piątek, 1 grudnia 2017

Od Oleandra CD Kanaa'y

W pięcioro siedzieliśmy nad ciałem zmarłego Andreia, leżącym nieco ponad metr wgłąb mokrej ziemi. Deszcz, a właściwie śnieg z deszczem wciąż jeszcze nieustannie kapał z szarych chmur, nie mając  zamiaru przycichnąć nawet na chwilę. Wszystko wokół stało się szaro-białe i nieprzyjemne.
-Trzeba go zakopać do końca... - w zamyśleniu usłyszałem pozbawiony życia głos Mundusa, wpatrujący się w leżącego w dole trupa - zaraz tam napada i go przemoczy - zauważył wyjątkowo trzeźwo.
- Tak, masz rację - Lenek jakby wyrwany z przemyśleń podniósł się energicznie i zaczął zwalać ziemię znad krawędzi dziury na ciało. Mundurek pomógł mu i zanim Kanaa, Murka i ja zdążyliśmy się wyrwać się z otumanienia, spowodowanego pewnie nagłą śmiercią przyjaciela i ogólnymi warunkami atmosferycznymi, już kończyli pracę i przyklepywali ziemię na grobie.
- Tutaj będzie leżał - Murka spojrzała w górę, na rozległe gałęzie drzewa i jego potężny pień. Wolno zaczęliśmy zbierać się do odejścia.
- Daj spokój - Lenek przytulił ją do siebie - tyle przykrości od niego doznałaś, nie powinno mieć to dla ciebie szczególnego znaczenia.
- Przestań już, przestań - Murka gwałtownie przerwała jego słowa - nie mówi się źle o zmarłych.
Wilk westchnął ciężko i wyprzedził nas i szedł trochę przed nami, wbijając wzrok w ziemię.
- Co się stało? - zapytałem zdezorientowany.
- Powstrzymajcie się od interpretacji - mruknął Mundur - Lenek boi się, że jego nikt nie będzie żałował tak, jak Andreia. Od początku swojej służby wkładał całe serce w misję, jaką było dla niego strzeżenie watahy, a teraz jest najzwyczajniej samotny...


< Kanaa? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz