skórzane pasy i łańcuchy dalej oplatały jego ciało, a metalowy kaganiec utrudniał mu oddychanie. Nie zapowiadało się, że mieli ściągnąć z niego szybko te wszystkie rzeczy. Lucjan pilnował go z nieodłącznym, triumfującym wyrazem pyska. Młody stał obok, starając się zachować spokój, choć jego uszy lekko drgały od napięcia. Oxide spojrzała na Aidena, choć starała się, by to wyglądało jak przypadkowe, przelotne spojrzenie. Jego wzrok był skupiony na niej, a w jego oczach, choć pozbawionych zwykłego zielonego blasku, wciąż tlił się gniew. Wiedziała, co czuł – nienawiść do Alfy, do tego miejsca, do tego, co zmuszano go przez lata, a ją przez ostatnie dni pobytu w bractwie.
Gdy dotarli na podest, Alfa zatrzymał się i spojrzał na nią z obrzydliwym uśmiechem. Oxide poczuła zimny dreszcz przebiegający wzdłuż jej kręgosłupa, ale zmusiła się do uśmiechu, choć wiedziała, że jej oczy zdradzają czystą niechęć.
— Piękny widok, prawda? — rzucił Alfa, spoglądając na zgromadzenie. Położył łapę na jej grzbiecie, a jej żołądek niemal podskoczył od obrzydzenia.
Oxide, starając się nie zdradzić swoich emocji, szybko nawiązała telepatyczny kontakt z Młodym.
— Czy wszystko gotowe? Krzemień jest na miejscu, ale musisz znaleźć sposób, by dostać się bliżej Aidena. Jeśli wybuch dojdzie do skutku, musimy działać szybko.
Młody, stojąc przy Aidena, mrugnął lekko do Oxide, dając jej niemą odpowiedź. Po chwili zrobił krok w stronę Lucjana, z udawanym entuzjazmem.
— Może lepiej postawię się po drugiej stronie? Alfa kazał pilnować zdrajcę z każdej strony. — Zanim Lucjan zdążył odpowiedzieć, Młody zajął miejsce bliżej Aidena, rzucając mu szybkie, uspokajające spojrzenie.
Oxide czuła, jak czas zwalnia, a napięcie rosło z każdą sekundą. Wilki zaczęły wyć, oznajmiając początek ceremonii. Alfa uniósł łeb wysoko, a jego głęboki, chrapliwy głos rozbrzmiał w całej kopalni. Wilki, które do tej pory szeptały między sobą, zamilkły, skupiając całą uwagę na nim.
— Bracia! — zaczął z dumą w głosie. — Dzisiejszy dzień zapisze się złotymi zgłoskami w historii naszej watahy. Dzień, w którym Alfa i jego wybranka połączą się, by prowadzić nas ku chwale i sile!
Wadera stała obok niego, zmuszając się do zachowania spokoju. Bukiet w jej pysku zaczął ciążyć jak kamień, a każdy krok, który musiała wykonać ku skrzynkom z dynamitem, wydawał się wiecznością.
— Wataha nie jest tylko jakąś tam grupą — kontynuował Alfa, rozglądając się po zgromadzeniu. — Jesteśmy jednością. A dziś moja wybranka, Oxide, stanie się symbolem tej jedności.
Przełknęła ślinę, czując, jak z każdym jego słowem narasta w niej obrzydzenie. Na szczęście, bukiet zasłaniał jej twarz, ukrywając wyraz złości i niechęci, który wbrew sobie musiała stłumić.
— Zaufanie, lojalność, siła! — Alfa podkreślał każde słowo, jego głos odbijał się echem od ścian kopalni. — Dziś stawiamy na nich fundament przyszłości naszej watahy.
Kątem oka zauważyła ruch wśród wilków. To Młody, który zręcznie przesuwał się bliżej Aidena. Była pewna, że czekał tylko na odpowiedni moment. Jej telepatyczne wezwanie wcześniej nie pozostało bez odpowiedzi, a teraz musiała zaufać, że chłopak wie, co robi.
Alfa spojrzał na Oxide, nachylając się do niej. Jego cichy, chrapliwy szept przeszył jej uszy.
— Uśmiechnij się, moja droga. To dzień, którego nie zapomnisz do końca życia.
Zmusiła się do lekkiego uniesienia kącików pyska, jednocześnie przeklinając go w myślach. Każda sekunda ceremonii wydawała się trwać wieczność, ale wiedziała, że muszą dotrwać do kulminacyjnego momentu.
W głowie miała tylko jedno: "Młody, Aiden, przygotujcie się."
Błądziła wzrokiem, próbując skupić się na czymkolwiek, co mogłoby odwrócić jej myśli od słów Alfy. Nagle zauważyła drobny szczegół – przez jedną ze szczelin w skrzynce z dynamitem wystawały knoty. Ledwo widoczne, ale były tam. Fenomenalnie. W tym momencie wiedziała, że każda sekunda była na wagę życia – jej, Aidena, Młodego, a może i kilku innych wilków, którzy mieli szansę uciec. O ile ci będą chcieli.
Nagle „przypadkiem” upuściła bukiet, który upadł na drewnianą powierzchnię z głuchym odgłosem. Oxide nachyliła się, aby go podnieść, z premedytacją odwlekając moment, w którym musiałaby znów stanąć obok Alfy. Dowódca spojrzał na nią z góry, wyraźnie rozdrażniony jej niezgrabnością, ale nie stracił swojej pozy.
— Oxide — jego głos był głęboki i władczy — przyrzeknij, że...
Nie pozwoliła mu dokończyć. Podniosła łeb na chwilę, tylko po to, by zerknąć na niego z dołu, jej fioletowe oczy błyszczały gniewem i determinacją.
— Po moim trupie. — syknęła, a w tej samej chwili sięgnęła pyskiem po krzemień.
Nim ktokolwiek zdążył zareagować, uderzyła nim o kamienny filar obok skrzyń z dynamitem. Posypały się iskry. Na moment wszystko zamarło, a w powietrzu zapanowała grobowa cisza.
I wtedy usłyszała dźwięk na który długo czekała.
Tsssss...
<Oxide?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz