Xiv dobrze wiedziało, że jeno stres uwidaczniał się światu zewnętrznemu. Nie była to żadna zagwozdka, gdyż w umyśle każda myśl kazała nu podejść do tej sytuacji inaczej, a jeno serce galopowało po piersi niczym uciekające przed drapieżnikiem zwierzę. Tak wyglądało stworzenie, któremu odpaliła się reakcja „walka albo ucieczka”.
W bardzo krótkiej chwili Xivo zrobiło sobie mentalną tabelkę, dlaczego w ogóle tak reaguje. Nie miało sensu, żeby bało się nieznanej wadery, która zawędrowała tutaj z odległych krain. Ona była osłabiona i wśród obcych, musiała by być szalona, żeby go zaatakować. Nie mówiąc o tym, że nie miała ku temu powodu. Atramentowe wilczę nie musiało się już również przejmować ewentualnymi negatywnymi konsekwencjami swojego zaproszenia, bo białosierstna przyznała, że potrzebowała bezpiecznej przystani. Czyli nie narobiło nic złego. To skąd, do cholery, pojawił się ten stres?
Odpowiedź przyszła, gdy ratownik spojrzał prosto w lodowate oczy, przypominające płynny lód. Nie wodę, płynny lód, równie niebezpieczny, co zatrważająco piękny. Dwa punkty, dwa stawy, pełne mrozu promieniującego łagodnym ciepłem. Xiva przeszedł dreszcz, a jedyna słuszna teoria na jeno pytanie oblała no tym samym niemal białym płynnym lodem.
Zakochało się. Od pierwszego wejrzenia, jak samotna nastolatka przeglądająca magazyny ze zdjęciami piosenkarzy i aktorów.
Co za, kuźwa, wstyd.
Mając już świadomość źródła swojego zachowania, Xiv zaczęło się uspokajać. Musiało się uspokoić, żeby być w stanie porozmawiać z ofiarą swojego serca. Nie dopuszczało do siebie nawet cienia mrzonki, że wadera mogłaby być niem zainteresowana. Ona? Ta anielica? Niem? Niebinarnym żywym trupem? O takich zdarzeniach pisze się mity, nie historie.
Nie wiedząc, ile czasu ostatecznie minęło podczas prowadzenia tabelki, Xiv w końcu posłuchało się polecenia nieznajomej i usiadło naprzeciwko niej.
– Powinienem zapytać, jak masz na imię – wydukało, kuląc się w sobie.
– Jestem Yrsa. – Słodki głos wadery zatkał uszy basiora, zapewniając, że będzie jedynym, co atramentowy będzie słyszeć do końca swojego istnienia. Yrsa. Piękne imię.
– Miło poznać. – Kolczasta kula utkwiła głęboko w gardle Xiva i ani myślała stamtąd wyjść. – Mam nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej.
– Taki jest plan.
Okej. Okej. Cool. Super. Yrsa planowała zostać. Świetna wiadomość, trochę przerażająca, ale fajnie było to usłyszeć. To co teraz? A, tak. Jakieś schronienie. Nie, może Yrsa go nie chce. No nie no, może chcieć. Mają jakieś schronienie? Jakieś jaskinie? Na pewno mają nory, a jak nie, to Xiv jej może wykopać. Jaskinie chyba też się znajdą, ktoś będzie wiedział. Może najpierw będzie chciała pozwiedzać. Idioto, – tu Xiv prawie pacnęło się łapą w czoło – przecież ona nie ma siły chodzić. Dobra, załatwi się jej jakieś schronienie. Ona opisze, jakie chce, a Xivo jej to znajdzie i zarezerwuje. Może nawet dla niej polować. Nie, wróć, ma pracę, nie może. Może ktoś z rodziny będzie mógł. Aaaa, dlaczego to wszystko jest takie pogmatwane!
– To pewnie chciałabyś mieć gdzie spać, jak już opuścisz jaskinię medyczną na dobre. Mogę coś dla ciebie, znaczy, jeśli chcesz, mogę coś dla ciebie znaleźć. – Wilczę czuło agresywny potok słów ze swoich ust, którego nie mogło zatrzymać. – Opisz, co potrzebujesz, a ja tego poszukam i nawet przyszykuję, żebyś od razu mogła się wprowadzić. Ale nie naciskam! Wszystko tylko za twoją zgodą!
Xivo tak zaplątało się w swojej wypowiedzi, że przestało zwracać uwagę na twarz swojej rozmówczyni. Może to i dobrze, przynajmniej nie wpatrywało się w jej lodowe oczy.
Yrsa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz