Las skrywał się pod grubą warstwą śniegu, a nagie gałęzie drzew błyszczały od słońca odbijającego się w lodowych kryształkach. Blask dnia sprawiał, że biel wokół niemal oślepiała, a powietrze mieniło się drobnymi iskierkami opadającego śniegu. Panowała cisza, przerywana jedynie trzaskiem pękającego lodu pod naciskiem gałęzi i cichym świstem wiatru przeczesującego drzewa. Każdy oddech zamieniał się w mglistą chmurkę, unoszącą się na chwilę w mroźnym powietrzu, zanim zniknęła bez śladu.
Na polanie, gdzie śnieg leżał nietknięty jak gładkie płótno, Aiden siedział pod oszronionym dębem. Jego ciemne futro odcinało się wyraźnie od otaczającej go bieli, a gruba sierść chroniła przed ostrym chłodem zimowego dnia. Słońce oświetlało jego sylwetkę, rzucając wydłużony cień na śnieg. Mimo pozornego spokoju każdy ruch jego uszu świadczył o czujności. Był gotów zareagować na najdrobniejszy dźwięk – trzask gałęzi czy krok intruza.
Śnieg wirował wokół jego łap, unoszony przez podmuchy wiatru. Aiden czuł, jak mroźne igiełki lodu smagają jego pysk, ale nie zwracał na to uwagi. Oczy basiora śledziły każdy fragment krajobrazu, analizując zmieniające się cienie, które tańczyły pod drzewami. Miał w sobie nieustępliwość kogoś, kto znał zimę nie tylko jako porę roku, ale jako przeciwnika i sprzymierzeńca zarazem.
W oddali wiatr zaszumiał w koronach drzew, niosąc echo dalekiego świata. Gdzieś za horyzontem życie toczyło się dalej, ale tu, na tej polanie, czas zdawał się zamierać. Aiden czekał cierpliwie, wiedząc, że jego towarzyszka niedługo się pojawi. Każda sekunda tego mroźnego dnia była dla niego częścią naturalnego porządku – zimy, która wymagała siły, ale też ją kształtowała.
Aiden uniósł głowę, gdy cichy trzask śniegu przerwał zamarzniętą ciszę. Spojrzenie jego jarzących się zielenią oczu natychmiast skupiło się na miejscu, skąd dochodził dźwięk. Z pomiędzy drzew powoli wyłoniła się znajoma sylwetka – białe futro Oxide błyszczało w słońcu, niczym zlepek śnieżnych piór i srebrnych odcieni, które stapiały się z krajobrazem zimowego lasu. Jej fioletowe oczy, zwykle nieprzeniknione i chłodne, teraz zdawały się żywe, pełne determinacji i iskier ciekawości.
— Spóźniłaś się. — zauważył Aiden sucho, choć w jego tonie kryło się coś na kształt rozbawienia.
— Śnieg nie ułatwia szybkiego biegu. — odparła, zbliżając się do polany. Jej łapy delikatnie zapadały się w białym puchu, zostawiając za sobą szereg równych śladów. — Poza tym, czekanie dobrze ci robi. Może w końcu nauczysz się cierpliwości.
Basior wydał z siebie cichy pomruk, bardziej z przyzwyczajenia niż irytacji. Oxide znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że doceniał jej bezpośredniość, choć nie przyznałby tego na głos.
— Jestem cierpliwy. — powiedział cicho, pod nosem, bardziej do siebie niż do niej.
Gdy wadera stanęła przed nim, uniosła głowę wyżej, jakby mierząc się z jego cichą dominacją.
— Chcę treningu. — oznajmiła bez wahania.
Aiden przez chwilę milczał, przyglądając się jej z oceniającym spojrzeniem. Mróz osadzał się na jej rogach, nadając im niemal magiczny blask. Jej oddech unosił się w powietrzu jak para, a mimo lodowatego chłodu biła od niej niezłomność, którą Aiden zawsze podziwiał.
— Wiesz, że to nie będzie łatwe. — powiedział w końcu. — Zima nie jest czasem na naukę. Jest czasem przetrwania.
— Przetrwanie to moja specjalność. — odparła, mrużąc oczy. — Dam sobie przecież radę.
Basior uniósł brew w niemym pytaniu, ale nie próbował jej zniechęcać. Wiedział, że Oxide nie mówiła tego z głupiej brawury. Chciała przetestować granice swoich możliwości i zmierzyć się z własnymi demonami, które czasem wydawały się zimniejsze niż sam śnieg pod ich łapami.
— W takim razie — rzucił, wstając powoli z miejsca i otrzepując śnieg z futra — zaczniemy teraz. Pokaż mi, co potrafisz.
Gdy Aiden stanął naprzeciw Oxide, kontrast między nimi stał się uderzający. Basior był znacznie większy, z szerokimi barkami i cięższą sylwetką, podczas gdy wadera, choć mniejsza i smuklejsza, poruszała się z naturalną gracją. Jego ciemne futro pochłaniało światło zimowego dnia, zaś jej śnieżnobiała sierść odbijała każdy promień, jakby sama była częścią krajobrazu. Wyglądali niemal jak yin i yang – przeciwieństwa, które idealnie się uzupełniały.
Oxide uniosła łeb, by spojrzeć Aidenowi w oczy, jej fioletowe tęczówki połyskiwały niczym ametysty zatopione w śniegu.
— Nie musisz być delikatny — rzuciła z wyzwaniem. — Nie przyszłam tu po litość.
— Delikatność nie leży w mojej naturze — odpowiedział Aiden, jego głęboki głos niósł się echem po zamarzniętej polanie.
Zrobił krok w bok, krążąc wokół niej niczym cichy cień, śnieg cicho chrzęścił pod jego łapami. Oxide wodziła za nim wzrokiem, nie spuszczając z niego uwagi ani na moment. Jej rogi, oszronione i pulsujące subtelną energią, zdawały się symbolizować determinację, którą miała w sercu.
— Pokaż mi, jak byś się obroniła. — polecił sucho. — Świat nie będzie pytał o twoją gotowość.
Oxide cofnęła się lekko, po czym napięła mięśnie, gotowa do reakcji. Mimo chłodu w powietrzu jej ciało promieniowało ciepłem i skupieniem.
Aiden zaatakował niespodziewanie, szybki jak cień przemykający po śniegu. Jego masa i siła były przytłaczające, ale Oxide zgrabnie uskoczyła w bok, śnieg wzbił się w powietrze w chmurze białego pyłu.
— Nieźle. — przyznał basior, unosząc brew. — Ale życie nie zawsze pozwala na ucieczkę.
Wadera z wyszczerzonymi kłami i błyskiem determinacji w oczach odpowiedziała:
— To dobrze, bo ja nie zamierzam uciekać.
Aiden ruszył ponownie, jego ciemne futro rozmazywało się w ruchu niczym cień tańczący na śniegu. Oxide zdążyła ledwie zareagować, uskakując na bok, ale tym razem basior przewidział jej manewr. Blokując jej ruch masywnym ciałem, pchnął ją lekko bokiem, aż jej łapy zapadły się głębiej w puch.
— Coś za wolna dzisiaj... — rzucił drwiąco, przyglądając się jej z udawaną troską. — Zima to nie twój żywioł, co?
Oxide zmrużyła oczy, odgarniając śnieg z pyska. Zamiast odpowiedzieć, napięła mięśnie i rzuciła się na niego bez ostrzeżenia. Choć była lżejsza i mniejsza, jej szybkość nadrobiła różnicę w sile. Tym razem to Aiden zatoczył się lekko w bok, choć jego łapy pozostały stabilnie wbite w ziemię.
— Lepiej. — przyznał, parskając śmiechem. — Ale wciąż mogłabyś pracować nad elementem zaskoczenia. Jak na wojowniczkę, której znakiem rozpoznawczym są rogi, masz dość przewidywalne ruchy.
Oxide warknęła cicho, a jej fioletowe oczy zabłysły gniewnie.
— Może gdybyś tyle nie gadał, mógłbyś dostrzec moje ataki. — odwarknęła.
Aiden zaśmiał się niskim, gardłowym tonem, jakby bawiła go każda jej próba riposty. Krążył wokół niej wolniej, jakby specjalnie dając jej czas na przygotowanie kolejnego ruchu.
— Widzę, że zaczynasz się złościć. — zauważył z niekłamaną rozbawieniem. — A wiesz, jesteś naprawdę urocza, gdy się denerwujesz.
Oxide zamarła na moment, zanim jej kły wyszczerzyły się w groźnym uśmiechu.
— Lepiej przestań, zanim się przekonasz, jak bardzo nie jestem urocza — rzuciła, rzucając się na niego ponownie z dzikością, której Aiden się nie spodziewał.
Basior uniósł brew, ale w jego oczach czaiło się wyraźne uznanie. Jeśli chciała być groźna – była na dobrej drodze. Oxide rzuciła się na Aidena z całą determinacją, jaką mogła z siebie wykrzesać. Jej łapy ślizgały się po śniegu, ale zyskała odpowiedni pęd, by niemal zepchnąć basiora z równowagi. Prawie. Aiden, mimo jej nagłego ataku, wykorzystał tę chwilę z zaskakującą zręcznością. Przekręcił się w miejscu, jednocześnie unikając jej ciosu i błyskawicznie kontratakując.
Zanim Oxide zorientowała się, co się dzieje, poczuła jego ciężar na sobie, gdy przyszpilił ją do ziemi. Zimny śnieg otulił jej boki, a oddech uwięzł w gardle, gdy ich spojrzenia się spotkały. Zielone oczy Aidena jarzyły się wesoło, ale nie było w nich tylko triumfu – był tam też cień czegoś innego, bardziej zalotnego.
— Ładna próba. — mruknął, nie odsuwając się ani o milimetr. Jego uśmiech był mieszanką złośliwej satysfakcji i rozbawienia. — Ale musisz popracować nad wyczuciem chwili.
Oxide zmrużyła oczy, próbując zapanować nad gniewem i zawstydzeniem. Tak, o dziwo, zawstydzeniem. To uczucie raczej nie pasowało do tej wadery.
— Zła chwila? — warknęła, próbując się wyrwać. — Wydaje się, że właśnie ty jesteś na złej pozycji.
Aiden parsknął śmiechem, pochylając się nieco niżej, aż ich pyski dzieliła zaledwie odległość oddechu.
— Dla mnie to całkiem wygodne miejsce. — stwierdził z drwiącym tonem. — A ty? Masz coś przeciwko?
Oxide nie zamierzała odpowiadać słowami. Używając całej swojej siły, wyrwała się spod jego łap i odskoczyła w bok, śnieg prysnął na wszystkie strony.
— Jeśli to jest twój sposób na trening, musisz się bardziej postarać — rzuciła, choć w jej głosie pobrzmiewało coś pomiędzy frustracją a rozbawieniem.
Aiden tylko uśmiechnął się szerzej, otrzepując śnieg z futra.
— W takim razie zacznijmy od nowa. — powiedział — Tym razem nie odpuszczę tak łatwo.
Aiden rzucił się naprzód, atakując z siłą, która sprawiłaby, że każdy przeciwnik zawahałby się choć na moment. Ale nie Oxide. Wadera z gracją uniknęła jego łap, parując kolejny cios szybkim obrotem ciała. Śnieg chrzęścił pod ich łapami, a powietrze było przesycone determinacją i skupieniem.
Choć oboje byli zgrani w walce, coś w ruchach Oxide zdradzało napięcie. Jej zwykle precyzyjne ataki wydawały się chaotyczne, jakby jej myśli były gdzieś indziej.
Aiden dostrzegł to od razu.
Kiedy zablokował jej kolejne uderzenie, wykorzystał moment nieuwagi, by ponownie ją unieruchomić, tym razem delikatniej, ale z równie skuteczną siłą.
— Przyszłaś tu trenować czy udawać? — zapytał cicho, jego głos był spokojny, ale przeszywający. Zielone oczy Aidena wpatrywały się w nią z nieodgadnionym wyrazem.
Oxide zamarła, jej fioletowe tęczówki odbijały światło zimowego dnia. Próbowała wyrwać się z jego uścisku, ale wiedziała, że Aiden się nie cofnie, dopóki nie usłyszy prawdy.
— Może chciałam się wyżyć — rzuciła chłodno. — A może po prostu miałam dosyć szwendania się tu i tam po watasze.
Aiden uniósł brew, nieco łagodząc uścisk.
— Więc przyszłaś do mnie. — stwierdził z lekkim uśmiechem, w którym kryło się więcej zrozumienia niż złośliwości. — To dobry wybór. Ale następnym razem nie musisz ukrywać tego pod płaszczykiem treningu.
Oxide prychnęła, unosząc głowę z dumą.
— Nie ukrywałam niczego — zaprotestowała. — Po prostu nie chciałam rozmów o uczuciach.
Aiden parsknął śmiechem, odsuwając się i pozwalając jej stanąć na równe łapy.
— Nie musimy.
Aiden cofnął się powoli, dając Oxide przestrzeń. Śnieg pod jego łapami zapadł się głęboko, a drobne kryształki błyszczały na futrze jak rozproszone iskry. Przez chwilę żadne z nich się nie ruszało. Cicha harmonia lasu wypełniała przestrzeń – szelest wiatru, trzask lodu na gałęziach, odległe echo ptasich skrzydeł.
Oxide zniżyła głowę, jej ciało napięło się jak struna gotowa do wystrzelenia. Aiden czekał spokojnie, jego masywna sylwetka była nieruchoma jak posąg. Jedynie delikatne drgnienie ucha zdradzało jego gotowość. Wadera ruszyła nagle – jak błysk światła przecinający spokojne niebo. Śnieg eksplodował wokół niej, gdy rzuciła się do przodu z niesamowitą szybkością. Jej pazury rozorały białą pokrywę, gdy unikała jego kontrataków, balansując na granicy między precyzją a dziką siłą.
Aiden parował kolejne ciosy z chłodną pewnością siebie. Każde ich starcie wywoływało krótki trzask, jakby samo powietrze reagowało na intensywność tej walki. Mimo przewagi siły, basior nie naciskał – pozwalał Oxide wyrzucić z siebie napięcie i gniew, które odbijały się w każdym jej ruchu.
Wadera atakowała bez wytchnienia – skakała, unikała, parowała. Każdy cios był jak kolejna fala burzy, gwałtowny i nieprzewidywalny. Śnieg wirował wokół nich, tworząc białą kurtynę zasłaniającą cały świat.
Aiden pozwalał jej wylać całą frustrację, czekając cierpliwie. Gdy Oxide w końcu osłabła, jej oddech zamienił się w chrapliwy, gorący obłok unoszący się w mroźnym powietrzu. Przystanęła, dysząc ciężko, ale z determinacją w oczach. Śnieg, na którym stali, nosił teraz ślady ich starcia – głębokie bruzdy i ślady łap świadczyły o intensywności treningu. Aiden, spokojny jak zawsze, otrzepał futro, zrzucając z siebie białe drobiny.
Nie potrzebowali słów. W powietrzu wciąż unosiła się cicha wymiana energii – zrozumienie, które mówiło więcej niż jakiekolwiek wyznania. Oxide, choć zmęczona, wyglądała na lżejszą, jakby coś ciężkiego opadło z jej barków. Aiden przeciągnął się leniwie, jakby całe starcie było jedynie rozgrzewką. Spojrzał na Oxide z typowym dla siebie półuśmiechem.
— Wiesz, jak na kogoś tak małego, potrafisz zrobić niezłe zamieszanie. — rzucił z przekąsem, choć jego ton zdradzał rozbawienie bardziej niż złośliwość.
Oxide zatrzymała się, jej fioletowe oczy błyszczały w zimowym słońcu.
— Małego? — uniosła brew, udając oburzenie. — Widziałeś siebie? Przecież wyglądasz jak chodząca góra futra.
Aiden zaśmiał się gardłowo, śnieg skrzypiał pod jego łapami, gdy postąpił krok do przodu.
— Może i góra, ale przynajmniej góra z klasą. — odparł, potrząsając łbem, by zrzucić śnieg z karku.
Oxide parsknęła cicho, a na jej pysku pojawił się szczery uśmiech. Bez wahania podeszła bliżej, tak że niemal stykała się z jego bokiem.
— Klasa, powiadasz? — rzuciła z lekkim wyzwaniem. — Jeszcze tego nie zauważyłam.
Aiden spojrzał na nią z uniesioną łapą, jakby gotów zaproponować kolejną rundę.
— Może musisz się lepiej przyjrzeć. — mruknął z błyskiem w oku.
Oxide tylko potrząsnęła głową, uśmiechając się pod nosem. Atmosfera między nimi nabrała luźniejszego, niemal ciepłego tonu, a śnieżna cisza lasu zdawała się otaczać ich jak milczący świadek tego chwilowego spokoju. Uśmiechnęła się z błyskiem w oku, a jej pysk zdradzał zamysł, który Aiden z pewnością zignorował, albo zwyczajnie zlekceważył. Zamiast odpowiedzieć, cofnęła się o krok, udając, że zamierza odejść.
Basior przekrzywił głowę z lekkim zdziwieniem.
— O, czyli już po wszystkim? — zapytał z udawanym zawodem.
To był błąd.
Oxide ruszyła nagle jak błysk białego światła na tle śniegu. Jej łapy niemal nie dotykały ziemi, gdy skoczyła na Aidena z precyzją drapieżnika, który znalazł idealną porę do ataku. Basior, choć doświadczony, nie zdążył w porę zareagować – Oxide z impetem rzuciła się na jego bok, próbując powalić go na ziemię.
Śnieg wzbił się w powietrze w wirze białych płatków, a ich sylwetki zderzyły się z głuchym trzaskiem. Aiden w ostatniej chwili przyjął cios na szerokie barki, ale nawet on poczuł siłę nagłego ataku. Uniósł łapę, by zepchnąć waderę, ale ta z wprawą wyślizgnęła się i obróciła w okół niego jak cień.
— Chyba chciałeś, żebym przyjrzała się Tobie bliżej. — rzuciła, z udawanym poważnym tonem, błyskając kłami w szelmowskim uśmiechu.
Aiden wybuchnął śmiechem, próbując odzyskać równowagę.
— To ci się udało, ale ostrzegam – jeśli chcesz więcej takich "bliższych spojrzeń", będziesz musiała się bardziej postarać.
Wadera nie odpowiedziała od razu. Zamiast tego ponownie rzuciła się do ataku, uderzając z precyzją i zwinnością. Ich walka przekształciła się w żartobliwe przepychanki – pełne śmiechu i rywalizacji, a jednocześnie z subtelną nutą bliskości, której chyba oboje potrzebowali.
Aiden, widząc, że Oxide szykuje się do kolejnego ataku, postanowił wykorzystać chwilę i podjąć ryzyko. Z grymasem na pysku uniósł się na tylnych łapach, całkowicie odsłaniając swoją pełną posturę. Był niemal jak góra, gotów zniszczyć każdy ruch. Jego muskularne nogi stabilizowały jego masę, a widok jego wielkości wydawał się zdominować całe otoczenie. Wadera zareagowała błyskawicznie. Zniknęła w wirze ruchu, jej ciało rozbłysło w białym śniegu jak strzała. Z jej ust wydobył się niemal niewidoczny cień szyderczego uśmiechu, gdy znów ruszyła w jego stronę, tym razem nie dając mu żadnej szansy na kontratak.
Nagle, w pełnym galopie, wbiła się w jego bok, pchając go w taki sposób, że Aiden, mimo swojej siły i doświadczenia, nie zdołał utrzymać równowagi. W mgnieniu oka przewrócił się na plecy, śnieg uniósł się wokół w chmurze. Oxide wylądowała na nim, zgrabnie, ale z taką siłą, że przez chwilę Aiden poczuł, jakby ziemia miała się zapadać pod nimi. Oddech mu zamarł, gdy poczuł jej ciężar na sobie. Jego ciało ciut zatonęło w śniegu, a twarz Aidena wykrzywiła się w zdumieniu, mimo że wiedział, że nie miała zamiaru go zniszczyć.
Patrzył na Oxide, jej fioletowe oczy lśniły triumfem. Uśmiech nie schodził z jej pyska, gdy po chwili dźwięk śniegu pod nimi rozbrzmiał, a ona odsunęła się lekko, delikatnie odsuwając się z jego klatki piersiowej. Uśmiechnęła się, jej futro falowało w rytm ich oddechów, a Aiden spojrzał na nią z mieszanką uznania i lekkiego zdziwienia.
"Chyba cię niedoceniłem" pomyślał, choć miał świadomość, że Oxide mogła to usłyszeć przez jej zdolności telepatyczne.
Chociaż przewrócił się, a ona była teraz na nim, czuł się… dziwnie dobrze. I to nie tylko z powodu samego starcia. Oxide była szybka i sprytna, jej ruchy były pełne pewności, a jego śmiech wymieszał się z lekko złośliwym, ale i zalotnym uśmiechem.
— Hm, całkiem niezły atak. — powiedział, łapiąc oddech, ale nie próbując się z nią siłować. — Właśnie mnie przygniotłaś...
Oxide uśmiechnęła się szelmowsko, wciąż siedząc na nim, a jej oczy błyszczały z wyraźnym triumfem.
— Wydaje mi się, że właśnie pokonałam cię w tej rundzie. — odpowiedziała, nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
Aiden puścił jej oczko, przekrzywiając głowę, nie mogąc powstrzymać lekkiego uśmiechu.
— No, może i pokonałaś. Ale nie zapomnij, że to tylko jedna runda. — Jego głos nabrał lekkiego żartobliwego tonu.
Oxide tylko się zaśmiała, nie ruszając się ani o krok. Obserwowała go, a na jej pyszczku pojawił się ten sam błysk pewności siebie.
Na chwilę nastąpiła cisza, przerywana tylko ich oddechami.
<Oxide?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz