na pewno o niej słyszeliście
Na podstawie piosenki
Nick Cave - "The Curse Of Millhaven"
– Aktualne miejsce pobytu?
– Wataha Srebrnego Chabra –
odpowiedziałam, uśmiechając się delikatnie. – To nieduże miejsce, zimne i nieco
obskurne, ale jeśli tylko poczekasz do zachodu, możesz zobaczyć jak wszystko,
czego sięga twój wzrok, mieni się złotem.
Płowy basior zmarszczył brwi. Ja tymczasem
szarpnęłam znów całym ciałem, z niezadowoleniem przekonując się po raz kolejny,
że łańcuch na mojej szyi nie zamierzał ot tak pęknąć.
– Imię? – Kontynuował drugi ze śledczych.
Przewróciłam oczami — przecież znali mnie tu wszyscy.
– Lato. – Rozluźniłam napięte mięśnie,
godząc się z porażką. Nie miałam szans na ucieczkę z miejsca, w którym mnie
przesłuchiwano. – Pięć wiosen.
– Zacznijmy od początku, Lato, kiedy
ostatni raz widziałaś Cuore?
Parsknęłam śmiechem, zapominając na krótką
chwilę, że jako seryjny morderca nie powinnam raczej pogrywać z organami
ścigania w postaci Szkła i Vinysa. Mogli nie mieć na mnie żadnych dowodów, ale
to było tylko kwestią czasu. Poza tym żaden z nich nie wydawał się bardziej
stabilny psychicznie niż ja sama.
– Cuore, mówisz? Ach! To ten dzieciak od
Agresta, niemal zapomniałam. – Zaszczyciłam starszego śledczego spojrzeniem, by
nie przegapić jego reakcji. – Ostatni raz zdecydowanie miesiąc temu, kiedy
uwiązałam mu kamień u szyi i wrzuciłam do rzeki. Szczerze, wyobrażałam sobie
trochę więcej żałoby.
Vinys zapisał coś na kartce, rzucając
ukradkowe spojrzenia w stronę kolegi po fachu, który tylko zdawał się doskonale
panować nad sobą. Musiałam powstrzymać cisnący się na pysk uśmiech.
– Mundus? – wycedził przez zęby.
– To nie ja, nie tym razem. – Jeśli pamięć
mnie nie myliła, ktoś ukrzyżował tego upierdliwego ptaka przed jaskinią Szkła.
Na własne oczy widziałam niestety jedynie, jak chowali go przy jaskini
wojskowej. – Pewnie jakieś psychole. Nie zrozum mnie źle, nie cierpiałam
bociana, ale mam trochę więcej finezji.
Przez dłuższą, przepełnioną milczeniem
chwilę obaj mierzyli mnie wzrokiem.
– Trzy dni temu pod jaskinią Alfy
znaleziono głowę innego wilka. – Grafitowy basior zmienił temat. Gdybym nie
była skuta, może bym mu podziękowała.
– Bingo, moja sprawka. Nie mam motywu, po
prostu mi się nawinął.
– I w końcu Ashera – powiedział,
odkładając na bok zapisaną kartkę. – Przed śmiercią zdążyła podać nam twoje
imię.
– Nie dziwi mnie to, dźgnęłam ją nożem. –
Wstałam i podeszłam do Szkła na tyle blisko, na ile pozwalał mi łańcuch. – A
potem zjawiliście się wy.
– Czyżbyś miała nam to za złe? – warknął.
– Wszyscy umrzemy prędzej czy później, to
nie ma znaczenia, więc po co to całe zamieszanie? – Cofnęłam się i usiadłam. –
Myślicie, że jestem potworem? Proszę bardzo. Powtarzano mi to od dziecka,
musiałam sprostać w końcu oczekiwaniom.
Do środka wpadł wilk, którego imienia nie
znałam. Przebiegł wzrokiem po naszych pyskach i zatrzymał go na płowym wilku.
– Znaleźliśmy z Silwestrem kolejne ciała.
Jak na razie wszystkie należą do szczeniąt.
– Kopiecie pod moją jaskinią? Jak
sprytnie. – Uśmiechnęłam się, wiedząc już jakie pytanie padnie jako następne.
–Ile?
– Ty mi powiedz, panie śledczy. Ile ich
zaginęło? Ile tych zaginięć zignorowano i uznano za wypadki, o których lepiej
zapomnieć? – Przekrzywiłam lekko głowę, racząc obecnych promiennym uśmiechem. –
Dwadzieścia.
Przez chwilę cała trójka zgodnie milczała,
jakby próbując przetrawić tę informację i fakt, że w trakcie tego śmiechu
wartego dochodzenia umknęło im tak wiele. Wtedy Szkło wyszedł i wydawać by się
mogło, że zrobił to tylko,bym dożyła procesu. Bezimienny basior podążył za nim,
zostałam więc sama z pręgowanym wilkiem, który wydawał się niewzruszony.
– Szkoda, że poszli. Jeszcze nie
skończyłam.
– Co masz na myśli? – Vinys wstał bez
większego pośpiechu, by wyjrzeć z jaskini najpewniej w poszukiwaniu
współpracowników, po czym wrócił i usiadł naprzeciw mnie.
– Możesz zgadywać – zaproponowałam, choć
wiedziałam, że nie miał zamiaru. Po chwili ciszy, tym razej dziwnie kojącej,
postanowiłam kontynuować. – Pamiętasz pewnie pożar w WSJ, co?
– Aha – mruknął śledczy. Z wyrazu jego
pyska mogłam bezbłędnie wyczytać, że wiedział już dokładnie, do czego
zmierzałam. – Zgaduję, że zupełnie przypadkiem mam przed sobą winowajcę.
– Cóż, moja zdolność pirokinezy w
połączeniu z baniakiem benzyny daje czasem nieoczekiwanie dobre rezultaty. NIKL
jeszcze długo nie wypłaci się z odszkodowań.
Mogłabym przysiąc, że kącik jego ust
drgnął, zdradzając wesołość, która była zupełnie nie na miejscu. Może w innych
okolicznościach zostalibyśmy dobrymi przyjaciółmi, kto wie.
– Przyznałam się do wszystkiego i
oczywiście nasz miłościwie panujący wydał wyrok skazujący. – Obróciłam się na
plecy, wyciągając przednie łapy lekko ku górze. Wzdrygnęłam się, słysząc
akompaniujące każdemu mojemu ruchowi pobrzękiwanie łańcucha. – Śmiałam się, gdy
mnie zamykali, bo wiesz, może nie jest to dom, ale nadal lepiej niż więzienie.
– To wcale nie najgorsze z miejsc, w
których można znaleźć dom. – Postać niebieskiego ptaka* nachyliła się nade mną,
by po chwili odejść dalej w głąb jaskini, gdzie jego sylwetka była już lekko
rozmazana, nawet gdy przymrużyłam oczy. – Żałujesz czegoś, Lato?
– Pewnie – przyznałam. – Jest jeszcze tyle
rzeczy, które mogłam zrobić, gdyby mi pozwolili! A teraz tylko zioła i
atramentowe plamy. Przysięgam, Vitale chyba uwziął się na mnie.
Mundus pokiwał tylko głową.
– Wszyscy muszą umrzeć. Wszystko jest
cudowne, wszystko jest w porządku – powtarzałam, przerywając sobie czasem
własnym chichotem. – La la la la la la la laj.
*tak, Mundek na tym etapie jest już
martwy, ale za to Lato jest naćpana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz