Szary wilk objął spojrzeniem
zdenerwowanego towarzysza, po czym sięgnął pamięcią do
jakiejkolwiek rozmowy z nim. Były to zwykle wymiany kurtuazji,
polecenia, opinie, rady. To, do czego strateg został powołany.
Zaskoczyło go to nagłe wynurzenie, szczególnie, że mieli w
watasze psychologa, a Duch wolał to wszystko wyznać jemu. Przełknął
ślinę, dając sobie jeszcze tę sekundę lub dwie do namysłu.
- Każdy z nas to czuje. Każdy, kto
ma, choć trochę oleju w głowie, rzecz jasna – zaczął dość
neutralnie, spokojnym tonem, ważąc każde słowo. Nie był w stanie
porzucić tego oficjalnego brzmienia swojego głosu, mimo widoku
rozchwianego wilka, który wyraźnie przyszedł do niego po pomoc,
odrzucając wszystkie statusy i etykiety. Był generałem o każdej
porze dnia i nocy. Choć nie miał zbyt długiego stażu, ta postawa,
którą przybierał zdążyła wejść mu w krew i stać się częścią
niego samego. Co się wydarzy, gdy wojna się skończy? Kiedy wataha
przestanie potrzebować generała? Nie wiedział.
- Pamiętaj, że może nadejść
moment, gdy będziesz musiał podjąć trudne decyzje. Także o swoim
życiu – ciągnął nieco łagodniej. Podszedł do białego wilka,
położył mu łapę na ramieniu i potrząsnął nim lekko.
- Weźcie się w garść, Towarzyszu –
dodał, starając się wlać w to zdanie jak najwięcej ciepła.
Cokolwiek trapiło Ducha, nie miał zamiaru tego bagatelizować.
Jesteśmy jednością, w której każda jednostka ma znaczenie.
Admirale, ty możesz myśleć, żeśmy zaślepieni ideałami, że
z nas stado owiec, że to ja prowadzę ich wszystkich na rzeź. Który
to już raz zwracał się w myślach do wilka, którego nigdy nie
poznał? Zapłonął w nim ogień, jego własna pochodnia, która
zdawała się rozświetlać ciemność jaskini.
- Damy sobie radę.
Ja nie pozwolę, byśmy przegrali. A jeśli przegramy... - urwał na
chwilę, wstrzymując oddech. - Pójdę na dno wraz z tym okrętem.
Duch wydawał się spokojniejszy, gdy
opuszczał jaskinię wojskową. Jasna plama maszerowała żwawo,
wyróżniając się na tle zalanej ciemnością łąki, którą
przecinało gdzieniegdzie blade światło księżyca. Hyarin nie miał
zamiaru wracać do domu. Ułożył się z najgłębszym kącie
jaskini wojskowej i przymknął oczy. Znał każdy zakamarek tego
miejsca, każdy wyłom, poluzowany kamień, pęknięcie w ścianie.
Chropowatość skały. Sklepienie, z którego czasami kapała woda.
Ale tylko czasami, jak na złość, jakby Matka Natura płakała nad
ich losem. Przecież sama potem upijasz się krwią przegranych,
pożerasz ich ciała, dlaczego więc rozpaczasz? Wszystko
ma swój początek i koniec. Hyarin zastanawiał się nieraz, do
którego było mu bliżej. Mimowolnie wyobraził sobie wyczyszczone
do nagich kości zwłoki Mundusa. Połyskującą w jaskrawym słońcu
czaszkę, puste oczodoły, w których ziała pustka. Z prochu
powstałeś i w proch się obrócisz. Czy te słowa kogokolwiek
podnosiły na duchu? Basior nie po raz pierwszy poczuł, że kurczowo
trzyma się życia, jakby każda przypadkowo napotkana osoba miała
zamiar mu je wyrwać z łap. Kiedy zdążył tak bardzo docenić jego
piękno, ulotność, a zarazem bezmiar każdego pojedynczego oddechu.
Kali, to twoja wina. Mógłby być lepszym generałem, gdyby nie
naraził się jednej z odwiecznych królowych, które władają
światem od zarania dziejów. Potęga miłości, tak osłabiająca,
zapierająca dech, ściskająca żołądek i odbierająca zmysły.
To, co złe staje się dobre. To, co dobre – wątpliwe. Wkradło
się do jego serca współczucie, empatia, pozwalał sobie na
wzruszenie, niepokój, troskę. Martwił się nie tylko o Kali. Od
dłuższego czasu czuł się odpowiedzialny chociażby za Szkła i
Agresta. Ten pierwszy wykonywał jego rozkazy bez mrugnięcia okiem,
ten drugi zaufał mu, nie zważając na niezbyt korzystną
przeszłość. Tak bardzo nie chciał ich zawieść. Czy, kiedy wojna
się skończy … czy będzie musiał odejść?
Minęło trochę czasu. Sytuacja
napięła się jeszcze bardziej, przekraczając granice możliwości,
które ustanowił Hyarin – widocznie zbyt optymistycznie. Gdy
spodziewał się, że po śmierci Mundusa, porwaniu wilków z jaskini
medycznej i podpaleniu jaskini alfy nic więcej stać się nie może,
oto nadciągnął jeden z najgorszych wrogów. O VCIG słyszał tylko
z kronik i opowieści tutejszych mieszkańców. Może tam, gdzie
bywał wcześniej nie było tak zjadliwej choroby, a może były
jeszcze gorsze, dlatego o VCIG nikt nie wspominał, traktując to jak
przeziębienie? Nie miał czasu na wymyślanie kolejnych możliwości,
trzeba było obmyślić plan działania, jako iż Admirał
zabunkrował się w jaskini medycznej razem z … Ciri. Skrzywił się
na samą myśl. Nie mógł dać się ponieść emocjom, nie teraz.
Nie teraz i nigdy więcej. Zdrady bolą jak wyciągnięcie ciernia z
ciała. Ból był rozdzierający, wprawiał niemal w osłupienie, ale
potem przychodziła ulga. Wojna wyciąga z każdego to, co najgorsze.
Jeśli ktoś zdradził, to najwyraźniej tak miało być. Lepiej
teraz niż później. Wziął głęboki oddech i spojrzał na Ducha
siedzącego przed nim. Dzielił ich kamienny stół z rozpostartą na
nim mapą okolicy.
- Wycofujemy oblężenie –
powiedział Hyarin, wbijając wzrok w stratega. Mina Ducha nie
zdradzała niczego, wręcz można było odnieść wrażenie, że po
części się tego spodziewał. Nie można było tego dłużej
ciągnąć.
Zatem uważa pan, że mogą przydać
się gdzie indziej? - poważny głos Ducha rozbrzmiewający w
jego głowie już nie wprawiał w dyskomfort. Przewrócił oczami na
kolejne z kolei zatytułowanie go panem.
- Tego nie wiem, ale w razie czego
będziemy gotowi. Poza tym zdziesiątkował nas wirus, oni długo nie
dadzą rady. To nasza ostatnia linia obrony, ale wróg nie musi o tym
wiedzieć – odparł cicho, utkwiwszy spojrzenie w płaskich górach
na północnym skrawku zaznaczonych terenów.
- Mam prośbę – zaczął znienacka,
na co biały basior drgnął. - Wycofamy oblężenie, ale nie
pozostawimy jaskini bez opieki, to byłoby nierozsądne. Ty i wybrany
przez ciebie zdrowy wilk, którego mi przedstawisz zajmiecie się
obserwacją z odległości. Nie podejmujecie żadnych działań, w
razie podejrzanych zachowań od razu idziecie z tym do mnie. Chcę
wiedzieć, co tam się dzieje.
Czy nie lepiej byłoby wysłać tam
szpiega? - jak przystało na dobrego stratega, Duch podejmował
wszystkie możliwości.
- To kwestia czasu.
Kto by się spodziewał, że minie tak
mało czasu między wycofaniem wojsk spod jaskini medycznej, a
wyruszeniem Admirała na samotną wędrówkę w stronę terytorium
WSJ?
- Szczur wylazł z nory szybciej niż
sądziłem – zareagował Hyarin na raport Ducha, który stał teraz
przed nim wyprostowany, z uniesionym czołem. Generał postukał
naostrzonym piórem w blat stołu, pogrążając się w
rozmyślaniach. Nie uprzedził jego ruchu, on wciąż był krok przed
nimi. Gdzie poszedł? Dokąd się tak śpieszył i dlaczego sam? Tak
bardzo żałował, że go tam nie było. No i co byś zrobił,
bohaterze? Aresztowałbyś go? Czy zabił na miejscu? Uśmiechnął
się pod nosem do swoich myśli. Marzył o każdej jednej z tych rzeczy. Morderstwo Mundusa śniło mu się do dzisiaj, a podświadomość ubarwiała je z każdym snem coraz bardziej.
- Co o tym wszystkim sądzisz, Duchu?
- rzucił jakby w roztargnieniu, nie spuszczając jednak badawczego
spojrzenia ze stratega. Cenił sobie jego rady, był bardziej
doświadczony niż Theodore. Mimo wszystko wciąż utrzymywał
wystarczająco duży dystans, jak przystało na nieufnego generała.
Szkło, obyś doszedł do
ciebie. Brakuje tu kogoś, kogo mógłbym być w stu procentach
pewien.
<Duch?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz