Nie mogło przed sobą skłamać, trochę spanikowało, gdy zobaczyło waderę ze swojej wizji na żywo, ledwo dychającą, widocznie cierpiącą po długiej podróży, jaką musiała przetrwać. Choć z perspektywy trzeciej osoby nie miało to dużo sensu, Xiv winiło siebie za ten stan rzeczy. Wciąż przekonywało się, że gdyby nie poprosiło nieznajomej o przybycie do Watahy Srebrnego Chabra, ona nie skończyła by w takim stanie i byłaby bezpieczna i zdrowa tam, gdzie była.
Wmawiało to sobie, krążąc przed wejściem do jaskini medycznej i czekając na jakieś wieści. Miało inną pracę do wykonania, owszem, wszak było obecnie jedynym ratownikiem Srebrnych Chabrów i z pewnością przydało by się bardziej, patrolując tereny w poszukiwaniu rannych, którzy potrzebowali pomocy. Nie mogło jednak porzucić myśli, że jest odpowiedzialne za stan nieznajomej, że powinno co najmniej przeprosić, najpierw przedstawić się, potem przeprosić i wyjaśnić całą sytuację. O Huku, dlaczego powiedziało zupełnie nieznanej wilczycy, żeby przyszła do WSC, nie pytając jej, gdzie się znajduje? Jaki był z nieno idiota!
W końcu z jaskini wydobył się krzyk medyka.
– Xiv, obudziła się! I przestań tak krążyć, bo nie zamierzam opatrywać ci łap!
Atramentowe wilczę wkroczyło, a właściwie wbiegło długimi susami do jaskini, rozglądając się za biało-beżowym futrem. Wadera wciąż leżała, teraz jednak z podniesioną głową i sama również się rozglądała. Skupiła wzrok dopiero, gdy ratownik się do niej zbliżył.
– Yy, hej – powiedział niepewnie basior, na zmianę spotykając oczy wadery i unikając jej wzroku.
– Witaj, Xivie – odrzekła tym samym głosem, który wtedy, w wizji, odbijał się od niewidzialnych ścian. Teraz słyszało go wyraźnie i stwierdziło, że wadera ma bardzo ładny… ton głosu. Co.
– O, wiesz, jak mam na imię… – Delta po kryjomu zasadził młodszemu kuksańca w bok. – A, no tak, Delta je wykrzyczał, oczywiście, że je poznałaś. – Mętlik myśli był tak gęsty, że nie dało się wyłowić ani jednej sensowej, by poprowadziła tą rozmowę do przodu. Wilczę było zdane na swoją intuicję, która w tym momencie kazała uciekać i schować się głęboko pod ziemię, by nikt nie mógł no znaleźć. Jednak nawet na intuicji nie mogło polegać. – Ja, yyy… Cieszę się, że żyjesz. To dobra nowina. I, no, yyy, przepraszam, że cię namówiłom do przyjścia tu. Podróż pewnie była bardzo niebezpieczna i na pewno była długa i męcząca, patrząc na twój stan. Czuję się za to odpowiedzialne.
Serce w piersi miało wielką ochotę się wyrwać, ale na szczęście żebra były wystarczająco mocne, by utrzymać je w środku. To dobrze, bo bez serca nie miał kto pompować krwi do kończyn, by te poniosły swojego właściciela hen hen, daleko, żeby się ukryć od konsekwencji swoich czynów, nawet jeśli te nadgoniły by znacznie później.
Yrsa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz