Żywi nie mają prawa, żywi zabić mnie nie mogą
Struchlałam,
gdy miękki głos wilka przestał w amoku odbijać się od twardych ścian
jaskini i istota jego wypowiedzi rozświetliła mój zmęczony od kłębiących
się myśli umysł. Wygłodniałe dusze czyhały na moje obrzydliwe ciało,
postrzegając je w kategorii tłustej przekąski. Niemożliwe. Świt
obiecywał przynieść nowe zagadki, które miałam obedrzeć z grubego
płaszcza tajemnic, odkrywając ich rdzeń. Niemożliwe. Kiedy na zewnątrz
rozpętała się burza, beztrosko wpuściłam tu dwóch zagubionych wędrowców,
z czego jeden zatruwał świeże powietrze swoim kwiecistym zapachem, a
drugi raczył mnie niestworzonymi historiami. Próbował puścić w moją
stronę wiązkę lęku, który zaciśnie się na moim gardle, nienaturalnie
przyspieszając mój oddech. Możliwe. Niczym zahipnotyzowana pod srogim
spojrzeniem zielonkawego basiora, wstałam i przycisnęłam się do chłodnej
ściany jaskini. Dlaczego tak łatwo było wytrącić mnie ze stanu
względnej równowagi z pomocą irracjonalnych słów? Grzmot uderzył
głośniej, jak gdyby wzmagał się gniew bóstw czuwających nad tym padołem,
a pogoda była lustrem dla ich emocji. Błyskawica oświetliła oblicze
nowego towarzysza, czyniąc je bardziej złowrogim. W odpowiedzi wilk
uniósł lekko kąciki warg i rozejrzał się uważnie.
— Już czas —
wyszeptał, lecz wkrótce jego szept zlał się z tysiącami innych, które
mnie otoczyły. Moją myśl, że całkowicie straciłam zmysły, zdusił widok
równie przerażonego i nasłuchującego Romea.
— Co ty robisz? —
chciałam wykrzyczeć, lecz z mojego pyska nie wypłynęły żadne słowa, jak
gdyby mieszkała w nich niewidzialna siła silniejsza od mojego pragnienia
odpowiedzi.
— Czas czerwonej pełni. Miejcie oczy i uszy szeroko
otwarte — z jego pyska wciąż nie znikał lekki uśmiech. W milczeniu
obserwował, jak burza przybiera na sile, a wiatr usiłuje zabrać ze sobą
wszystkie napotkane rzeczy, rośliny i zwierzęta
do śmiercionośnego tańca — Z każdej burzy przychodzi oczyszczenie.
Osobiście jednak ich nie lubię, irytują mnie te niemiłosiernie wibracje w
uszach, dlatego chciałbym odpłynąć w krainę snów, nie musząc się już
martwić pogodą. Romeo, pozwól. Chroń moje mięso.
Ze zdziwieniem
obserwowałam rozgrywającą się scenę, lecz w kluczowym momencie oślepił
mnie blask błyskawicy, jakby zachęcając do wyjścia. Niezdarnie
poruszyłam łapami, idąc w stronę światła, nie mogąc słyszeć przestróg
wypowiadanych przez nieznajomego, tak bardzo jednak znajomego.
— To ty? Śmiesz jeszcze mnie oceniać po tym wszystkim? - parsknęłam, maskując pod zdecydowanym tonem rozpad własnego wnętrza na mniejsze części — Czekaj, zabiłam? - dodałam drżącym tonem.
Jesteś. Śmieszna. Ale. Masz. Smaczne. Mięsko,
<Anubis?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz