wtorek, 3 czerwca 2025

Od Szpaka CD Smoły - "Ciche Szepty Nieba"

Przez wszystkie swoje lata na ziemi Szpak nauczył się jednego. Że on kompletnie nie rozumie siebie. Jego reakcje były dla niego często zagadką. Kiedy jego rodzina się rozsypała, każdy poszedł w swoją stronę, namiastka przynależenia przepadła w odmęty zapomnienia, myślał że będzie płakał, tęsknił. Jednak ani jedna łza nie spłynęła po jego policzku, nie załkał, nie żałował, po prostu poszedł w swoją własną stronę. Jego skrzydła poniosły go tam gdzie czuły się bezpieczniej, gdzie wielki świat nie przerażał go jeszcze. Potem kiedy mało nie połamał się po nieudanym lądowaniu, kiedy leżał w jaskini medycznej noc za nocą, odcięty od nieba, myślał że będzie się bał. Ale jedyne co czuł to niepokój, nie o siebie konkretnie. Nie potrafił go wtedy ulokować. Z perspektywy czasu martwił się bardziej o to że nie widział nieba i jego spokój nie mógł otulić go do snu. Kiedy Dana spojrzała w jego oczy po raz pierwszy z tym ogniem w oczach, tym płomieniu, który muskał jego czarną sierść jak ogon diabła, myślał że będzie odwzajemniał to uczucie. Jednak spoglądał na nią i nie czuł nic. Pustka, stres i  spięcie towarzyszyły mu na każdym kroku postawionym u jej boku. „Czy starczę ci na jedną noc?” było jego sposobem na pokazanie tej przepaści, która jest między nimi.
A teraz. Musiał spytać się siebie kim była dla niego Smoła? Parę już tygodni spotykali się regularnie. Łączyły ich treningi i miłe rozmowy. Szpak mógł wywodzić się na swoje tematy, które wisiały mu na duszy, które prześladowały jego myśli jak cienie i światła. Ale czy tam było coś więcej. Spoglądał na nią i widział tylko przyjaciela. Może nawet znajomego. Jakaś relacja kwitła między nimi, rosnąc powoli i kwitnąc jak przebiśnieg, przebijając się przez warstwy chłodu jakie Szpak zbudował przez te dwa lata swojego istnienia. Czy ją kochał? Nie. Jej oczy były koloru nieba, które było dalekie jego sercu. Nie przypominało tego nad nim, po którym płynęły puchate chmurki. To na którym słońce wstawało co rano w pomarańczach i zachodziło wieczorami przykryte fioletami. Gdzie noc odbijała się srebrnym blaskiem na deszczu, nie łzami w kącikach oczu.
Szpak zastygł. Ona nie wie co się z nią dzieje, a on ma wiele pytań. Dlaczego każda osoba w jego życiu w jego okolicy spogląda na niego i określa go jako coś warte kochania. Czy to bycie miłym powoduje, że waderom w jego okolicy gną się kolana? Dlaczego? Po co? Jak? Pocałunek trwał tylko chwilę, sekundy, które Szpakowi dłużyły się jak lata. Myśli wariowały w jego głowie, plącząc się w skomplikowane wiązania. Jak zapomniana włóczka w kącie, która już dawno nie nadawała się do niczego. Kłębek poplątanych supłów, które z łatwością trzymają resztkę prostych kawałków w ryzach.
Spojrzała na niego. Jej oczy odbiciem nieba, a jednak było w nich coś obcego. Coś dalekiego. Czy to był ten ogień, który mógłby się tam palić.
—Nie wiesz… ?— powtórzył, jego mięśnie zaciśnięte w miejscu. Była odrobinę za blisko, jej futro nadal ocierało się o jego. Jej futro rozjaśniło się od rumieńca, który wkradł się na jej policzki. —Ja też nie. — przyznał i zrobił krok w tył.
—Nie wiesz...czego? — dopytała, panika w jej słowach, w jej oczach. Ale jej ciało pozostało w miejscu.
—Dużo nie wiem. Ale nie wiem co się z Tobą dzieje i jak zareagować. Nie wiem co mam czuć… Co jeśli nie czuję nic? — mruknął. Jego oczy podążyły do góry, do nieba jakby szukając odpowiedzi, w cichej nadziei, że gwiazdy udzielą mu swojej mądrości. — nie jestem zły na ciebie, ale… obawiam się, że tu…  nic nie ma. — Szpak dotknął swojej klatki piersiowej. —Pusto. Ty, Dana. Ten ogień w oczach, miłość która się pali jak tak ciepło, a ja… chłód, zima. Nie wiem… Czy to jest normalne? — zwrócił się do niej, jego słowa niepewne, zagubione, jakby szukały wsparcia. Odpowiedzi od niej nie oczekiwał. Jego pytanie nie miało poprawnej odpowiedzi. — Czy to normalne, że nie umiem kochać? Że nic mnie nie ekscytuje w innych? Że nie ma motylków, oczekiwań, ognia, ciepła? Co ty czujesz? — desperacko wydobyły się z niego jego obawy, jego chęć przynależenia do pewnej normy, która była dla niego tak daleka, prawie nieosiągalna. —Nie wiem… czego oczekujesz? — już tylko szepnął, jego krok w tył dłuższy, głos spokojny i miarowy.

 

<Smoła?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz