niedziela, 9 sierpnia 2020

Od Tiski - "Ciemna dolina" Opowiadanie konkursowe

Na podstawie piosenki
Coolio - "Gangsta's Paradise"


 Wokół widziałam tylko ciemność. Dookoła słyszałam tylko ciszę. Do nosa nie docierał żaden zapach. W pysku czułam cierpki smak. Poruszyłam łapami, by zorientować się chociaż, czy jestem w jaskini, czy na powietrzu. Jedyne co poczułam, to ograniczoną przestrzeń z trzech stron i wolną tylko przede mną. Zaczęłam powoli tam iść, coraz bardziej nabierając wrażenia, że poruszam się w jakimś korytarzu. Chyba byłam zmęczona, ale nie sposób było mi ocenić, czy oczy zamykają się pod ciężarem powiek, bo nie byłam w stanie tego odróżnić w panującym tutaj mroku. Nie wiem, jak długo szłam. Właściwie, to zapomniałam już, dlaczego się ruszyłam. Chyba w końcu dotarłam gdzieś, bo usłyszałam jakiś hałas. Coś w stylu basów, na potężnej dyskotece. Do moich uszu nie doszła żadna melodia, ale im dalej szłam, tym bardziej byłam przekonana, że to jakaś muzyka. Korytarz zaczął się rozszerzać i być może pojawiło się jakieś źródło światła, bo przestrzeń powoli przybierała odcień szarości.
Zdałam sobie sprawę, że jestem w ogromnym przedsionku, a przede mną znajdują się nieprawdopodobnie wielkie drzwi, z których sączył się kolorowy blask. Basy z każdym krokiem stały się wyraźniejsze. Gdy znalazłam się na tyle blisko by zobaczyć barierkę zagradzającą przejście, zaczepił mnie basior, stojący przy wejściu.
- Nazwisko? - zapytał niemiłosiernie ociężałym tonem. W słabym świetle zauważyłam, że w łapie trzyma listę, którą odczytuje za pomocą okrągłych okularów, które wyraźnie nie chcą trzymać się na swoim miejscu, a wolą wciąż zsuwać się na nos.
- Tisceranum – odpowiedziałam, uważnie mu się przyglądając. Chudy wilk przeleciał wzrokiem po kartce, po czym kiwnął łbem, odłożył ją i sięgnął za siebie, do leżącej przy ścianie torby. Wyciągnął z niej złote pióro i drugą kartkę, wyraźnie dbając, by nic nie wypadło mu po drodze.
- Podpisanie umowy wiąże się z całodobowym odłączeniem bytu realnego na rzecz bytu z rodzaju somnium wraz z wszelkimi uprzedzeniami, poglądami, nadnaturalnymi zdolnościami oraz wyznaniami. Do dyspozycji usługobiorcy pozostają zarówno wspomnienia, jak i zawiązane relacje. Jakieś pytania? - nie zareagowałam, czekając, aż dotrze do mnie znaczenie tych słów. Gdy nic takiego nie nastąpiło, nie wiedziałam co zrobić, gapiłam się tylko na basiora w okularach. Patrzył na mnie, widocznie na coś czekając. W końcu odchrząknął ponaglająco, wskazując mi pióro i kartkę. Chwyciłam złoty przedmiot i już miałam podpisać, gdy nareszcie byłam w stanie sformułować jedno pytanie:
- Co się stanie, gdy nie podpiszę? - z lekkim niepokojem w oczach spojrzałam na stojącego obok mnie nieznajomego.
- Wraca pani z powrotem -  wskazał na korytarz, którym przyszłam. To dziwne, ale kompletnie nie pamiętałam, co tam było, ani jak się tam znalazłam. Wydawać by się mogło, że nie miałam wyboru. W odpowiednim miejscu złożyłam swój podpis. W tym momencie wilk otworzył barierkę, a potężne drzwi otworzyły się same. Zalała mnie feria kolorów, mieszających się ze sobą w najróżniejszych kombinacjach. Uderzyły mnie basy, które wcześniej stłumione teraz ukazywały się w całej swojej okazałości. Słyszałam z tyłu jakąś piosenkę, ale nie byłam w stanie jej rozpoznać. Wszędzie tańczyły wilki, gorące futra były tak blisko siebie, że często nie widziałam nawet, gdzie był pysk, a gdzie ogon. Większości z nich nie znałam, ale były też twarze z WSC. Postanowiłam poszukać swoich przyjaciół.
Przeciskałam się przez kolejne pary. Naprawdę nie miałam pojęcia, ile tam  było osobników, ale tłum chyba nigdzie się nie kończył. Już miałam zapytać się wilka po prawej, czy nie kojarzy kogoś z mojej paczki, ale wszechobecna muzyka skutecznie zagłuszała każda słowo. Poza tym wszyscy byli zbyt zajęci, rozbawieni lub pijani. Gdy myślałam, że już ich nie znajdę, poczułam w nozdrzach nowy zapach. W jakimś kącie pojawił się specyficzny dym, potem usłyszałam przeszywający śmiech. Basy chyba ucichły, bo rozpoznałam głos Talazy. Skierowałam się w tamtą stronę, niemal krzycząc po drodze na imprezowiczów, żeby zeszli mi z drogi. Talaza siedziała razem z Karą, Magnusem i Szkłem na podwyższeniu, z którego widać było całą salę i wszystkich uczestników. Na  stoliku obok stała wielka misa z jakimś alkoholem, a dookoła kubeczki. Przy łapie Kary było pudełko czegoś, czego wcześniej nie widziałam i popielniczka.
- Tiska! - krzyknęła ruda wadera – Super, że jesteś! Masz, spróbuj! - podała mi jedną laskę nieznanej substancji. Nie wiedziałam, co mam z tym zrobić, na co moja przyjaciółka z pewnym pobłażaniem w oczach pokazała na resztę. Wszyscy mieli to w pyskach i najwyraźniej to było przyczyną dymu wokół nich. Posłusznie wzięłam przedmiot do ust, po czym Kara machnięciem łapy zapaliła końcówkę. Gdy zaciągnęłam się, poczułam natychmiastowe rozluźnienie. Tak odprężona nie byłam od dawna, więc następnym razem wzięłam głębszy wdech. Wszyscy dookoła mnie, nawet Magnus, byli szeroko uśmiechnięci. Nie wiem czemu, ale nagle wydało mi się to tak zabawne, że ryknęłam potężnym śmiechem. Musiało to tak rozbawić resztę, że tamci również zaczęli się śmiać. Na zmianę ktoś się uspokajał, brał łyk whisky, po czym nie wytrzymywał i wybuchał znowu. Nie miałam pojęcia, ile to trwało. Wszyscy byli weseli, pijani i urzeczeni dymem. Można by pomyśleć, że im dłużej będziemy tu siedzieć, tym szybciej stracimy kontakt z rzeczywistością. Jednak alkohol nie uniemożliwił nam swobodnych rozmów. Panowała przyjemna atmosfera do czasu, gdy na drugim końcu sali nie otworzyły się drzwi. Nie zadałam sobie pytania, czy były tam wcześniej. Raczej moją uwagę zwrócił fakt, że każdy mój towarzysz nieprawdopodobnie najeżył sierść, a z niektórych gardeł wydobyły się ciche warknięcia. Dojrzałam, kto wzbudził taką reakcję. Wszystkich znałam, wszyscy byli z WSC i wszystkich nie lubiłam, przynajmniej takie miałam wtedy wrażenie. Humor moich ziomków odpowiednio udzielił się również mnie. Atsume, Ceres, Duch i Blue Dream weszli do sali jak asasyni. Wilki, które wcześniej tańczyły, ustępowały z drogi, milknąc i tracąc cały swój zapał. Szkło podniósł się pierwszy, ale wszyscy poczuliśmy potrzebę dołączenia do niego. Na nasz widok, wszyscy imprezowicze usunęli się pod ściany, tworząc na środku pustą przestrzeń, w której znajdowały się dwie grupy, nasza i tamtych.
- To nasz lokal. - rzucił Szkło – znajdźcie sobie inne miejsce na dziś.
Czy słyszałam kiedyś, żeby tak mówił? cicho.
Nieproszeni goście uśmiechnęli się drwiąco, a Atsume wydał z siebie chore parsknięcie.
- Nie ma opcji, Szkiełko. Wasz czas się skończył – moje spojrzenie skrzyżowało się z Blue Dream. Co oni knuli?
- Słuchajcie, sprawa jest prosta: my zostajemy, wy znikacie.
- Co my jesteśmy? Szczeniaki na posyłki? - fuknęła Kara. Jej futro zaczęło poruszać się jak płomyki.
- Szczeniaki przynajmniej są urocze – komentarz Eothara był iskrą zapalną dla narastającej we mnie irytacji.
- Za kogo wy się w ogóle uważacie, co? Przyszło kilku czworonożnych i od razu najpoważniejsza grupa w tej okolicy ma tak po prostu ustąpić? -  w odpowiedzi usłyszałam tylko groźne warknięcia. Nie powstrzymały mnie one nawet na chwilę. Kontynuowałam potok epitetów, a przyjaciele wtórowali mi cichymi warknięciami. Nasza grupa zdobyła w tym starciu przewagę, przybysze zaczęli się wycofywać. Ceres wyszedł jako ostatni:
- Wrócimy tutaj – rzucił zimnym tonem.
- Wrócicie, a doigracie się tak, że tydzień będziecie zbierać się po tym, jak wam dokopiemy. - krzyknęłam, po tym zamknęły się drzwi. Tłum imprezowiczów zniknął, zostaliśmy sami w pustej sali. Moja grupka patrzyła na mnie z lekkim zaskoczeniem i bardzo dużą aprobatą. Uśmiechnęłam się do nich.
- Wiecie, nie lubię się denerwować, ale czasami trzeba. - po czym żywo krzyknęłam do barmana o kolejkę whisky. Nikt z nas nie potrzebował niczego więcej, by czuć się dobrze. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, a czas nas nie dotyczył. Talaza miała pod stołem kolejne opakowanie tych dymiących lasek. Ogólne rozluźnienie pozwoliło mi po prostu zatopić się w lekką melodię płynącą z głośników. Odetchnęłam z radością. Zamknęłam oczy i zatopiłam się w swojej wyobraźni. Równie dobrze mogłabym teraz biec po wspaniałej, zielonej łące, bogatej w najpiękniejsze gatunki traw, delikatnych jak jedwab, kuszących wieloma zapachami chabrów, goździków i stokrotek. W towarzystwie szybko puściły hamulce i Szkło siedział tak blisko białej wadery, że niemal spychał ją z kanapy. Patrzyli sobie w oczy, a świat poza nimi nie istniał.
- Hej, może już teraz pokażemy im, co się dzieje, gdy ktoś z nami zadziera – zaproponowałam luźno, jednocześnie sięgając po kolejny łyk alkoholu. Znajomi pokiwali głowami, nie przejmując się za bardzo sensem tych słów. Zachęcona pozytywną reakcją, zeszłam z podwyższenia, zrobiłam kilka szczenięcych podskoków na parkiecie, po czym odwróciłam się do reszty, uśmiechnięta jak dziecko.
- Urządzimy prosty napad, czy może podłożymy truciznę? - wilki wciąż były zajęte sobą, słuchały mnie jednym uchem, co zupełnie mi nie przeszkadzało – możemy wziąć narzędzia lub wykończyć ich w walce wręcz. Podłożymy bombę! Chociaż to może ściągnąć za dużo nieproszonych oczu. - kontynuowałam, ziomkowie kiwali ochoczo głowami.
Czy Szkło nie bada morderstw, a nie je urządza? Umowa!
Wtedy wstał Magnus.
- Tiska, nie bądź średnia. Tak się tego nie robi – spojrzałam na niego, zastanawiając się, czy mówi to szczerze, czy ze mnie kpi. - do czegoś takiego trzeba mieć odpowiednich ludzi.
Zaprowadził nas wszystkich do barowej kuchni, na nasz widok wszyscy pracownicy opuścili pomieszczenie. Nie wiedziałam za bardzo, po co tam trafiliśmy, ale basior uśmiechnął się przebiegle, po czym uchylił tylne drzwi, by wpuścić dwa postawne wilki. Oboje byli bardzo umięśnieni, mogłam być pewna, że stoczyli w swoim życiu wiele walk, o czym świadczyły wyraźne blizny na całym ciele. Jeden z nich, blondyn, badał otoczenie szybkimi spojrzeniami, jakby sprawdzając, gdzie mogłyby znajdować się pułapki. Drugi miał futro czarne jak smoła i wyraźnie oceniał nasze zdolności.
- To Świstak i Bóbr. Najemnicy. - brat Kary przedstawił nieznajomych. Choć przydomki były dość niewinne, niewyraźne skinienie głową i groźny wzrok wystarczył mi, bym dobrze oceniła ich możliwości. To wspaniałe, jak rzeczy się układały.
- Jak szybko jesteście w stanie to załatwić?
- Zależy, jak dużo jesteście w stanie zapłacić – na myśl o pieniądzach poczułam się trochę niepewnie. Starałam się tego nie pokazywać, spojrzałam tylko pytająco na Magnusa. Wciąż był uśmiechnięty, zaprosił wszystkich do pomieszczenia, gdzie normalnie powinien być składzik na zapas alkoholu. Wewnątrz leżały stosy Niebieskich Gwiazdek. Mordercy uśmiechnęli się porozumiewawczo. Wymienili silny uścisk łapy, przy tym niemal zgniatając moją. Chciałam, by zostali, ale nie mogli zbyt długo przebywać ze zleceniodawcą, by nie ściągać na siebie podejrzeń. Świstak wziął mnie na stronę.
- Pierwszy raz dajesz zlecenie? - choć byłam dość wysoka, basior musiał się mocno nachylić, bym usłyszała go tylko ja. Nie byłam pewna, co powinnam odpowiedzieć.
- Tak – zdecydowałam się na prawdę.
- Wkraczasz na ścieżkę, z której nie ma odwrotu. Jedno morderstwo grozi odwetem. - wskazał na głęboką bliznę na swojej piersi. - one nie pochodzą od walk z ofiarami. To ślady po zemście.
- Po co mi to mówisz? - wilk nachylił się jeszcze bardziej, przyłożył pysk do mojego ucha tak, że słowa, które wypowiedział, usłyszałam w swojej głowie.
- Miało nie być uprzedzeń. - potem dodał głośniej – idziemy!
Najemnicy zniknęli za kuchennymi drzwiami, a my
wróciliśmy do sali i piliśmy dalej, nasz wieczór wciąż się nie kończył. Wciąż echem odbijały się słowa nieznajomego. Ignorowałam je, bym z pełną rozkoszą mogła delektować się chwilą. Moment bez zmartwień, bez obowiązków i bez wysiłku. Kubeczek za kubeczkiem i światła, i basy, i przyjaciele. Sprawy, które same się załatwiają i problemy, które można rozwiązać dobrą walutą. Przed oczami wciąż jaśniały mi stosy NG. Odważyłam się zadać jedno pytanie.
- Szkło, wiedziałeś, że mamy tyle pieniędzy?
Basior kiwnął smutno łbem. Popatrzyłam na niego z wyraźnym niezrozumieniem.
- To one sprawiają, że tu jesteśmy – wyjaśnił ponuro, choć wciąż nie rozumiałam – są jak łańcuchy, do których przykuła nas umowa. Wszystko jest na swoim miejscu, a chwile nie przemijają z prędkością wiatru. To bardzo przyjemne, noc nigdy się nie skończy, alkohol nie sprawi, że stracisz przytomność. Jest wspaniale, ale ktoś taki jak my, z czasem zaczyna czuć coraz mniej. W zamian coraz więcej pragnie. To mógłby być prawdziwy raj, ale trochę nie dla nas.

 - - -

- Obudziła się! - rozległ się radosny okrzyk. Byłam tak ogłuszona, że słowa dudniły mi jeszcze przez chwilę w głowie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam rodzeństwo z wyspy, Talazę i Szkło. Próbowałam wstać, ale kręciło mi się w głowie. Wyraźnie musiałam o coś uderzyć. Magnus chwilę mnie wsparł, bym nie straciła pionu.
- Jak się czujesz? - zapytała biała wadera. Powróciły do mnie wspomnienia.
- Niech to dunder świśnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz