Czarny wilk kluczył między drzewami. O zmroku bardziej przypominał cień niż żywe zwierzę. To był zdecydowanie jego atut – pozostawanie niezauważonym, i to bez większego wysiłku. Jego twarz też mało kto pamiętał - niczym specjalnym się nie wyróżniał. Pysk jak setki innych szarych obywateli, których mija się codziennie, nie zwracając na nich większej uwagi. Kiedyś mu to przeszkadzało, teraz - przekuł to w narzędzie do pracy.
- Nie czekaj na mnie, dobrze? - rzucił do brata, który otworzył jedno oko i wbił je w biały strzęp duszy należącej do Luki. Większy z basiorów wyczuł lekkie rozczarowanie, pomieszane z dezaprobatą. Ten emocjonalny koktajl należał oczywiście do Mino.
- Znów nie będzie cię całą noc - westchnął i przewrócił się na drugi bok, pyskiem do ściany.
- To moja praca - odparł miękko Luka, nie chcąc rozdrażnić go jeszcze bardziej. Wiedział, że pochłaniał się swojemu nowemu zajęciu bez reszty. Patrolowanie terenów watahy, szczególnie w tak niespokojnych czasach, sprawiało mu dziwną radość. Wyszedł z jaskini i wciągnął ostre, zimowe powietrze przez nos, by zaraz wypuścić je w postaci gęstego kłębu pary, który zawisł na moment obok jak jego własna, prywatna chmurka. Nadchodziła jego ulubiona część doby, nocne patrole. Dreszcz emocji, przypływ adrenaliny, delikatne ukłucia strachu. Każdy cień, szelest, podejrzany dźwięk mógł być potencjalnym wrogiem, którego należy unieszkodliwić. Nie robił tego dla idei czy władzy, której chcąc nie chcąc podlegał. Tylko dla siebie. Choć miał duszę buntownika, a w głowie chaos myśli, nie chciał zapomnieć, że to stado przygarnęło ich, gdy byli w potrzebie. I teraz to stado potrzebowało każdej pary łap do pomocy w obronie ich domu
- Idziecie na południe - głos Szkła przedarł się jakoś przez gwar rozmów, który nastąpił po rozdzieleniu zadań strażnikom i stróżom. Luka skrzywił się.
- Ale … Towarzyszu Plutonowy! - krzyknął, przepychając się przez grupkę szeregowych, którzy obstąpili dowódcę. Płowy basior zerknął na młodego strażnika, który obrzucił go pełnym nadziei spojrzeniem, a przynajmniej miał nadzieję, że takie właśnie to spojrzenie było. Nie był zbyt dobry w rzucaniu sugestywnych spojrzeń, z wiadomych względów.
- Jesteśmy gotowi, by patrolować zachodnią granicę. Proszę nam pozwolić. Od kilku tygodni już jesteśmy wysyłani na południe - powiedział pewnie, wypinając pierś. Mimo, że był całkiem sporym wilkiem jak na swój wiek, to dalej czuł wszystkimi zmysłami, że Szkło przewyższa go, co najmniej o głowę.
- Odmawiam. Nie jesteście gotowi - odparł głosem nieznoszącym sprzeciwu.
- Ale...
- Wykonać, Towarzyszu!
- Nie rozumiem tego! - prychnął któryś raz z rzędu naburmuszony Luka. Trącił kamień leżący na drodze, by zaraz podnieść go i cisnąć w dal. Towarzysząca mu wadera uśmiechnęła się lekko na widok tych wybuchów złości.
- Jeszcze dadzą ci się wykazać. Jak mało kto wkładasz w to całe serce. Ja nie jestem pewna czy się do tego nadaję.
- O czym ty mówisz?
Gdyby mógł, wbiłby w nią teraz wzrok, ale jedyne, co był w stanie zrobić, to zwrócenie pyska w jej stronę w niemym pytaniu. Usłyszał ciche westchnięcie.
- Po prostu … nie wiem czy tego chcę. Czy to moja droga.
Luka zbliżył się do starszej koleżanki i trącił ją przyjacielsko barkiem.
- Mówisz jakbyś miała już z 16 lat i zmarnowane życie - zachichotał, po czym spoważniał. - Nie musisz tutaj zostawać, choć uważam, że doskonale sobie radzisz. No i jesteś najlepszą partnerką jaka mogła mi się trafić - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, za który otrzymał lekkie pacnięcie w potylicę.
- Jak myślisz, czemu przydzielili nas do patroli? W końcu to rola stróżów - rzuciła po kilku minutach milczenia.
- To moja ulubiona część pracy! Trochę boję się, co będzie, gdy to się już skończy... Nie wiem czy dobrze wybrałem stanowisko - zaśmiał się niepewnie czarny basior. Takie były rozkazy generała, wszyscy świeżo upieczeni rekruci mieli zgłaszać się do pomocy stróżom podczas dziennych i nocnych patroli, a w międzyczasie odbywać uzupełniające szkolenia z zakresu ich stałych funkcji, które sami wybrali po dorośnięciu. Wolny czas w ciągu doby skurczył się do zaledwie paru godzin, które można było przeznaczyć na sen i jedzenie. Młodym żołnierzom czasem ciężko było przyzwyczaić się do takiego obrotu sprawy. Przecież jeszcze niedawno całe dnie spędzali na zabawach.
- Patrzyłaś na rozpiskę z kim przyjdzie nam się użerać dzisiaj? - mówiąc to, Luka potknął się o wystając korzeń, rzucając w międzyczasie siarczyste przekleństwo. Wadera rzuciła mu współczujące spojrzenie.
- Nie będzie tak źle. Dzisiaj jesteśmy z Domino. Ciekawe, czy kiedyś przydzielą nas do Pi - powiedziała lekko rozmarzonym tonem.
- To się chyba nigdy nie stanie. Myślę, że w trójkę nie bylibyśmy w stanie się skupić - odparł z uśmiechem basior. Minęło kilkanaście minut od ostatniego wypowiedzianego słowa. Jakby instynktownie postanowili w tym czasie milczeć. Czy to świeżo zdobyte doświadczenie czy po prostu przypadek kazał im pozostać w ciszy?
- Co to za dźwięk? - wrażliwe uszy Luki, wychwyciły stłumione wycie z ich prawej strony. - Czy to z WSJ?
Wadera zatrzymała się i z przymkniętymi oczami zaczęła nasłuchiwać. Luka słyszał, jak jednocześnie drapie pazurami w ziemi, jej spokojny oddech na moment wypełnił całą przestrzeń, nie pozostawiając miejsca nawet na bicie jego serca. Razem z nią wsłuchiwał się w odgłosy lasu.
- Nic nie słyszę - powiedziała po chwili z rezygnacją. Luka potrząsnął łbem, rzucając niezobowiązujące ‘’może mi się przesłyszało’’. Czuł jednak w kościach, że to mogło być coś poważniejszego.
Noc spędzili na przemierzaniu terenów w okolicach wyznaczonego posterunku, na którym nie spotkali Domino. Zmartwiło ich to odrobinę, ale nie na tyle, by wracać i to zgłaszać. W tych czasach niczego nie można było być pewnym, nawet tego, że komuś nie wypadnie jakaś sprawa, która nie pozwoli wykonać powierzonych instrukcji. Nie narzekali jednak. To był ich pierwszy samotny patrol, coś jak nieplanowany rytuał przejścia. Na godzinę przed świtem postanowili wyruszyć w drogę powrotną.
- Marzę, by wyciągnąć się już na legowisku - jęknął Luka, przeciągając się. Rozwarł pysk w szerokim ziewnięciu, pokazując całe uzębienie.
- Brat nie zrobi ci znowu kazania? - mruknęła lekko złośliwie wadera, wyginając grzbiet w łuk, by rozruszać spięte mięśnie. Luka zwrócił w jej stronę zmarszczony pysk.
- On się tylko martwi. Chodzę ciągle zmęczony, nie mam dla niego czasu. Musi czuć się samotny.
- Przecież spotyka się z tym Anubisem - odparła szybko, kontrując jego argument.
- To mu nie zastąpi starszego brata - warknął trochę zbyt agresywnie, przez co umilkli oboje, a napięta atmosfera skutecznie odbierała ochotę do podjęcia rozmowy. Maszerowali zatem ramię w ramię, Luka po odgłosach kroków towarzyszki, ona spoglądając na niego, co chwilę, by upewnić się, że nie zbacza za bardzo z drogi. Rozumieli się bez słów, żadne nie czuło się w tej parze gorsze. Słońce zalało znajomą dolinę wodospadem złotych odcieni. Warstwa śniegu skrzyła się w promieniach najbliższej nam gwiazdy, ptaki podniosły zwyczajowy krzyk w koronach drzew. Zawiał wiatr z zachodu, który przyniósł lekko metaliczny, niepokojący zapach. Jednocześnie słodki, dobrze znany, z drugiej strony sprawił, że wilkom ugięły się nogi.
- Tam! - wadera wskazała łapą jakiś punkt, reflektując się szybko, że Luka i tak nie zobaczy tego, co się dzieje. - Ktoś ze sobą walczy przy zachodniej granicy. Jest ich pełno...
- Biegniemy – basior zerwał się do biegu, spod jego stóp wzbił się tuman śniegu, który częściowo osiadł na czarnym grzbiecie. W głowie miał jednocześnie pustkę i plątaninę myśli. Kto to jest? Czy Mino jest bezpieczny? Czy ktoś już powiadomił resztę?
- Jest Szkło! - dobiegł do niego zdyszany głos koleżanki, która zaraz trąciła go ramieniem, by naprowadzić w dobrą stronę. Po chwili poczuł jego zapach pośród mieszaniny wielu innych, już wiedział, gdzie biec. Plutonowy obrzucił ich kontrolnym spojrzeniem, jakby chciał tylko sprawdzić, czy mają sprawne wszystkie łapy i wskazał miejsce w szeregu. Było tu całe wojsko, wszyscy szeregowi, każdy niespokojnie drapał w ziemi, dyszał z wysuniętym językiem albo jeżył sierść na karku. Obok Luki stał ktoś o nieznanym mu zapachu. Zdecydował się jednak zapytać.
- Co się dzieje? Co to za wilki na granicy?
Cisza. Potem lekki szelest sierści, gdy zapewne sąsiad z szeregu obrócił głowę w jego stronę. Lekko przyspieszony oddech.
- To Admirał i jego ludzie. Tym, co zrobił, wypowiedział wojnę każdemu z nas - wycedził wilk, po czym mlasnął językiem, jakby przyszło mu przełknąć coś wyjątkowo obrzydliwego. Luka odwrócił się w drugą stronę, poczuł ledwie wyczuwalne drżenie towarzyszki.
- Czy to wojna? - rzuciła w przestrzeń pytanie, którego zdawała się nie kierować do nikogo konkretnego. Basior uniósł pysk w niebo, na nos spadł mu samotny płatek śniegu. Mino, bądź bezpieczny, proszę.
<Mino?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz