Feliks przez cały czas obserwował Oxide. Z początku zastanawiając się czy ma jej w ogóle odpowiadać na pytania, ale jej urok osobisty, te spojrzenia, to w jaki sposób do niego mówiła – przez to wszystko nieświadomie tracił swoją koncentrację, skupienie nad sytuacją. Rozkojarzał się, o czym nie miał nawet pojęcia. Cały czas jego ślepia wodziły za ciałem wadery, w jego głowie dudniły jej słowa, jej imię, nawet gdy ta się obracała – cały czas widział błysk jej fioletowych oczysk. Nie był świadomy tego co się z nim działo. Okazało się, że był nadwyraz podatny na jej sztuczki manipulacyjne. Z jego pyska wydało się ciche westchnienie, akurat wtedy, kiedy chciał zacząć mówić.
W powietrzu zaczęła się unosić dziwna, ciężka atmosfera, jakby w jego umyśle zaczęło pękać coś więcej.
Zanim zdążył zrozumieć, obraz przed jego oczami zaczął się zmieniać. Zamiast widoku Oxide, przestrzeń zaczęła się rozmywać, a wokół niego pojawiły się zniekształcone cienie. Wszystko co wcześniej było na wyciągnięcie łapy, teraz robiło się odległe, rozmyte i mroczne.
A potem to usłyszał – głosy, które nie były jego, ale były tak bliskie jakby dochodziły z wnętrza jego głowy.
"Jesteś nikim." głos ten zabrzmiał jak szept, ale niski i pełen pogardy. "Zawsze będziesz tylko jednym z wielu, nieważnym, zapomnianym."
Rudy wilk nigdy przedtem nie słyszał tego głosu. Nie znał tej barwy, to na pewno. Czuł jak jego serce przyśpiesza, a zimny dreszcz przeszył go wskroś. Próbował wyrwać się z tej wizji, starając się wziąć władzę nad swoją własną głową, ale kolejne głosy zaczynały do niego mówić coraz więcej rzeczy. Każdy z nich był inny, ale... znany? Nie, to niemożliwe. Feliks widział przed sobą różne sylwetki, ale ich twarze były niewidoczne, nieuchwytne dla jego oczu. To było jak koszmar na jawie. Te wszystkie dźwięki zdawały się być jak fala, która nie miała zamiaru się zatrzymać. Jak tsunami.
"A więc boisz się Feliksie." głos stał się głośniejszy, bardziej stanowczy. "Wszyscy wiedzą, że jesteś do niczego. Twoja siła, twoje miejsce w bractwie... To tylko iluzja którą sobie wmawiasz."
Jego łapy zaczęły drżeć, a wokół niego snuło się coraz więcej cieni, jakby jego otoczenie przejmowały demony w jego umyśle. Jego ego, które tak pracowicie budował przez lata, teraz się kruszyło. Każde słowo, każdą myśl która pojawiała się w jego głowie, to wszystko podważało jego poczucie własnej wartości. Nie wiedział co się dzieje, a poza tym – nawet się nad tym nie zastanawiał. Tak jakby nie miał na to czasu, albo zwyczajnie bał się zbyt bardzo.
"Nikt cię tu nie szanuje Feliksie. Wszyscy się ciebie boją, ale przecież to tylko strach..." głos teraz stał się wręcz przepełniony ironią, jakby wyśmiewał całe jego istnienie. "A Oxide? Ona tym bardziej do niczego cię nie potrzebuje."
Rudy oddychał z trudnościami, które dla Oxide wydawało się, że pojawiły się znikąd. Feliks nie mógł się uwolnić z tej pułapki. Koszmary, które były właśnie jego, zaczynały go wciągać coraz głębiej i głębiej z każdą mijającą minutą, sekundą. Cały świat nagle zniknął, a on pozostał sam na środku mrocznej pustki. Czuł się tak, jakby ogień palił jego łapy, jego pysk i uszy, a nawet ogon. Z każdej strony słyszał tylko te okrutne słowa, które wbijały się w jego psychikę niczym tuziny gwoździ, odłamki szkła, szpilki.
Nie miał kontroli nad własnym umysłem. W jego głowie rozbrzmiewały przeróżne pytania, te same, które zadawał sobie od zawsze. Czy naprawdę był kimś, czy tylko wilkiem, którego zawsze używali? Czy był jedynie narzędziem? Czy jego pozorna siła to tylko maska? Czy jego pozycja w bractwie cokolwiek znaczyła?
Koszmary nie ustępowały. Głosy wciąż wyłaniały się z cieni, aż w końcu przebiły się przez mur jego przekonań, a on sam... się skruszył. Rozpadł się na części, jego poczucie własnej wartości było rostrzaskane na miazgę. Potem – znowu pojawiła się Oxide. Jej postać była zamazana, jakby nierealna, a jej oczy były najpierw wyrazem zimnej obojętności, gdy następnie zobaczył błysk jej zębów. Jakby się uśmiechała, ale coś w tym uśmiechu było nie tak.
Oxide wówczas dostrzegła, że coś się działo w jego głowie. Wcześniej zastanawiała się jedynie, co się z nim działo, dlaczego tak milczy, ale potem dostrzegła błysk zielonych oczu, gdzieś w głębi korytarza. Doskonale wiedziała do kogo one należą, a także chwilę potem połączyła fakty. To Aiden wszywał się w głowę Feliksa, wykorzystał moment kiedy Oxide go manipulowała i wpił się w jego umysł. W głowie wadery natomiast pojawiły się kolejne głosy, jej same, które słyszała wiele razy przedtem w swoim życiu. Ale tym razem zdecydowanie przyjemniejsze niż te przed chwilą.
Białowłosa postanowiła wziąć udział w tej grze. Odezwała się do Feliksa, całkowicie zmieniając swoją poprzednią narrację, gdy tylko poczuła, że może go bardziej wplątać w obślizgłe koszmarne macki Aidena.
— Myślisz, że jesteś w czymś lepszy od innych? — zapytała, jakby znała jego myśli, choć sama nie wiedziała co do końca działo się w jego czaszce. — Jesteś tylko jednym z wielu, Feliksie. W końcu cię porzucą i zastąpią.
Jego serce zabiło jeszcze mocniej, szybciej, ciężej. Mimo, że rudzielec stał wpatrzony w Oxide, to z każdą mijającą chwilą jego umysł się przeobrażał coraz bardziej. Koszmarne wizję przejmowały jego świadomość. Jego wzrok był skupiony na wilczycy, ale w jego głowie pojawiło się jeszcze więcej głosów, szeptów, krzyków. Każdy kolejny był coraz bardziej intensywny, a jego skronie zaczęły pulsować z bólu.
"Alfa kazał ci ją pilnować." ten dźwięk zabrzmiał jak rozkaz, niski, zachrypnięty, przerażający. "Bez niego jesteś nikim, Feliksie."
Ciśnienie w jego żyłach było nie do zniesienia. Jego ego od zawsze było jego tarczą, ale przez to wszystko, czuł jak ono samo się kruszy.
"Masz polecenie, więc wykonaj je." Głos zaczynał się robić coraz bardziej natarczywy. "Zawsze będziesz tylko głupim strażnikiem. Lider zwiadowców? Zapomnij. Samozwańczy, pierdolony lider..."
Czując jak strona rzeczywistości zaczyna się zniekształcać, Feliks momentalnie zerknął na Oxide. Jej figura teraz zdawała się być naprawdę odległa, jakby zatarła się w cieniu, ale wtedy coś w kącie jego oka przyciągnęło jego uwagę. Odwrócił głowę za siebie i nagle, przez jego całe ciało przepłynął zimny dreszcz. Miał wrażenie, jakby coś nieznanego patrzyło na niego z ciemności. On sam nie kontaktował z rzeczywistością na tym etapie, więc to zielone, jaskrawe światło zdawało się być dla niego czymś, co widział po raz pierwszy w swoim życiu, mimo, że gdzieś w głębi wiedział kto to może być. Dopiero po chwili dostrzegł, że te światła, to są... Oczy.
Zimne, pełne intensywnej, niepokojącej energii, błyszczały w ciemności, przypominając kocie, a nie wilcze oczy. Rudy zadrżał, ale z trudem starał się ignorować to uczucie, a głosy w jego głowie znowu podwoiły swoją intensywność i moc.
"Zawsze będziesz tylko jego sługą, Feliksie. Nigdy nie będziesz czymś więcej, niż tylko pionkiem w grze Alfy."
Feliks odwrócił głowę ponownie w stronę Oxide. Powoli, naprawdę powoli, wyglądało to tak, jakby jego ruchy były puszczone w filmie podczas slow-mo. Oxide, chociaż skupiona na tym co się działo, zerkała co jakiś czas na migoczące zielone oczy Aidena. Uśmiechnęła się delikatnie, niemal niezauważalnie, wiedziała, że wszystko szło zgodnie z planem.
Rudego pochłonęły koszmary na jawie. Były niemożliwe do zignorowania, każde słowo wchodziło w jego tkanki niczym ostrza. Głosy były niemożliwe do zignorowania. To wszystko, to były jego najgłębsze lęki, które go teraz prześladowały.
— Jesteś tylko narzędziem. — odezwała się Oxide, chcąc wtrącić swoje kolejne pięć groszy do zabawy.
Potem Aiden nasłał na Feliksa kolejne głosy, dopowiadające parę słów do zdania Oxide.
"Używany i porzucany. Nikt Cię nie potrzebuje, z każdym dniem jesteś coraz bardziej zbędny." Ta barwa należała do Alfy. Powtórzył te słowa jeszcze raz, a Feliksowi zaczynało się robić już słabo od nadmiaru negatywnych emocji.
"Idź, porzuć to." Głos w jego umyśle zabrzmiał teraz jak ostatni rozkaz który miał kiedykolwiek usłyszeć. "Zostaw to zadanie. Zniknij mi z oczu."
Rudy z trudem oddychając patrzył na Oxide, a jego źrenice rozszerzyły się tak, jakby zaraz miał stracić przytomność i grunt pod nogami. Ostatni raz, lekko skołowany prześledził jej ciało wzrokiem i odwrócił się. Nie wypowiedział ani słowa, kiedy zaczął włóczyć nogami po kamiennym podłożu, oddalając się od niej.
Oxide uśmiechnęła się nieco szerzej, wiedziała, że plan zadziałał, miło, że Feliks jeszcze tego nie rozumiał. Rudy basior zniknął za rogiem, a echo jego kroków szybko umilkło w jaskini. Białowłosa stała w miejscu, wpatrując się w punkt, w którym jeszcze chwilę temu stał. Wtedy z mroku, w którym nic nie wydawało się poruszać, wyłoniła się cichym krokiem postać Aidena. Jego zielone oczy świeciły w ciemności, choć nieco słabiej niż przedtem. Zbliżył się do Oxide.
— Zagrałeś to naprawdę dobrze. — powiedziała, nie odwracając wzroku od miejsca, gdzie jeszcze chwilę temu Feliks był. — Jak udało ci się go tak zwieść?
Aiden zatrzymał się tuż obok niej, jego spojrzenie było niemal obojętne. Zamilkł na moment, jakby zastanawiał się, jak odpowiedzieć na pytanie.
— Nic strasznego. — Jego głos był chłodny i pozbawiony emocji. — Wystarczyło pokazać mu, że to, co uważa za swoją siłę, jest tylko iluzją. Jego ego to jego największa słabość.
Wadera zerknęła na niego, dostrzegając, jak jego oczy zaczynają migać na zielono, ale nie poczuła strachu. Dobrze znała Aidena, wiedziała, że to jego sposób działania.
— Tak, ale jak dokładnie to zrobiłeś? Co mu pokazałeś? — Zapytała, ciekawa szczegółów.
Aiden uniósł lekko kącik ust w czymś, co można by nazwać uśmiechem, ale nie był to typowy uśmiech. Raczej chłodne, kontrolowane zadowolenie.
— Pokazałem mu, kim naprawdę jest. Przypomniałem mu, że jest nikim więcej niż zwykłym pionkiem. Jego wielkie ego zaczęło się kurczyć, kiedy dostrzegł swoją prawdziwą wartość.
Oxide uniosła głowę nieco wyżej, jakby dając mu tym samym znak uznania.
— Brudne gierki, podoba mi się to. Jego własne lęki go zgubiły. — Uśmiechnęła się pod nosem. — I po prostu sobie poszedł. Wróci?
Aiden spojrzał na nią spokojnie, ale wadera mogła wyczytać, że nie był do końca pewny, czy to naprawdę koniec. Jego oczy zgasły całkowicie.
— Zrobił to, co musiał zrobić. Nie dał rady wytrzymać własnego ciężaru. — Jego głos był cichy. — Musimy wymyśleć coś innego niż twoja bomba, Oxide. Bractwo skoncentruje się na nas, kiedy Feliks dojdzie do świadomości. Nie wiem ile będzie pamiętał z tej sytuacji, ale sam fakt, że sobie poszedł, zamiast cię pilnować na rozkaz Alfy będzie podejrzany.
Teraz jeszcze nie byli do końca świadomi tego w jakie tarapaty wpadli. Trzeba było działać natychmiast.
I to szybko.
<Oxide?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz