środa, 8 stycznia 2025

Od Oxide CD. Aidena - "Początek" - cz. 19

Oxide gwałtownie otworzyła oczy, podrywając się do siadu. W umyśle poczuła burzę – szum głosów i chaotyczne obrazy, które nie były jej własne. Telepatyczne mrowienie przekształcało się w szereg intensywnych wizji. Widziała korytarze, migoczące cienie, zapachy, a wśród nich postać Aidena, osuwającego się na ziemię, wyczerpanego i poszarpanego.

Aiden? — zapytała, choć jej głos w umyśle brzmiał niepewnie i chaotycznie, jakby łamała się pod wpływem własnych emocji.

Przez chwilę odpowiedziała jej tylko cisza, przerywana echem własnych wątpliwości. Jednak nagle coś się zmieniło. Poczuła, jak jej własny umysł zderza się z innym – jego obecność była surowa, gorączkowa, pełna bólu. Głosy, które na co dzień słyszała z powodu swojego schorzenia, zdawały się wplatać w Aidena, mieszając rzeczywistość z jej najgorszymi obawami.

Oxide... — jego myśl była słaba, jakby wysiłek porozumienia się kosztował go resztki sił. — Nie mogę już...

Przez sekundę zapanował chaos – telepatyczny kontakt był na granicy załamania, a Oxide miała wrażenie, że traci panowanie nad własnym ciałem. Jej łapy drżały, a wizje Aidena zmieniały się w coś groteskowego: widziała go otoczonego czarnymi wilkami, choć żaden z nich nie wydawał się rzeczywisty. Były to tylko cienie – iluzje tworzone przez jej pękający umysł.

Aiden! Skup się! — próbowała wyrwać go z otchłani, do której spadał. — Jestem tutaj! Znajdę cię! Tylko musisz... musisz walczyć!

Znów cisza. Tym razem dłuższa. Oxide czuła, jak jej własna moc walczy z jej chorobą – telepatia mieszała się z wewnętrznymi głosami, które krzyczały, że Aiden już nie żyje, że nigdy go nie odnajdzie. Skrzywiła się, trąc łapą pysk, jakby chciała dosłownie wyrzucić te myśli z głowy.

Oxide... Nie mogę dłużej... – jego głos ponownie się pojawił, tym razem jednak bardziej wyraźny, lecz pełen bólu. — Ale wiem, że jesteś blisko. 

Aiden, nie odpuszczaj. Masz trzymać się, rozumiesz? — jej głos był stanowczy, choć sama czuła, że zaczyna tracić siły. — Jeśli ja mam walczyć, to ty też!

Nagle telepatyczne połączenie zniknęło, jakby ktoś przeciął linkę między ich umysłami. Oxide zachwiała się, osuwając się na kamienną ścianę. Jej oddech był szybki i nierówny, a w głowie dźwięczały resztki Aidena, wymieszane z jej własnymi koszmarami.

Muszę go znaleźć. Muszę go znaleźć teraz... — powtarzała w myślach, jakby to była jedyna rzecz trzymająca ją przy zdrowych zmysłach.

Z trudem ruszyła naprzód, pozwalając mocy prowadzić ją w głąb korytarzy. Każdy krok zdawał się być cięższy, a iluzje w jej głowie przybierały na sile. Cienie przesuwały się po ścianach, szepcząc jej imię, śmiejąc się z jej wysiłków.

To nie rzeczywistość — powtarzała sobie, zaciskając zęby. — To tylko moja głowa. Nie dam im wygrać.

Przed sobą poczuła w końcu znajomą aurę – słabą, ale obecną. Wiedziała, że Aiden jest blisko, ale wiedziała też, że czas nie jest jej sprzymierzeńcem. Przyspieszyła, ignorując narastające wizje. Musiała go znaleźć, zanim będzie za późno. Biegła niczym w amoku, nie zważając na to, czy w ogóle cokolwiek dzieje się wokół, zapominając też, że przecież miała czekać na Młodego i krzemień, który ten miał jej dostarczyć. Zdawało się, że mieli się nie wychylać, tymczasem plany nieco się pogmatwały... ale nie miała czasu na zastanawianie się nad konsekwencjami. Wszystko sprowadzało się do jednego celu: jej partnera w zbrodni. Jeśli miała go odnaleźć, musiała zaryzykować. Czuła, jak każda sekunda oddala go od życia, a jej umysł z każdą chwilą balansował na krawędzi rzeczywistości.

W miarę jak biegła, wizje w jej głowie zaczęły przybierać bardziej agresywną formę. Ściany korytarza falowały, znikając i pojawiając się na nowo, jakby otaczała ją ruchoma iluzja. Słyszała głosy – Aidena, krzyczącego jej imię, ale też własne, pełne szyderstwa.

Dlaczego tak bardzo ci zależy? Myślisz, że go uratujesz? Że ciebie uratują? — głos w jej głowie nabierał kształtu, zlewając się w postać. Z cienia wyłoniła się sylwetka wilka o znajomych rysach – jej własnych.

— To tylko iluzja — warknęła, nie zatrzymując się.

Cień zaśmiał się, przesuwając się tuż przed nią, jakby blokował jej drogę.

A jeśli nie? Może to prawda, Oxide? Może twój umysł zawsze był skazany na rozpad, a teraz po prostu docierasz do końca.

Zignorowała to. Nie mogła pozwolić, by głosy przejęły kontrolę, nie teraz. Przełamała iluzję siłą woli, a jej moce przybrały na intensywności. Jej umysł wysłał falę energii, która rozproszyła cienie, rozbijając je jak lustro. Czuła jednak, że kosztowało ją to więcej, niż chciała przyznać – jej łapy zaczęły drżeć, a oddech stawał się coraz bardziej nierówny.

W końcu, w mroku przed sobą, dostrzegła znajomy kształt. Aiden leżał przy ścianie korytarza, jego futro było przesiąknięte krwią, a oddech ledwo słyszalny. Widok ten uderzył ją jak cios – wszystko, co czuła do tej pory, przyćmiło jedno: strach, że może być za późno.

Aiden! — jej głos był równie telepatyczny, jak i rzeczywisty. Przeskoczyła ostatnie metry, lądując przy nim.

Jego oczy były półprzymknięte, a spojrzenie odległe.

Wiedziałem, że mnie znajdziesz... — wyszeptał w jej umyśle, a jego głos był słaby, jakby przechodził z innego wymiaru. 

Gdzieś w oddali słyszała kroki – szybkie, ciężkie. Ktoś nadchodził, ale nie wiedziała, czy to wróg, czy sojusznik.

— Jeszcze chwila, Aiden. Wytrzymaj jeszcze chwilę. — szeptała w jego myślach, choć sama nie była pewna, czy mówi to bardziej do niego, czy do siebie. Szczerze? Nie miała pojęcia co robić, nie wiedziała nawet jak go przetransportować, a w pobliżu nie było niczego co pomogłoby zatamować krwawienie. 

Nagle poczuła ból przeszywający jej bok. Piorunujący, na moment odebrał jej dech. Siła, która na nią zadziałała wpadła z nią z takim impetem, że ta uderzyła o ścianę i wylądowała pod nią na zimnej, kamiennej podłodze tuż obok Aidena. Oxide wydała z siebie zdławiony pisk, gdy uderzyła o zaporę, a ból w boku rozlał się po całym jej ciele niczym płynny ogień. Zanim zdołała choćby złapać oddech, poczuła ciężar nad sobą. Znała go, starszy od niej o wiele lat, ale wciąż budzący respekt, górował nad nią. Jego rogi, długie i zakrzywione, lśniły w półmroku, ociekając jej krwią.

Jego ślepia płonęły gniewem, ale w tym gniewie kryła się także nuta wahania. Był Alfą – nie miał zwyczaju brudzić sobie łap, zwłaszcza nie w sprawach, które mogły zostać rozwiązane przez innych. Jednak tym razem, jak wyglądało, uznał, że nie miał wyboru.

— Dosyć tego pierdolnika. Tej... samowolki. —  wysyczał, jego głos był zimny i niski, a słowa odbijały się echem po korytarzu. Nie mówił głośno – nie musiał. Jego zdolności były równie potężne, co jego fizyczna siła. —  Miało się obejść bez uszkadzania takiego cacuszka jak ty... Ale nie pozostawiłaś mi wyboru, Oxide. 

Wadera próbowała się podnieść, choć każdy ruch sprawiał, że ból w jej boku stawał się nieznośny. Z rany sączyła się krew, rozlewając się pod nią na zimnej podłodze. Zmuszając się do spojrzenia w górę, zadarła łeb i spotkała jego spojrzenie. Alfa wydał z siebie coś pomiędzy śmiechem a warknięciem, a potem wskazał rogami Aidena, który wciąż leżał na ziemi, ledwo przytomny 

— Sprowadziliście chaos, którego nie mogę tolerować. Gdybyś po prostu poddała się, oszczędziłabyś mi tego... widowiska.

Oxide zasyczała, próbując unieść się na przednie łapy.

— Nie będziesz nami manipulować. Nie teraz, nie nigdy.

Alfa zbliżył się do niej, jego kroki były ciężkie, ale precyzyjne. Każdy ruch emanował doświadczeniem i pewnością siebie.

— Manipulacja? Nie, to już przeszłość. Teraz chodzi o eliminację.

Zanim zdołała zareagować, uniósł łeb i uderzył rogami ponownie, celując w nią. Tym razem jednak Oxide była gotowa – zmusiła swoje moce, by odpowiedziały, wysyłając falę telepatycznej energii prosto w jego umysł. Impuls był brutalny i nagły, sprawił, że Alfa na moment zatrzymał się, potrząsając głową.

— Myślisz, że to mnie powstrzyma? — Jego myśli były jak stal, ale poczuła drobne pęknięcie w jego koncentracji.

— Nie. Ale to cię rozproszy.

Siłą woli rzuciła się w bok, unikając kolejnego uderzenia rogów. Ból eksplodował w jej ciele, ale zmusiła się do ruchu. 

Aiden, musisz wstać. Teraz. — jej myśli były chaotyczne, ale pełne determinacji.

Wilk wydał z siebie ledwo słyszalne warknięcie, ledwie świadomy, ale jej słowa zdawały się do niego dotrzeć. Poruszył łapą, jakby próbował odpowiedzieć, choć jego ciało wciąż odmawiało posłuszeństwa.

Alfa już podnosił się z powrotem, jego postawa była wciąż niewzruszona, choć gniew w jego spojrzeniu narastał.

—  Żadne z was nie wyjdzie stąd żywe —  rzucił, ruszając w ich stronę. Jednak nagle przystanął w miejscu i dodał —  Twój kolega zaraz po ceremonii, oczywiście. A ty po wypełnieniu swojej funkcji. Nie ominę takiej okazji. Potomstwo z tak potężnymi genami będzie niepowstrzymane. —  na jego pysku zagościł nagle szyderczy uśmiech, a Oxide przeszył dreszcz. 

Zanim jednak zdążyła zareagować, osłabienie ogarnęło ją już całkowicie. Gdy jej powieki same zaczęły opadać zauważyła, że Aiden nie ruszył się z miejsca. Przez jej głowę przemknęła jedynie myśl, że to koniec, że zaraz zostanie wykorzystana, a później najzwyczajniej w świecie zabita. 

— Zabierzcie ich. — usłyszała jeszcze, zanim całkowicie straciła przytomność.

A żeby to wszystko szlag jasny trafił. 


<Aiden?>

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz