środa, 6 sierpnia 2025

Od Szpaka CD Smoły - "Ciche Szepty Nieba"

—Czekaj Smoła… — Szpak przeskoczył nad nią jak olimpijczyk. Jego łapy uderzyły o trawę kiedy odwrócił się na pięcie, jego wzrok zdeterminowany. —Może trochę dramatyzuję, ale.. cóż. Trochę mnie już znasz. — zaśmiał się pod nosem całkowicie zawstydzony swoją spiralą w niewiadome strony, w światy, które nigdy nie powstały, nigdy nie zakwitły i były odległe jak planety, którym nigdy nie dane się było zderzyć. —Ale… Smoła… To zabrzmi odważnie … albo szalenie ale… co jakbyśmy spróbowali? — jego pierś opadła zrezygnowana swoimi słowami. Ale Szpak był zadowolony, dumny, że w końcu słowa, które tkwiły w jego gardle wyszły na świat jak sowa na wiatr.

Te niebieskie oczy, które były dalekie od tego co chciał, czego szukał, spoglądały na niego zaskoczone.
—Brzmię szalenie, prawda? — odsapnął w końcu. Jego pysk wykrzywiając się nieco w tym silnym zażenowaniu, po głupich sytuacjach. — Zapomnij o tym. Nie wiem co mi odbiło. Może to że szukam znaczenia wszystkiego co nie musi mieć znaczenia i może, że… psuję wszystko. Miłej nocy. —  i tym razem to on rozłożył skrzydła i zanim odpowiedzi padły i wybory zostały podjęte zniknął w odmętach nocy, powiew jego startu porzucając parę ciemnych piór za sobą.

Żałował? Tak. Ale jednocześnie też nie. Nie był pewien co powinien czuć. To ona pocałowała go pierwsza, on zarzucił się na nie, ona odparła mu luźno, a on wyskoczył z czymś tak… pozornie prostym .Sensownym. Lubią się. Może nie kochają. Oboje szukają w pewnym sensie zbliżenia, które było dla nich obce do czasu. Dzieci we mgle, które znalazły siebie nawzajem. A jednak jednocześnie to brzmi tak desperacko. „Spróbujmy?” Co? Parę nocy? Miłości? Żalu? Goryczy jak jedno porzuci ten pomysł? Banalne acz niewykonalne. Nie dla Szpaka. Jego serce było proste, jego umysł zaplątany, szybki, biegnący. Oba szukają tego co miałoby zaspokoić ten ogień, tę pustkę, która prześladowała jego wnętrze. To nie miało sensu.

Lądowanie było niezwykle intensywne. Jego łapy prawie ugięły się pod nim kiedy uderzył w ziemię z impetem. Polana, kolejna nic nie znacząca cząstka jego życia. Był tu trzecią noc, bo nie chciało mu się szukać nic nowego, a i teraz tu wrócił, jego ciało działając na automatycznym kierowaniu. Drzewa, na których miewał w nawyku spać zdawały się patrzeć na niego i kwestionować jego wybory. Gorzki smak łez i frustracji pomieszały się w jego gardle, kiedy zawarczał sam na siebie. Tyle emocji na jego zazwyczaj spokojnym pysku. Tyle emocji, które czuł rzadko. A może często? Czy nie był ciągle sfrustrowany na swoją sytuację? Na swoje myśli? Brak tego zaparcia? Wolności? Rozumienia świata? Kolejne warknięcie, cichsze. Racja… Co on miał jeśli nic? Nie dom, nie wolność, tylko skrzydła i pułapka jego własnego umysłu, plątająca liny wokół jego ciała aby trzymać go przy ziemi.
—Wszystko okej? — Szpak podniósł oczy, bardzo szybko. Jego kark poczuł to szarpnięcie prawie w ogonie. Stanął prosto, jego skrzydła nieco rozłożone aby wyglądać na większego. Jego zielone oczy zabłyszczały gniewnie w blasku księżyca, aby szybko uspokoić się i może nieco zakłopotać.
—Tak. — skłamał, te słowa jak jego tarcza.
—Na pewno? Warczysz do siebie. — Dana podeszła bliżej, jej oczy pełne zaufania, ognia. Błękit, który odrzucał go coraz bardziej.
—Trochę sfrustrowany Spadłem z drzewa w trakcie snu. Nie zdarza się często. — zamachał ogonem, odrobina prawdy przedzierając się przez jego ściany.
—Ah. Nic ci nie jest w takim razie? —
—Nie. Jest okej. — pokiwał głową. Jego łapy deptując źdźbła trawy w niepokoju i oczekiwaniu. Jego umysł pracował intensywnie, oczy wbijając się w waderę. W jedyne co teraz zdawało się być mu znajome. Przyziemne. Zbliżyła się jeszcze bardziej. Pozwolił jej. Jej nos zetknął się z jego, kiedy źle oceniła odległość między nimi w cieniach nocy. Szpak odetchnął ciężkim oddechem. Czy mógł być samolubny? Kosztem innych? Może… Może… może…
Jego umysł biegł, jego serce dudniło. Głos utknął w gardle. A ona nachyliła się i złączyła ich usta. Pocałunek był pusty, dla niego. Dla niej… to było wszystko o czym marzyła. Ciepło jego futra, jego łapy na jej ciele, oddech na futrze. Trawa była zimna i morka pod ich plecami , kiedy oboje w nią opadli. Danie zakręciło się w głowie od tej sytuacji. Jej serce biło mocno, chociaż umysł podpowiadał, że to tylko raz, tylko na teraz. Ale serce mówiło na zawsze.

Ale kiedy rano wstała Szpaka nie było. Pozostało jej tylko wspomnienie jego ust na jej ciele, jego duch w odciskach na jej sierści. Jedna noc. Czy była zadowolona? Oj tak. Wywalczy sobie jeszcze wiele takich!

 

<Smoła?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz