Śnieg powoli opadał na ziemię, tańcząc na chłodnym powietrzu. Biel pokrywała wszystko jak tylko daleko wzrok był w stanie sięgnąć. Delta uśmiechnął się pod nosem. Jego łapy powoli przesuwały medyczne zapasy z miejsca na ich nowe miejsce. Niby nic wymagającego, a jednak zajmowało mu już dłuższą chwilę. Florka kręciła się gdzieś po sali dzielnie pomagając Tii w opiece nad chorymi, których nagle zwaliła się cała masa. Zimowy czas nigdy nie był odpoczynkiem w jaskini medycznej, nie ważne czy był to jego początek, święta czy zakończenie. Jednak nic nie stanowiło przeszkody aby umilać sobie ten czas. Ktoś podśpiewywał Kolendy w tle, a one rozchodziły się echem po ścianach. W powietrzu unosił się już oddech świąt. Tych pięknych zaśnieżonych po głowy świąt.
Delta nie przepadał za śniegiem. To mogłoby być oczywistością. W końcu dla
wilków normalnych wielkości nie stanowił on często problemu. Jednak ta zima
była wyjątkowa, usypując zaspy po ich kolana. Medyk stając pysk w pysk z białym
puchem mógł spojrzeć mu w oczy, gubiąc swoją drogę niczym w lesie. Dlatego też spędzał
swoje dni w jaskini medycznej, niczym w więzieniu. Nie żeby za takowe je
uważał. To był jego dom, jego małe królestwo, bez którego nie byłby w stanie
normalnie żyć. Zajęcie biegnących myśli. Towarzystwo w samotne dni. Niezawodna
pomoc w czuciu się potrzebnym światu. Bez tej jaskini byłby nikim. A
przynajmniej czułby się nikim. Teraz za to mógł bezpiecznie wyczekiwać w
wejściu do tego pięknego pomieszczona, wyglądając ponad wysoką pokrywę śniegu,
opadającą skarpą do ciepłego wnętrza.
—Jeszcze nie przyszli? — Flora przysiadła się do niego. Jej oczy wbite w
tańczące śnieżynki, błyszczące w słońcu niczym spadające gwiazdki. Nic tylko
wypowiadać życzenia, a może wiatr poniósłby je tangiem gdzieś w dalekie krainy.
Ktoś mógłby je usłyszeć. Ktoś mógłby je spełnić.
—Dostali ciężkie zadanie. — Delta pokiwał głową. Ciepły uśmiech ozdobił jego
pysk. — Zima to też nie najlżejszy czas dla jaskini alf, bądźmy szczerzy. —
Flora tylko przytaknęła.
Niedługo, a może i długo, potem przez wejście wtoczył się
puchacz, w jego pysku dwie grube liny. A za nim nic innego jak małe drzewko
iglaste, rozrzucające śnieg z polany na chłodnym kamieniu wejścia.
—Proszę. Najlepsze jakie znaleźliśmy! — Legion pchał to cudo, nieco zziajany.
Nic dziwnego skoro dostał tyle genów po ojcu. Aż szkoda było chłopaka. Jednak
dawał sobie rady z tym przekleństwem.
—Gdzie ją postawić? — Puchacz otrzepał z siebie masę śniegu jaka osiadła na
jego karku i plecach.
—Tam w kącie. — Delta wskazał na puste miejsce, gotowe dokładnie na tą okazję.
—Mamy jej nie przeciągać, prawda? — Legion skrzywił się widząc ciepłe futra
wyłożone przez część jaskini. Delta tylko przytaknął z ciepłym uśmiechem. Oba
basiory pomruczały coś pod nosem, ale posłusznie znalazły sposób aby nie
pobrudzić ciepłych futer. I już po chwili drzewko stało ładnie i pełnie w swoim
kącie. Oczywiście została mu zrobiona dziurka, Tia grzebała się z nią przez
niezłą część dnia, kiedy to Delta doglądał pacjentów.
—Piękna.. — Medyk podsumował kiedy stanęła, przywiązana i zabezpieczona
kamieniami na swoim miejscu.— Dziękuję, chłopcy. —
—To Frezja ją wybierała. — Legion mruknął.
—Ale wy ją przynieśliście. — oboje uśmiechnęli się.
—Prawda. Dobrze, ja będę uciekał wujku. Obowiązki wzywają. — Legion wstał po
paru sekundach, rozciągając kości przed nachyleniem się do mniejszego basiora,
aby dać mu ciepły uścisk. — frezja zajmuje tatę, to jak tylko tam dotrę to wyślę
ją do was. —
—Dobrze. Trzymaj się malcu.— Delta poczochrał jego fryzurę.
—Żaden ze mnie malec! —
—Dla mnie zawsze będziecie maluchami. — Delta zacmokał w jego kierunku, kiedy
Legion nieco napuszony udawał się do wyjścia.
—Zawsze? — Puchacz przysiadł sobie obok niego. — nawet jak tak nie do końca
jesteśmy twoimi dziećmi? —
— Puchacz. Wielokrotnie ci powtarzałem, moje czy nie, byliście dziećmi. A ja
byłem wam rolą i modelem, opiekunem, czy nie to czyni ojca? Nie każdy ma dwójkę
rodziców, czasem nawet jednego i adopcyjne dzieci nie narzekają na miłość! —
Delta zaśmiał się układając głowę na łopatce tego wyrośniętego dzieciaka.
—Ale co z twoimi dziećmi? —
—One.. Mam nadzieję, że mają się dobrze. Moje kochane dzieci, zupełnie kochane
jak wy. — Delta odetchnął. List od nich, wysłany za wiosny przylatującym bocianem
wpadł w jego łapy. Delta uśmiechnął się gorzko- słodko na wspomnienie swoich
malców. Puchacz nie powiedział już nic, jedynie czerwieniąc się nieco i
próbując schować zadowolony uśmieszek.
Frezja przybyła z dwoma pudełeczkami pełnymi suszonych
owoców, łańcuchów z gałązek drzew liściastych pomalowanych na kolorki czerwone
i żółte, szklane bombki kradzione ludziom jeszcze za czasów Wrotycza. Były już
poobijane, obdrapane, ale nadal stanowiły miłą pamiątkę po przeszłości.
—Twój ojciec nie chciał choinki w jaskini alf? — Delta spytał unosząc jedną ze szklanych ozdób
na wysokość swoich oczu.
—Chciał. Ba! Nawet jedna już stoi, ale po krótkiej dyskusji ustaliliśmy, że
wojskowa i medyczna jaskinia tez zasługują na jedną, więc osoby podzieliliśmy
na trzy jaskinie, a ojciec zdecydował się na mniejszą choinkę. — Frezja
przewróciła oczyma, na co Delta tylko odetchnął. Nigdy nie chciał aby problemy
między dziećmi a Agrestem wyrosły do poziomu, kiedy każdy gest alfy je irytuje,
jednak zamiary a realia często odchodzą od siebie w rezultacie.
— Domyślam się że dyskusja to złagodzenie, które stosujesz umyślnie w swojej
wypowiedzi, co? — medyk zagadnął wieszając ozdobę na jednej z gałązek.
—Może. — prychnęła. — Ale on znowu zaczął o Tymo tamtym i to Tobie. Jak to nas
nie nastawiasz źle, jak ty to zły nie jesteś, może nie tymi słowami… Ale z
takim przesłaniem. On zapomina, że nie tylko ty tu jesteś! — młoda wadera
pokręciła głową.
—Frustrujące prawda? —
—Prawda! —
—Poczekaj sekundę. — Delta podał jej ozdoby, a ta zaczęła je układać na
drzewku. Delta powoli podszedł do półek z medykamentami. Sięgnął po mały
słoiczek tego i tamtego, zsypując je do jednego wspólnego. Potem powąchał
zawartość oceniając czy proporcje są odpowiednie i zamknął niewielką fiolkę.
Mieściła się ona w jego łapie, ledwo, ale mieściła. —To niewiele, bo potrzeba nam tego też do
medycyny, ale… — Frezja spojrzała na
niego, Puchacz także. Ich oczy zabłyszczały ciekawością. — TIA! — Delta
podniósł głos. Siedząca niedaleko wadera podeszła bliżej zaalarmowana nagłym
wezwaniem. Uspokoiła się nieco widząc ciepły uśmiech Delty. Ten podał jej flakonik, a ta pochwyciła go
ostrożnie w łapki.
— Coś z tym zrobić? — zapytała. Jej oczy skupione wyłącznie na posturze
niewielkiego basiora. Ten pokiwał głową.
— Widzisz to piękne ozdobione drzewko? —
—No widzę. Ładnie w środku nam z nim tutaj! — odpowiedziała.
—Nasz drogi alfa dał nam te piękne ozdoby, zanieś mu ten drobiazg w podzięce.
Tylko, wiesz, od jaskini medycznej, nie od Delty, ay? —
—Oczywiście! — wadera uśmiechnęła się szeroko. — Romeo na łóżku piątym
potrzebuje okładu! — poinformowała go jeszcze zanim wyszła.
Dzień jak każdy inny. Księżyc świecił wysoko, śnieg tańczył
delikatnie i niezbyt gęsto w srebrnej poświacie. Delta uśmiechnął się. Boże
Narodzenie przyszło może trochę za szybko jak na jego gusta. Wspólna celebracja
odbyła się i nie bez niego, jednak mały wilk nie wytrzymał za długo w zgiełku i
hałasie, preferując oddalone i ciemniejsze miejsce. Siedział właśnie pośród polany,
w tle trwały śpiewy i tańce, uczta jakich mało, w końcu WSC wiedziało jak
świętować, nawet takie drobnostki. Medyk odetchnął chłodnym powietrzem,
poprawił się na śniegu, którego pokrywa jakimś cudem nie załamała się pod nim,
pozwalając mu siedzieć na sobie niczym bogu.
—Znudzony? — zapytał głos zza jego pleców. Śnieg zadrgał pod jego łapami kiedy
osobnik, który zadał pytanie usiadł niedaleko. Jego prawa łapa nieco zsunęła
się z wygodnego siedziska. Suchego przede wszystkim.
—Niekoniecznie. Po prostu przytłoczony. —
—Rozumiem.. — i zapadła cisza. Nymeria siedziała w bezruchu i zupełnie jak Delta
wpatrywała się w balet jaki przedstawiała im zim, drobnym i delikatnym
śnieżkiem jaki spadał ze skąpej ilości chmur tej nocy.
—Chciałam ci podziękować. — Nymeria w końcu się odezwała.
—Za co? — medyk zajrzał na nią, ich oczy spotkały się. Jego zupełnie zagubione
w wyznaniu, jej błyszczące w niemym szczęściu i błogości jaką przynosił dzień
świąteczny. Wolni od problemów, niesnasek w dzień przebaczania siedzieli razem
z dala od tłumów.
—Za dzieci. Może to niesprawiedliwe wobec Agresta, ponieważ jego nieobecność
nie była do końca jego winą, ale… za to że miały wsparcie. Że ja miałam
wsparcie. To wszystko wydaje się być tak dawno, a to ledwie rok. — odetchnęła.
Jej głos uleciał w dal, kiedy przymknęła oczy powracając do przyglądania się księżycowemu
blasku.
Delta tylko uśmiechnął się pod nosem.
—Wesołych Świąt, Nymerio. Przekaż je też Agrestowi. Niech się staruch cieszy,
chociaż z jednego dnia spokoju ode mnie. — w końcu powiedział wstając. Wadera
zaśmiała się ciepło.
— Zanim pójdziesz, zawsze mnie ciekawiło, za co ty go tak nie lubisz? — jej
uszy zadrgały, jej uśmiech jednak nie zniknął z pyska, ten sam ciepły i
dodający otuchy co zawsze, kiedy jej potrzeba.
—Wojna zmieniła wiele Nymerio. I ja trzymam wiele uczuć wobec tego co Agrest mi
uczynił, mało nie pozbawiając mnie życia, przez swoje decyzje. Mnie, moich
dzieci, teraz jeszcze trzymając się za
serce po ugodzeniu w jego dumę. Wychowałem jego dzieci, kiedy go nie było.
Złamałem sobie wiele kości kiedy on siedział wesoło po wysłaniu Mundusa na
pożarcie. Owcę do wilków, jak powtarzam. Potem przesłuchania, Szkło… Do tej
pory nie wybaczyłem staremu przyjacielowi. Agrest jest winny większości mojego
cierpienia w ostatnich latach. I nie ważne jak bardzo bym chciał, nie umiem mu
wybaczyć, nawet w tak piękną noc. On nigdy już nie będzie przyjacielem, alfą
czy ojcem. Może to i dobrze. Niech cierpi, chociaż cząstkę tego co ja czułem,
kiedy moje dzieci siedziały całe dnie bez ojca z powodu jego rozkazów. —
odetchnął. I odszedł. Świt wkrótce
zaglądający na jego sierść. Rzucający cienie na pokrywę śniegu, która zapadała
się delikatnie pod jego idącymi łapami. A kiedy zasnął, dwa ciepłe ciała
przytuliły się do jego boku. Choinka zamigotała w słabym blasku poranka…
What a wonderful World
It is
Fin.
Teraz czas na specjalne życzenia.
Szkliwo — nasz najlepszy admin, niezastąpiony człowiek renesansu, pisarz Rdzeniowy i wspaniały przyjaciel. Tego dobytku nie byłoby bez ciebie, a bez tego dobytku nie byłoby mnie. Myślę że za wszystkich mogę powiedzieć Ci : dziękuję. Dziękuję za ten rok, za te wszystkie opowiadania, za recenzje wszystkich opowiadań, za bycie tu i tam, za znoszenie naszych odpałów i za bycie. Bycie tu. Zawsze dla nas <3
Paki / Pinezko — mój kochany brahu telepato, mój najlepszy przyjacielu, kompanie odpałów załamujących szkliwo i zapadających w historię tej watahy. Co ja bym bez ciebie zrobił, powiedz mi? Byłoby mi tak nudno i samotnie bez osoby czytającej w moich myślach, szamiącej muminkami i innymi serialami. Ten rok był wspaniały, zwłaszcza kiedy udało nam się spotkać, więcej niż raz. Kocham cię brahu, nie zapominaj nigdy o tym , ok?
Espo — Słoneczko watahy. Pomimo, że dano nic nie pisałaś na watasze i tak cię pełno. Ciebie i twoich opowieści, słów potwierdzenia i depresyjnych wywodów. Nie ważne ile razy mówisz coś niedobrego na swój temat ja i tak uważam, że jest zupełnie na odwrót, ty piękności nasza. Bez ciebie ognisko byłoby zupełnie ciche, a twoje rozkminy nie rozświetlałyby nam dnia. Stałaś się ważną częścią tej watahy, nawet jeśli wydaje się, że jesteś na to za cicha.
Domino — kiedy pojawiasz się, po zniknięciach i ciszy, aż miło robi się na sercu. Miło widzieć cię odzywającą się na czacie nawet jeśli tylko od czasu do czasu. Twoje rysunki zawsze poprawiają mi humor, a twoja obecność, nie wiem, jakoś tak wprawia mnie w lepszy nastrój. Nawet jeśli tak od czasu do czasu jesteś, to ja i tak uważam że jesteś niezastąpiona.
Armanii — przyjacielu, tka niedługo z nami jesteś. To twoje pierwsze święta jakie spędzasz w naszym zwariowanym gronie, a mimo to już zdaje się że zintegrowałeś się ładnie w tą rodzinkę. Rozmowy z tobą na każdy temat zawsze są przyjemne, nigdy nie rzucasz się do dram, zawsze słuchasz i wypowiadasz się tak grzecznie, że aż zaskakujesz człowieka. Dyskusje i filozoficzne rozkminy z tobą są cudowne, a twoje „narzekanie” na problemy zawsze miło zobaczyć na czacie, bo to tylko utwierdza mnie w przekonaniu że nam ufasz. Miło jest mieć cię z nami.
I do całej reszty, do tych których nie miałam okazji poznać za głęboko, ale są częścią tej watahy, częścią tej małej społeczności — miło jest was mieć. Widzieć na dis kordzie, czytać wasze opowiadania i zwariowane pomysły. I nawet jeśli tylko od czasu do czasu, miło jest z wami zamienić słówko lub dwa na ognisku.
Wesołych Świąt kochani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz