piątek, 3 stycznia 2025

Od Oxide CD. Aidena - "Początek" - cz. 15


— No.. czyli teraz mam się zapoznać z tobą, hmm?


Zauważywszy wyraźną zmianę nastawienia u oponenta miała ochotę odetchnąć z ulgą, jednak wiedziała, że kiedy tylko da tak wyraźny sygnał, ten zacznie coś podejrzewać. Musiała udawać bycie szczerą, najgorzej.


— Och, długo jeszcze będziesz się tak ukrywał? — zapytała jakby z wyrzutem, jednak zalotny ton jej głosu nie ulegał zmianie. — Cóż za brak manier. — zmarszczyła nos, pokazując groźnie zęby i zamiotła ogonem, pokaźnie odwracając się do niego tyłem.


Zrobiła parę kroków naprzód, niczym obrażona księżniczka, po czym ułożyła się w pozycji świeżo wypieczonego bochenka chlebka, zamknęła oczy i z poważną miną zastygła w tej pozycji.

Najlepsze sygnały to sprzeczne sygnały. Przynajmniej w jej sprytnym planie, który była zmuszona wymyślać na bieżąco. Z ciszy, jaka zapadła w celi mogła wywnioskować, że basior nie ruszył się nawet o centymetr, jednak nie sprawiło to, że zaczęła wątpić w w skuteczność swojego działania. Wiedziała, że cierpliwość była jednym z jej najmocniejszych atutów. Jeśli przeciwnik miał być trudnym do rozgryzienia pionkiem w tej grze, to właśnie przez sprzeczność w jej zachowaniu mógł w końcu popełnić błąd. Oczywiście, cała ta maskarada była wyczerpująca. Zmuszanie się do wyrażania emocji, których wcale nie czuła, granie roli przed kimś, kto być może już dawno przejrzał jej sztuczki… Ale to było jedyne wyjście.  Przetrwanie wymagało od niej elastyczności i sprytu.

W końcu, po kilku dłużących się chwilach ciszy, wyczuła minimalną zmianę w powietrzu. Może to było ledwo słyszalne westchnienie, może skrzypnięcie łapy o podłoże – cokolwiek to było, sygnalizowało, że jej oponent w końcu zaczął reagować.

Nie otwierając oczu, przemówiła powoli, niemal sennie:

— Wiesz… jeśli chciałeś mnie sprawdzić, mogłeś od razu powiedzieć. Oszczędzilibyśmy sobie tych wszystkich gier. Ale nie, oczywiście, że musisz być taki tajemniczy, prawda?

Zamruczała cicho, bardziej do siebie niż do niego, starając się ukryć satysfakcję. Z każdym kolejnym słowem, które padało z jej pyska, czuła, że zaciska swoją pułapkę coraz ciaśniej.

— Wybacz ten brak kultury... — usłyszała nagle zza siebie. 

Informacja zwrotna sprawiła, że wadera delikatnie rozchyliła powieki i uniosła kącik w sprytnym uśmiechu. Jeżeli Aiden obserwował ją z daleka mógł wyraźnie wyczytać, że jej plan idzie w dobrym, wręcz wyśmienitym kierunku. Feliks pozostawał jednak wciąż za nią, ale nad tym jeszcze popracujemy. Jej uśmiech trwał jednak tylko chwilę, po czym na powrót przybrała pozę obojętnej, niemal obrażonej damy.

— Przynajmniej dostrzegasz swoje braki — odparła, wciąż nie odwracając głowy, a jej głos miał w sobie nutę chłodnego uznania. — To pierwszy krok ku poprawie, Feliksie . — użyła jego imienia z premedytacją, przeciągając samogłoski jak pieszczotę, by wytrącić go z równowagi.

Cisza, która zapadła po jej słowach, była niemal namacalna. Feliks nie odpowiedział od razu, a jego milczenie było bardziej wymowne niż cokolwiek, co mógłby powiedzieć. Może próbował zachować spokój. Może zastanawiał się nad kolejnym ruchem. A może po prostu czekał na jej błąd?

— Poprzedzając twoje pytanie, wiem jak masz na imię. Ale nie wiem, czy ty znasz moje? — rzuciła w końcu, z odrobiną rozbawienia, które mogło być prawdziwe lub kompletnie udawane.

Wadera zmieniła nieco ułożenie łap, jakby wygodniej się przeciągała, ale w rzeczywistości przygotowywała się do kolejnego posunięcia. Cokolwiek Feliks planował, nie zamierzała dać mu ani centymetra przewagi.

— Nazywam się Oxide... — zerknęła na niego przez ramię, a jej oczy błysnęły niczym perseidy przeszywające zimowe niebo. Wreszcie zauważyła rudawy kolor futra basiora oraz jego dość masywną posturę. Mogłaby przysiąc, że w jego głowie właśnie jej imię dźwięczy niczym dzwon kościelny dający znać o porannej, niedzielnej mszy, ach, cóż za poetyckie porównania. Skąd o tym wiedziała? Jest to bowiem oczywiste, sama wywołała tę halucynację. 

— Tak... Obiło mi się to już o uszy. Szef coś o tobie wspominał. — najwidoczniej speszony, odwrócił swój wzrok wbijając go w jedną z kamiennych ścian. 

Oxide postanowiła pozostać w swoim uwodzicielskim nastroju.

— Nieśmiały jesteś, co? — uśmiechnąwszy się szerzej, zamiotła za sobą ogonem. — A może po prostu rzadko kiedy masz do czynienia z samicami? W końcu służysz bractwu... Kiepsko tak żyć w celibacie. 

Feliks drgnął niemal niezauważalnie na jej słowa, co dla Oxide było sygnałem, że trafiła w odpowiedni czuły punkt. 

— Świetnie — pomyślała, obserwując kątem oka jego reakcje. To, jak nagle zesztywniał, jak próbował ukryć swoją niepewność, wyraźnie ją bawiło. Gra była coraz bardziej fascynująca.

— Celibat? — rzucił w końcu, jakby próbując odzyskać kontrolę nad rozmową, choć jego głos zdradzał nutę niezdecydowania. — Nie wiem, kto ci naopowiadał takich rzeczy o bractwie, ale chyba masz zbyt bujną wyobraźnię.

Białowłosa zaśmiała się cicho, melodyjnie, jakby jego odpowiedź była najzabawniejszą rzeczą, jaką dziś usłyszała, a jej śmiech odbił się o pobliskie ściany i być może słyszalny był nawet na niewielkim dystansie poza celą, w której się znajdywali.

— Och, więc jednak potrafisz mówić. Już myślałam, że mam do czynienia z milczkiem. — spojrzała na niego uważniej, jakby oceniając go na nowo. — Ale nie zaprzeczaj, Feliksie. Widać, że nie jesteś przyzwyczajony do rozmów... w takim tonie. — ostatnie słowa niemal wyszeptała, przeciągając je z premedytacją.

Basior odchrząknął nerwowo, ale nie odpowiedział od razu. Zamiast tego ponownie odwrócił wzrok, co tylko utwierdziło Oxide w przekonaniu, że była o krok przed nim.

— Nie musisz się krępować, naprawdę. — jej głos był miękki, niemal kojący, choć pod nim krył się wyraźny cień drwiny. — Powiedz mi lepiej, co takiego ciekawego szef o mnie mówił? Skoro już zdobyłam sobie miejsce w waszych rozmowach, to chyba warto wiedzieć, czym zasłużyłam na tę uwagę.

Feliks uniósł lekko brew, jakby zastanawiał się, ile powinien jej zdradzić. W końcu jednak odpowiedział:

— Mówił, że jesteś... kłopotliwa. Że masz w zwyczaju działać na własną rękę i łamać zasady.

Oxide uśmiechnęła się szerzej, odsłaniając rząd białych kłów.

— Kłopotliwa? — powtórzyła z rozbawieniem. — Cóż za uroczy komplement. Chyba zaczynam lubić twojego szefa.

Była to najprawdziwsza nieprawda. Przez moment nawet zaczęło jej się robić niedobrze w trakcie wypowiadania tego zdania. But show must go on, right? Nie mogła pozwolić sobie na wyrażenie choćby cienia niechęci, mimo że słowa niemal paliły ją od środka. 

— Uroczy komplement? Naprawdę? — najchętniej teraz odwróciłaby się do Feliksa i oznajmiła, co naprawdę sądzi o tym obleśnym typie, ale to byłoby jak strzelenie sobie w łapę. Gra wymagała poświęceń.

Przez ułamek sekundy Feliks przyglądał się jej uważniej, jakby wyczuwając napięcie, które udało jej się ukryć tylko dzięki idealnie wyćwiczonym reakcjom. Może zastanawiał się, czy rzeczywiście była tak rozbawiona, jak starała się pokazać. Ale zamiast wyrazić swoje wątpliwości, uśmiechnął się lekko, choć z wyraźną nutą sceptycyzmu.

— Lubić mojego szefa? — powtórzył, niemal z kpiną. — Cóż, to by było coś nowego. On raczej nie zbiera fanów.

Oxide wzruszyła ramionami, jakby jego słowa były dla niej niczym więcej niż błahym spostrzeżeniem. Wewnątrz czuła, jak napięcie rośnie z każdą wymianą zdań. Z jednej strony w jej sercu tliła się iskra triumfu – gra, którą prowadziła, rozwijała się zgodnie z planem, a Feliks zdawał się tańczyć dokładnie tak, jak tego chciała. Z drugiej jednak strony była świadoma, że balansuje na cienkiej linie. Każde słowo mogło ją zdradzić. Jedno potknięcie, jedno źle dobrane zdanie, a iluzja, którą z taką pieczołowitością budowała, mogła runąć. Czuła lekki ucisk w żołądku, jakby samo wymawianie pochlebstw pod adresem Alfy bractwa było niczym gorzki posiłek, którego smak nie chciał opuścić jej pyska. Ale musiała zignorować tę reakcję, udając obojętność i nonszalancję. Gdzieś w głębi umysłu przewijała się myśl, że ta rozmowa nie jest zwykłym przekomarzaniem się. Feliks, mimo swojej nieśmiałości, mógł być o wiele bardziej spostrzegawczy, niż chciała przyznać. Zastanawiała się, czy dostrzegł jej krótkie zawahanie, czy może wyłapał ukryty cień w jej głosie. Każda najmniejsza reakcja z jego strony była dla niej niczym kolejny ruch w grze, który musiała szybko przemyśleć i odpowiednio zinterpretować. Jej instynkt, wyostrzony przez miesiące walki o przetrwanie, podpowiadał, że nie powinna go lekceważyć. Ale jednocześnie coś w niej buntowało się przeciwko tej sytuacji. Rudzielec był dla niej enigmą – zbyt cichy, zbyt zamknięty, a jednocześnie miał w sobie coś, co wywoływało lekki dreszcz niepewności. Była przekonana, że ten basior skrywa więcej, niż pokazywał na pierwszy rzut oka, i to ją irytowało.

Pod powierzchnią jej pozornie beztroskiego uśmiechu kryła się burza emocji. Gniew na siebie za to, że musiała grać w tej farsie. Fascynacja tym, jak łatwo było manipulować Feliksem, a jednocześnie niepokój, że być może nie znała wszystkich zasad tej gry. Ale najbardziej palącym uczuciem była determinacja. 

— Och, czasem wcale nie chodzi o lubienie, tylko o strategię. Wiesz... dobrze mieć odpowiednich "przyjaciół" w odpowiednich miejscach. — spojrzała na niego z ukosa, jakby właśnie w tej chwili zaliczał się do kategorii "odpowiedni przyjaciel".

Feliks zmarszczył brwi, jakby próbując zrozumieć, czy jej słowa były wyrazem szczerości, czy kolejną manipulacją. W końcu westchnął, godząc się z faktem, że nigdy nie rozgryzie jej do końca.

— To, co nazywasz strategią, inni mogliby nazwać wyrachowaniem — zauważył, rzucając jej ostrożne spojrzenie.

Oxide parsknęła cicho, z ironią.

— Wyrachowanie, strategia... To tylko różne słowa na to samo, Feliksie. Wszystko zależy od tego, kto patrzy. Ale skoro już tu jesteśmy, może zdradzisz mi coś więcej o tym waszym... bractwie? W końcu chyba mam prawo wiedzieć, w co mnie wplątano. — wypowiedziawszy to Oxide podniosła się powoli, celowo zwracając uwagę na każdy swój ruch. Przeciągnęła się leniwie niczym kot, jakby podkreślając swoją niezależność, po czym strzepnęła z futra drobinki kurzu, które zdawały się być przyklejone do jej skóry  tak, jak wspomnienia, których nie chciała nosić. Gdy stanęła w pełni wyprostowana, skierowała na niego spojrzenie, w którym mieszały się pewność siebie i coś bliżej nieokreślonego, może nawet niepokojącego. Starała się utrzymywać pewną siebie, nadal nieco flirciarską postawę wobec niego. Póki co rudzielec zdawał się łapać haczyk, jednak gdzieś z tyłu głowy pojawiała się myśl o tym, że równie łatwo jest się potknąć. 

— Musisz trzymać się roli — powtarzała sobie w myślach, choć echo innych głosów, bardziej natrętnych i nieprzyjaznych, zaczynało wdzierać się do jej umysłu.

— On widzi przez ciebie, przestań udawać... Nie. Nie widzi nic, jesteś bezpieczna. Bezpieczna? Ha! Zobaczymy, jak długo. — sytuacja w jej głowie zaczęła nieco wymykać się spod kontroli. — Nie, nie teraz. — owszem, jej umiejętności manipulacji umysłem innych były zadziwiające, jednak zdarzało się, że jej własna broń atakowała również i ją. Czuła, jak jej myśli zaczynają się zaciskać niczym pętla, każda nowa fala głosów dodawała ciężaru. Próbowała się skupić, ale nie potrafiła. Wydawało jej się, że Feliks patrzy na nią zbyt długo, zbyt intensywnie. Może widział, jak jej źrenice rozszerzają się ze strachu? Może zauważył drżenie jej łap?

— Nie, nie, to tylko iluzja. On nic nie widzi. 

— Ale co, jeśli widzi? Co, jeśli zdaje sobie sprawę, że coś jest nie tak? — myśl ta uderzyła ją jak lodowata fala, która nagle ogarnia całe ciało.

Zacisnęła szczęki, próbując powstrzymać narastającą panikę. Wewnątrz czuła, jak coś się burzy, jakby wszystkie jej emocje były tłumione siłą i jednocześnie próbowały wydostać się na zewnątrz.

Te głosy, tak różne od siebie, brzmiały jednocześnie znajomo i obco, jak dawni towarzysze, których nie mogła się pozbyć. Czuła, jak zaciskają się wokół jej świadomości niczym sieć, oplatając ją i zmuszając do chwili zawahania. Ale nie mogła pozwolić sobie na słabość. Nie teraz, gdy tamten zdawał się być w zasięgu jej manipulacji. Utrzymywała zalotny wyraz pyska, choć gdzieś głęboko w środku czuła, jak napięcie ściska jej żołądek.

— On coś wie. Zauważył to. Przecież widział, jak zmieniłaś ton głosu. 

— Nie widział. Jesteś dobra w tym, co robisz. Zawsze byłaś.

— Ale czemu milczy?

To, że Feliks obserwował ją z taką ostrożnością, sprawiało, że czuła się naga. Jakby widział coś, czego nikt wcześniej nie zauważył. A może to tylko jej paranoja. Paranoja czy rzeczywistość? Czasami nie była pewna, co jest prawdziwe, a co jedynie wytworem jej własnego, rozdartego umysłu.

— Spokój. Tylko spokój. Nie spierdol tego. — rozkazała sobie w myślach, próbując odzyskać kontrolę. Ale jej ciało zdawało się nie słuchać. Puls w jej skroniach przyspieszył, a zimny pot spływał po karku. Miała wrażenie, że wszystko wokół niej – kamienne ściany, sufit, nawet powietrze – zaczyna się kurczyć, zamykać ją w klatce, z której nie ma ucieczki.

Jednocześnie coś w niej walczyło, podtrzymując fasadę pewności siebie. Jej ciało wykonywało ruchy mechanicznie – uśmiechała się, prostowała, utrzymywała spokojny ton głosu, ale wewnętrznie była jak rozchwiana łódź na wzburzonym morzu.

— To tylko chwila.  te słowa powtarzała sobie w głowie jak mantrę, próbując uciszyć narastający chaos. Ale gdzieś z tyłu głowy wciąż słyszała szyderczy śmiech. 

— Więc, Feliksie... — zaczęła nagle, starając się, by jej głos zabrzmiał lekko, choć czuła, że drży jej wnętrze. — Czy zawsze tak... uciekasz spojrzeniem? Czy to tylko dla mnie? — uniosła brew, dodając do swoich słów odrobinę drwiny, licząc, że to odciągnie jego uwagę od ewentualnych oznak jej wahania.

— To działa. On się zawstydza. — uradowała się na moment, jednak po chwili doświadczyła kolejnej realizacji. — A co, jeśli to tylko gra z jego strony? A co, jeśli on też gra?

Utrzymywanie tej maski zaczynało ją męczyć. Czuła, jak krople potu, niewidoczne na zewnątrz, powoli spływają po jej wnętrzu, przypominając o kosztach każdej chwili napięcia. Mimo to wyprostowała się bardziej, uśmiechając się szerzej. 

— Musisz przetrwać. Musisz wygrać. Nawet jeśli oznacza to walkę z samą sobą.


<Aiden?>

schizo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz