Aiden leżał tam przez chwilę, wciąż czując jej obecność na sobie, ale nie spieszył się, by wstać. Oxide nie wykazywała żadnej chęci, by ustąpić. Cały jej postać emanowała pewnością siebie, ale on dostrzegał coś więcej – pewnego rodzaju zaproszenie do kontynuowania tej gry, która wcale nie musiała kończyć się w tej chwili.
— Tak łatwo się poddajesz? — zapytała z lekkim figlarnym tonem, unosząc brew. Jej głos był pełen wyzwań, a uśmiech na pysku zniknął, zastąpiony przez subtelną, ale wyraźną nutkę rywalizacji.
Basior zacisnął łapy na ziemi, próbując poczuć jej siłę, jaką włożyła w ten atak. Jego oddech powoli wracał do normy, a adrenalina powoli ustępowała miejsca rozbawieniu. Oxide była zaskakująco skuteczna, a on, mimo chwilowego zaskoczenia, wiedział, że nie może teraz dać się stłamsić.
— Wiesz, ja nigdy się nie poddaję — odpowiedział z błyskiem w oczach, próbując znaleźć równowagę. W tej samej chwili, z szybkim ruchem, uniósł łapy, próbując odwrócić sytuację, lekko przesuwając ją w bok, by zyskać przestrzeń.
Oxide zareagowała niemal natychmiast, zmieniając pozycję, by ponownie utrzymać dominację. Jednak jej ruchy były teraz bardziej ostrożne, jakby testowała, czy Aiden naprawdę zamierza walczyć do końca.
— Nie zapominaj, że to nie koniec, Oxide. — jego głos był teraz poważniejszy, ale wciąż pełen wyzwań. — Jeśli chcesz mnie pokonać, będziesz musiała trochę bardziej się postarać.
Oxide zamrugała, a potem spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem, jakby przez chwilę zastanawiała się nad jego słowami. A potem wybuchła śmiechem, tym razem ciepłym i pełnym szacunku.
— Chyba się nieco przeliczyłam, co?
Aiden przez moment czuł, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Oxide, mimo że była lekko zaskoczona jego błyskawiczną reakcją, nie miała szans w tym starciu. Z zaskakującą łatwością zrzucił ją z siebie, wykonując szybki ruch, który sprawił, że teraz to ona leżała w śniegu, ich role zamieniły się, a ona - zaskoczona, ale i rozbawiona - spojrzała na niego z lekkim wrażeniem, a potem, nie mogąc się powstrzymać, zaśmiała się cicho. Szarowłosy stanął nad nią, z łapami opartymi po obu stronach jej głowy, a jego uśmiech był pełen triumfu, jakby właśnie wygrał nie tylko walkę, ale i całą grę. Aiden spojrzał na nią z lekkim ukłonem głowy, jakby rozważając jej słowa. Oxide spojrzała na niego, a jej serce zabiło szybciej, ale nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
— No, teraz się tobie udało — powiedziała, podnosząc głowę z ziemi i patrząc na niego z lekkim rozbawieniem, ale też z nutą wyzwań w oczach. — Poza tym, to nie fair — dodała, unosząc lekko brwi. — Myślałam, że będziesz bardziej honorowy, Aiden.
Ten zniżył wzrok, patrząc na nią z zadziornym uśmiechem. Oparł się o nią, ale z wyraźną lekkością, jakby świadomie unikał robienia czegokolwiek, co mogłoby wydawać się zbyt intensywne. Wciąż jednak znajdował się nad nią, a ta niewielka odległość pomiędzy nimi sprawiała, że Oxide czuła dziwne napięcie.
— Honor? — odpowiedział, wciąż żartobliwie, ale z jakimś subtelnym błyskiem w oczach, którego nie mogła zignorować. — No cóż, nie wiem, czy zasługujesz na honor w tej grze.
Oxide spojrzała na niego przez chwilę, a potem zrobiła coś, czego zupełnie się nie spodziewał — uniosła głowę i delikatnie trąciła jego brodę czubkiem nosa, jakby chciała go "skarcić" za jego zachowanie. To, co miało być niewinnym gestem, przerodziło się w coś, co zapaliło iskry w ich oczach. Nagle Aiden zamilkł, a ona poczuła, jakby cała gra przestała mieć znaczenie.
Zanim zdążyli się rozdzielić, oboje zostali w tej samej, ciepłej, pełnej napięcia chwili. A potem Oxide, z lekkim rumieńcem na policzkach, postanowiła zakończyć tę grę po swojemu, uśmiechając się szeroko.
— Uważaj, Aiden — powiedziała, przyciągając go nieco bliżej, tak, że ich twarze były prawie równo, a oddechy splatały się ze sobą. — Bo następnym razem to ty skończysz na dole jako ostatni.
Aiden zaśmiał się cicho, ale coś w jego spojrzeniu mówiło, że nie miał zamiaru odpuścić. Chociaż momenty takie jak ten, pełne napięcia i śmiechu, były tylko preludium do czegoś większego, oboje wiedzieli, że ta zabawa dopiero się zaczynała. Basior cofnął się parę kroków, pozwalając towarzyszce podnieść się i otrzepać ze śniegu. Oxide stała teraz kilka kroków od niego, jej oddech był jeszcze rozedrgany, a serce biło szybko od adrenaliny. Choć starała się zachować zimną krew, nie mogła powstrzymać się od tego uczucia, które zaczynało w niej narastać. Aiden, stojąc teraz naprzeciwko niej, wyprostowany i z tym charakterystycznym, lekko rozbawionym uśmiechem, zdawał się nie zauważać tego, co zaczynało niepokoić ją w środku.
Jej fioletowe oczy uważnie obserwowały każdy jego ruch, ale nie mogła już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Jego obecność – nie tylko w sensie fizycznym, ale także w sposób, w jaki z nią rozmawiał i patrzył – wywoływała dziwne uczucie, które nie miało nic wspólnego z rywalizacją. Przez chwilę czuła, jakby jej serce i umysł znajdowały się w zupełnie innych miejscach, sprzecznych ze sobą.
Oxide nerwowo przeniosła wzrok na jego pysk, a potem natychmiast na bok, w stronę śnieżnej przestrzeni, jakby miała nadzieję, że to pomoże wyciszyć dziwne wibracje, które zaczęły ją ogarniać. To było coś, czego nie potrafiła zrozumieć. Zawsze była opanowana, zimna, nie dająca się zaskoczyć emocjami. A jednak teraz, patrząc na Aidena, czuła coś innego. Było to jednocześnie przyjemne i niewygodne – uczucie, którego nie potrafiła zignorować.
— Nie możesz się za bardzo angażować. To nie w twoim stylu. — pomyślała, starając się usunąć tę myśl ze swojej głowy, mając jednak świadomość, że ten mógł z łatwością to usłyszeć. — To tylko gra. Tylko treningi, rywalizacje... — ale te słowa brzmiały na coraz bardziej puste, im dłużej patrzyła na niego, na ten błysk w jego oczach, który sprawiał, że jej własne serce zaczynało bić szybciej.
Aiden zdawał się nie dostrzegać tego napięcia. Jego uśmiech nadal był lekki, ale w oczach było coś, co sprawiało, że Oxide miała wrażenie, że on dostrzega więcej, niż powinien. Być może intuicyjnie czuł, że coś się zmienia, że ta przyjazna rywalizacja zaczyna nabierać innego wymiaru.
— Więc, co teraz? — zapytał, jego głos rozluźniony, jakby cała ta sytuacja była tylko częścią zabawy, czego Oxide nie mogła tak łatwo zaakceptować.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, poczuła, jak jej łapa mimowolnie drgnęła, jakby chciała sięgnąć do niego, ale szybko ją cofnęła, zatapiając pazury w śniegu. To był ten moment, w którym zdała sobie sprawę, że może być już za późno, by zaprzeczyć temu, co zaczynało w niej kiełkować. Jej własne uczucia były zbyt silne, by je zignorować, a jednocześnie zbyt nowe i przerażające, by wiedzieć, jak się z nimi uporać. Patrzyła na Aidena, a on nie patrzył na nią z wyczekiwaniem. Ale coś w jego postawie, w sposobie, w jaki pozostał spokojny mimo tego napięcia, sprawiało, że nie potrafiła odwrócić wzroku.
— Nie dam się na to złapać — pomyślała znowu, ale tym razem czuła, że te słowa były tylko próbą ucieczki od czegoś, co już było nieuniknione.
Czuła się jakby walka wyrwała z niej ciężar, który nosiła w sercu. Aiden to zauważył, ale nie komentował – jego rolą nie było wnikanie, tylko bycie obecnym.
Zrobił krok w jej stronę, jego łapy zagłębiły się w śniegu, a zielone oczy na moment złagodniały.
— Jesteś lepsza, niż myślisz. — powiedział cicho, niemal szeptem, jakby te słowa były przeznaczone tylko dla niej.
Oxide spojrzała na niego spod zmrużonych powiek. Na jej pysku pojawił się cień uśmiechu – nieco krzywy, ale szczery.
— Nie potrzebuję pochwał. — odparła, choć w jej głosie zabrzmiała nuta wdzięczności.
Aiden wzruszył ramionami.
— Niech będzie. Ale zawsze warto wiedzieć, że się komuś imponuje.
Prychnęła i potrząsnęła łbem, zrzucając śnieg z futra. Wciąż dysząc lekko po intensywnym treningu, uniosła głowę i spojrzała na Aidena z powagą.
— Dzięki. Nie powiem tego dwa razy, więc zapamiętaj.
Basior tylko uśmiechnął się szeroko, pozwalając, by jego oczy zabłysły z satysfakcją.
— Zima jeszcze trwa. Jeśli chcesz trenować dalej, wiesz, gdzie mnie znaleźć.
Skinęła głową, jej rogi błysnęły w świetle słońca, a cienie w lesie zaczęły się wydłużać. Czuła, że to dopiero początek – nie tylko treningu, ale czegoś głębszego. Coś, co nie miało jeszcze nazwy, ale wyraźnie istniało między nimi, czekając na odkrycie. Aiden odprowadził ją wzrokiem, gdy ruszyła przez polanę, zostawiając za sobą ślady łap na nietkniętym śniegu. Gdy zniknęła w gęstwinie drzew, las znów pogrążył się w ciszy, a basior uśmiechnął się do siebie.
Wiedział, że jeszcze do niego wróci.
Oxide ruszyła przez zimowy krajobraz, zostawiając za sobą ślady w białym, nietkniętym śniegu. Polana rozciągała się przed nią jak nieskończony ocean bieli, przerywany jedynie przez wyłaniające się z niej nagie, poskręcane gałęzie drzew. Ich ciemne sylwetki wyglądały jak zamarznięte w miejscu duchy, zastygłe w zimowej ciszy. Wiatr smagał jej pysk, unosząc drobiny śniegu, które skrzyły się w świetle bladym jak poranna poświata. Czuła, jak lodowaty podmuch przebija się przez jej futro, ale zignorowała to, zmuszając swoje łapy do nieustannego ruchu. Każdy krok wydawał się jednocześnie ciężki i bezgłośny, jakby świat został pozbawiony wszelkich dźwięków poza szelestem śniegu pod jej pazurami. Wokół panowała cisza, taka, która niepokoiła. Nawet ptaki zdawały się milczeć, a jedynym towarzyszem był jej własny oddech, unoszący się w powietrzu jako biała mgiełka. Gdy spojrzała w górę, niebo miało nieprzyjemnie szary odcień, jakby burza śnieżna czaiła się tuż za horyzontem. Czuła, że czas działa na jej niekorzyść. Musiała dotrzeć do jaskini, zanim zimno i zmęczenie zdołają ją pokonać.
Polana była przetykana mroźnymi strumieniami, których wody zamarzły, tworząc nieregularne tafle lodu. Musiała uważać, by nie poślizgnąć się na zdradliwym podłożu, ale nawet w tej ostrożności czuła, jak siły ją opuszczają. Śnieg zdawał się gęstnieć, a każdy krok wymagał większego wysiłku.
W oddali dostrzegła cel swojej podróży – ciemny zarys wejścia do jaskini, które wyłaniało się jak czarna dziura na tle białego krajobrazu. Wiedziała, że tam czeka na nią schronienie, ale droga wciąż wydawała się długa. Z każdym krokiem czuła, jak napięcie w jej wnętrzu narasta. Polana, choć piękna w swojej zimowej aurze, wydawała się dziwnie wroga. W powietrzu wisiała aura czegoś nieokreślonego, jakby nawet natura była przeciwko niej.
Oxide zwolniła, gdy poczuła pod łapami coś twardego – cienką warstwę lodu pod śniegiem. Zatrzymała się na chwilę, wciągając powietrze nosem. Czuła, jak mróz szczypie jej nozdrza, ale ignorowała to. Zrobiła ostrożny krok naprzód, a potem kolejny, aż w końcu przekroczyła lodowe pole. Gdy dotarła pod zbocze góry, w którym znajdowała się jaskinia, czuła, jak jej ciało drży z zimna. Wejście do jaskini było niewielkie, ale wystarczająco duże, by mogła się do niego przecisnąć. Przed nią ziało ciemnością, która zdawała się ją przyciągać. Na chwilę zawahała się, zerkając za siebie na polanę, która teraz wydawała się nieskończenie odległa i wrogie. Zebrała resztki sił i weszła do środka, czując, jak ciepło ucieka z jej ciała, a jednocześnie jak ogarnia ją ulga, że dotarła na miejsce. Nie wiedziała jeszcze, że to, co czeka na nią w jaskini, będzie znacznie bardziej przerażające niż pustka zimowej polany.
Weszła do jaskini, powoli otrząsając się z resztek śniegu, który przylgnął do jej białego futra. Wnętrze było odrobine cieplejsze ale i ciemne, a blade światło wpadające przez wejście tworzyło nierówną poświatę na kamiennych ścianach. Jaskinia była dla niej azylem – miejscem, gdzie mogła odpocząć od świata. Jednak tego dnia czuła, że coś jest inaczej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz