czwartek, 25 kwietnia 2019

Od Etain CD Zawilca

Jedyną rzeczą, na którą miałam akurat ochotę była odrobina albo całe mnóstwo snu, jednak nie mniej niż jego brakiem czułam się poirytowana faktem istnienia tak fatalnego, o ile można tak powiedzieć, zgrania między mną a Zawilcem. Przecież biały dopiero co otworzył oczy po spokojnej nocy. Przespał nawet wczorajszy świt, podczas którego ja czułam się wystarczająco rozbudzona, by biegać tam i z powrotem po zielonym lesie. Nieźle by się zdziwił, słysząc orzeczenie, jak to zamierzam położyć się teraz spać pod najbliższą sosną. Nawet gdyby przystał na to bez pytań, w co głęboko wierzyłam, i znalazł sobie zajęcie na najbliższe kilka godzin, jak wyglądałaby następna noc, kiedy ja byłabym znowu pełna energii, a on już niekoniecznie? Kolejny dzień, podczas którego ktoś z nas prawdopodobnie musiałby nadrabiać albo wlec się bez humoru?
Pokręciłam głową, porzucając ten pomysł i zastanawiając się, czy jest inna rzecz, która sprawiłaby mi w tym momencie radość i którą można by było zastąpić spotkanie z Sekretarzem. Zabawa kamieniami przy jakiejś rwącej rzece? Skakanie przez ogień? Żadna z tych koncepcji nie wzbudziła we mnie entuzjazmu. Zdecydowałam się więc działać zgodnie z planem i pozwolić sprawom samym się toczyć, mając cichą nadzieję, że może wydarzy się coś ciekawego.
Wróciwszy na tereny watahy obranej za pierwotny cel, zwróciłam uwagę na krajobrazy mijane po drodze. Żaden mnie tak naprawdę nie zaskoczył, odniosłam wrażenie, że wybrawszy się na spontaniczną eksplorację poprzedniego dnia, zdążyłam zobaczyć praktycznie wszystko, co stado oferowało. Czułam się trochę zdziwiona, a trochę zawiedziona, na pewno w jakiś sposób zadowolona z faktu, że zamiast w to miejsce trafiłam na tereny Watahy Chabra. Choć nie widziałam tam jeszcze wiele, domena Zawilca wydawała się być o wiele ciekawsza.
Upewniwszy się, że nie ma co zajmować umysłu obserwowaniem mijanej zieleni, wróciłam myślami do bieżących spraw i przypomniałam sobie o nowym kwiatku otrzymanym od basiora. Zapytawszy o okazję, czekając chwilę, aż rozmówcy uda się wysłowić, dowiedziałam się, że w Kiribati obchodzono dziś Światowy Dzień Zdrowia. Zgodziłam się, że miało to jakiś punkt zaczepienia z moją osobą, ale... Kiribati? Z uniesioną brwią spytałam o położenie tej krainy, lecz tłumaczenia Zawilca wcale nie zmniejszyły mojego zdziwienia, nie sprawiły też, że dowiedziałem się czegoś nowego. Drugą okazją miał być Światowy Dzień Chorych na Hemofilię, co miało trochę sensu, aczkolwiek wciąż ciężko było mi uwierzyć, że ktoś pamięta o takiej dacie i świętuje jej nadejście. Spojrzałam na basiora spode łba. Raczej nie wydawał mi się być aż tak drobiazgowy, chyba że miał jakiś dziwny pociąg do kwiatów, na co wskazywać mogło jego unikalne imię, lecz z taką cechą wiązałam raczej drugą osobę, która towarzyszyła nam na początku drogi, a od pewnego czasu pozostawała w ukryciu. Jeśli Mundus rzeczywiście za tym stał, to... to było dziwne. Nie należał do grona samców, od których chciałabym otrzymywać prezenty.
Zacząwszy odczuwać pewne zniesmaczenie, postanowiłam zmienić bieg myśli. Zwróciłam się do Zawilca:
- Lubisz takie rzeczy?
Spojrzał na mnie zmieszany, bezgłośnie prosząc o powtórzenie pytania.
- No, polityka, dyplomacja. Znaczy, wiem, że raczej musisz, ale skoro oboje możemy się zgodzić, że nie jesteś wielbicielem przygód, pomyślałam, że może w tym czujesz się trochę pewniej.
Zawilec zamrugał, rozmyślając nad odpowiedzią. Jego ogon drżał nerwowo.
Wykorzystując moment, w którym zbierał myśli, dodałam:
- A z tym Sekretarzem to dobrze się znacie? Co możesz o nim powiedzieć?

<Zawilec?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz