środa, 29 grudnia 2021

Od Hyarina CD Ducha - ''Grzesznicy i święci''

Wszystko ma swoje dwa oblicza. To, które widzi każdy na co dzień, którego nie wstydzimy się ukazać innym. Jest także to, które wolelibyśmy ukryć przed światem. Przecież nawet kwiat, jakże piękny w momencie rozkwitu, traci swoje walory po czasie, prezentując tę twarz, której pewnie chciałby oszczędzić każdemu, kto akurat obok niego przechodzi. Hyarin był doskonałym przykładem tej właśnie dwoistości natury. Chłodnego opanowania i nieposkromionego szaleństwa. Balansował codziennie na równi pochyłej, która zaprowadziła go do miejsca, w którym obecnie się znajdował. Kamienny stół, przypominający ołtarz, na którym zostaną złożone losy jego stada. To on zadecyduje o życiu większości z członków watahy, za tym właśnie kawałkiem martwej skały. Ile krwi zostanie przelanej za pośrednictwem jednego tylko skinienia jego głowy, którym przypieczętuje żywot tych, którzy nie dotarli na szczyt hierarchii, a zostali u jej podnóża? Miał ogromną nadzieję, że nie więcej niż parę kropel. Dość już cierpienia. Po raz kolejny stanął mu przed oczami obraz z jego widzenia. Nóż, który opadł w bezdusznym akcie wynaturzenia. Ach, wy, córki i synowie Temidy, którzy postanowiliście zabawić się cudzym losem, przecinając jego złotą nić. Czy możecie teraz swobodnie spojrzeć w lustro i powiedzieć, że dobrze uczyniliście?
- Admirale... - szepnął Hyarin do siebie, a jego pysk skrzywił się w ciężkim do określenia grymasie. - Jesteś kimś, kogo z chęcią bym poznał.
Cóż może kierować taką osobą? Chęć zdobycia władzy? Zemsta? Zwykły sadyzm? Te mechanizmy go interesowały, a mimowolnie pomyślał o kimś, kogo mogły zainteresować jeszcze bardziej. Widzisz, Vitale, gdzie teraz jestem? A gdzie jesteś ty? Kronikarz pozwolił sobie na lekki uśmiech samozadowolenia, za który szybko skarcił się w duchu. Jak nigdy w swoim życiu chciał teraz trzymać emocje na wodzy. Oto pierwsze oblicze Hyarina, zimny spokój, który pomagał utrzymać równowagę ducha. Nawet w tak niepewnych czasach.
A wewnątrz szalała jego własna, prywatna wojna. Wojna z chorym umysłem, którego głód przybierał na sile, a abstynencja doprowadzała do pasji. Im dłużej starał się wypierać swój problem, tym bardziej on narastał. Lękał się jedynie, że w końcu nie da rady zapanować nad swoją drugą naturą. Czym się różnił on tego żądnego krwi tłumu w momencie utraty nad sobą kontroli? Tym, że jego umysł zaćmiewa niemożliwa do kontrolowania chęć mordu, a jego oczy lśnią jak dwie kałuże posoki? Przeraźliwie wykrzywiony pysk w groteskowym uśmiechu. Hyarin przełknął ślinę i przymknął na chwilę oczy, przykładając sobie jednocześnie łapę do czoła. Oto jego drugie oblicze, wewnętrzny demon, który czekał tylko aż opadną łańcuchy krępujące jego zbrukane grzechem cielsko.

- Czy to było dla ciebie ważne? - zapytał mimochodem szary wilk, patrząc jednocześnie gdzieś w dal. Pewnie nie zdawał sobie sprawy jak majestatycznie wyglądał w tamtym momencie, ale ten ruch nie był w żadnym razie wymuszony. Hyarin nie zwracał zwykle uwagi na pozytywne cechy swojego wyglądu, lecz kto przejmowałby się tak pragmatycznymi zagadnieniami w takich czasach? Szkło zerknął na towarzysza, po czym również wbił wzrok w bliżej nieokreślony punkt na horyzoncie.
- Tak – odparł krótko, być może uważając, że kłamstwo nie ma sensu. A być może chciał powiedzieć prawdę.
- Zdecydowanie takie było, generale – dodał z mocą.

Z oddali widział jeden z wielu już treningów szeregowców. Ze swojej jaskini na wzgórzu miał całkiem niezły widok na równo maszerujących żołnierzy, którzy poruszali się w idealnych szeregach pod surowym okiem Szkła. Westchnął ciężko i odsunął się od wejścia, pozwalając by półmrok opadł ciężką kotarą na jego skrzywiony w wyrazie dezaprobaty pysk.
- Nie sądzisz, że to dość duże ryzyko przychodzić tu do mnie? - zapytał z przyganą, na którą nie pozwoliłby sobie jeszcze jakiś miesiąc temu. Agrest drgnął lekko, a na jego twarzy wykwitł niespodziewany uśmiech.
- Wciąż upewniasz mnie tylko, że mianowanie cię generałem nie było głupotą – powiedział cicho, obdarzając go przenikliwym spojrzeniem. Hyarin machnął tylko ogonem w odpowiedzi i znów wyjrzał na zewnątrz. Nie potrzebował teraz zbędnych pochlebstw, poklepania po ramieniu, podbudowania samooceny. Potrzebował planu działania, a miał poczucie, że wciąż umykał mu jakiś nad wyraz ważny szczegół, którego nie potrafił w żaden sposób pochwycić.
- Jaki powód był wart takiej lekkomyślności? - zapytał, zwracając złote ślepia wprost na swojego gościa. Agrest, jesteś głupcem. Ale nawet głupiec nie zasługuje na śmierć, o którą ty się prosisz.

Księżyc wisiał już wysoko na niebie, które przecinały białe smugi chmur. Hyarin szedł przez las w stronę jaskini wojskowej, która ostatnimi czasy stała się dla niego drugim domem. Dla kogo się tak poświęcał? Dla tej przyszłości, o której tak barwnie ostatnia rozmyślał i tymi rozmyślaniami dzielić się z Kali? Sam już nie był pewien. Być może kierowała nim zwykła bezinteresowność, która chyba zasługiwała teraz na miano ''niezwykłej''. Podczas gdy tylu wbiło nóż w plecy, on trwał. Po raz pierwszy od dawna znaczenie jego imienia zyskało realną wartość. Zerknął w górę na niebiańską łąkę upstrzoną kwiatostanami gwiazd. Pragnął się tam znaleźć, z dala od przenikających serce problemów tego świata. Pegazie, Koziorożcu, powiedzcie, jak to jest biegać po tej nieskończonej przestrzeni firmamentu? Czy to jest prawdziwa wolność? Niespętana łańcuchami, nieobciążona odpowiedzialnością, uczuciami, doznaniami. Hyarin przystanął w zadumie przyglądając się uschniętym i powykręcanym drzewom. Przypomniał sobie postać, o której czytał w swoich kronikach, to od jej historii właściwie zaczął wertowanie zakurzonych ksiąg zawierających dziedzictwo watahy.
- Narcyzie, stworzyłeś olbrzyma na glinianych nogach – westchnął posępnie kronikarz, po czym ruszył żwawszym krokiem w stronę prześwitów między drzewami, które wskazywały drogę na otwartą przestrzeń.
Widział w oddali majaczący zarys jaskini. Tego obrazu nie dopełniało żadne światło, żaden kolor, żadna niepożądana obecność. Tylko posępna, wydrążona skała, opływająca w czerń jama, która zdawała się pochłaniać wszelkie pozytywne emocje, które znalazły się w zasięgu jej potwornej paszczy. Nihil novi. Przyspieszył, aby nie rozmyślić się na widok tak nieprzyjaznego obrazu. Nim zbliżył się na dobre do wejścia w jego głowie rozbrzmiał głos. Hyarin przystanął ze zdziwieniem, wsłuchując się w ton rozmówcy. Jednocześnie wzrokiem szukał tego, kto zwykł porozumiewać się w tak osobliwy sposób i wreszcie dostrzegł biały pysk, który wysunął się z jaskini wojskowej. A więc mylił się, co do niepożądanej obecności. Przechylił łeb, czekając spokojnie na zbliżającego się Ducha. Sam zainteresowany zatrzymał się w znacznej odległości od szarego basiora, w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Wejdźmy do środka – powiedział krótko ciemniejszy z wilków, trawiąc to, co usłyszał. Wciąż nie przyzwyczaił się, że inni zaczęli darzyć go tak, wydawało mu się, przesadnym szacunkiem. Z tym zwracaniem się per pan w ogóle było mu nie po drodze, lecz przemilczał ten fakt. Wszedł pierwszy i rozpalił ogień, którego światło rozlało się pomarańczowo-złotą poświatą po pomieszczeniu. Usiadł za kamiennym stołem i spojrzał na białego przybysza, który niezaproszony stał wciąż w progu. Hyarin wskazał mu łapą miejsce naprzeciwko siebie, a gdy ten usiadł, zaczął:
- Zatem, co sprowadza cię o tak późnej porze?
Duch wyraźnie się zmieszał. Utkwił wzrok w pokrytym bruzdami blacie stołu, jakby układał sobie w głowie, co ma zamiar powiedzieć.
Nie chciałem pana niepokoić. Wydaje mi się, że to ważna sprawa, która z pewnych przyczyn nie mogła czekać do rana. Hyarin westchnął w duchu. Czemu każdy teraz czuje się w obowiązku tłumaczyć mu się ze swoich czynów? Nigdy sobie nie wyobrażał jak to jest być generałem, może dlatego wszystko go teraz tak dziwiło. Skinął głową na znak, że strateg może bez obaw kontynuować.

<Duchu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz