wtorek, 20 listopada 2018

Od Notte CD Kou

Ciche szemrzenie wartkiego nurtu rzeczki, z której biegiem podążała od jakiegoś czasu Notte i jej matka, w połączeniu z ciepłym, szarawym, jesiennym popołudniem i rzadkim ćwierkaniem ptaków z gałęzi otaczającego je lasu miało silne właściwości usypiające. Zapewne waderce dawno opadłyby powieki, gdyby nie uczucie pustki w żołądku i w głowie zarazem. Otoczenie, choć złożone z tych samych gatunków, co w domu, zdawało się zupełnie inne. Węch wyraźnie mówił jej, że wkroczyły na obszar należący do obcej watahy. Saintpalis miała wyjątkowo nieodgadniony wyraz pyska, lecz szła pewnie przed siebie. Może to już tu? Dla zabicia czasu wypatrywała na ścieżce wśród traw żuczków o błyszczących pancerzach albo powoi. Kiedy zboczyły raz z drogi, by się napić, nad taflą wody śmignęła niebieska plamka zimorodka. Wędrowały w zupełnej ciszy, nie licząc cichych westchnień i innych odgłosów małej. Gdy znów podążyły szlakiem, nie minęło parę minut, a matka odezwała się nagle:
— Ktoś nas obserwuje. - to niecodzienne stwierdzenie sprawiło, że sierść na karku Notte zjeżyła się lekko, a czujność wzmogła.
Wkrótce natknęły się na drewniany most świadczący o obecności ludzi w pobliżu, odbiły więc w lewo i zagłębiły się w las, wciąż kierując się na południe. Tuż po tym sama waderka również dostrzegła, iż są obserwowane; co jakiś czas blisko nich rozlegało się jakieś ciche szurnięcie lub łopot skrzydeł, na tyle często, że nie mogło być przypadkowe. Zachowywała jednak zimną krew. Z mamą nic jej nie groziło. A przynajmniej tak myślała do czasu wojny. Paradoksalnie równocześnie stanowiła zagrożenie.
Powoli ogarniało ją coraz większe znużenie, kiedy wilczyca zatrzymała się raptownie. Jej córka postąpiła tak samo. Coś lub ktoś wychodziło im właśnie na spotkanie z leśnej gęstwiny, a sądząc po ruchach, był to wilk - jaskrawo-zielona wadera krocząca zwinnie i sprężyście po suchej ściółce...Na ich widok zatrzymała się, przypatrując się ostrożnie, lecz przyjaźnie.
— Kim jesteście? - przechyliła głowę z jednym wielkim znakiem zapytania.
— Czy to właśnie tereny Watahy Srebrnego Chabra? - odparła Saintpalis, chcąc się raczej upewnić. Tymczasem wzrok Notte padł na jeden z potężnych konarów strzelistego drzewa na którym rozsiadł się doprawdy dziwny ptak, o sylwetce czapli i jasnym, niebieskawym upierzeniu. Nie widziała go dobrze z tej odległości, ale była pewna, że im się przygląda. Wróciła do przysłuchiwania się rozmowie.
— To...dobrze. - rzekła cicho matka, zapewne w odpowiedzi. Choć słowa nie były zbyt wzniosłe, z każdą literą brzmiało w nich coraz więcej radosnej ulgi. Spojrzała prosto w oczy córki, na której pysku również rozkwitał powoli uśmiech.
— A co też prowadzi w nasze skromne progi drogie panie? - ,,dziwny ptak" sfrunął na ziemię. Wyglądał dość groteskowo ze swoimi długimi czerwonymi nogami i dziobem oraz postrzępionym ogonem, a zarazem dostojnie i poważnie.
— Jeżeli to możliwe, chcę porozmawiać z przywódcą watahy. - odparła brązowa wilczyca.
— Oczywiście! Zaprowadzę was. Przy okazji, nazywam się Kou. - stwierdziła energicznie rozmówczyni, ruszając z powrotem.
— Saintpalis. - odwzajemniła się matka.
— A ty, mała? - zielona wadera odwróciła głowę.
— Notte.
~*~
Niedługo potem stanęły przed obliczem śnieżnobiałego basiora o przenikliwych, niebieskich oczach w otoczeniu paru innych ciekawskich wilków. Ptak, jak się okazało, o imieniu Mundus, który towarzyszył im przez całą drogę, teraz rozpłynął się w powietrzu. Po wymianie paru pierwszych zdań padła godność jej dziadka: Raven Crux. Zapadło ono w pamięć paru członkom watahy, więc po krótkich targach alfa ochoczo udzielił im schronienia do czasu przybycia poselstwa z wiadomością o zwycięstwie. Ogólnie rzecz biorąc Oleander wydawał się wilkiem rozsądnym, życzliwym i gościnnym. Kiedy wszystko było już jasne, za cichym przyzwoleniem mamy Notte oddaliła się, z początku bez konkretnego celu, byle uniknąć dalszych świdrujących jej osobę spojrzeń. Postanowiła rozejrzeć się po okolicy ich tymczasowego domu. Tak, tymczasowego. Nie potrafiła sobie wyobrazić innej możliwości i nie zamierzała. Wyprawa tak daleko poza tereny budziła w niej jednocześnie nieustannie fascynację i gorycz, że musi się odbyć w takich okolicznościach. 
Mieszkania członków mieściły się w pobliskiej sieci ciemnych, ale przytulnych jaskiń, które na razie nie budziły jej zainteresowania. Przed wejściem do nich znajdowała się niewielka polanka pozwalająca na swobodną obserwację błękitnego i pogodnego dziś nieba. Waderka przespacerowała się trochę po pobliskich chaszczach, z przyjemnością obserwując umykające spod jej łap różnego rodzaju stworzenia. Głód znowu dał o sobie znać, więc zaczęła znacznie czujniej rozglądać się i bezszelestnie posuwać przed siebie, wciąż zbytnio się nie oddalając. Serce zabiło jej mocniej, gdy na cienkiej, nagiej gałązce pobliskiego krzewu dojrzała mazurka z jaskrawo-czerwonym, zdradzającym go wśród jesiennych kolorów owocem w dziobie. Jeżeli odpowiednio mocno się skupi, to i tym razem sztuka polowania powinna jej się udać. Ojciec uważał nawet, że byłaby już gotowa samodzielnie zdobywać pożywienie, więc nie zamierzała go zawieść.
Powoli podkradła się do ptaka, by w pewnym momencie wystrzelić wysoko w górę, pomagając sobie skrzydłami, i chwycić zdobycz za ogon. Kiedy przestała się wić w ostatnich konwulsjach i Notte pochyliła się już nad ofiarą, przesłonił ją jakiś cień. Odwróciła szybko głowę. Nad nią pochylała się ta sama zdyszana wadera o jaskrawo-zielonej sierści.
— Huh...dobrze, że wreszcie cię znalazłam. Twoja mama poprosiła mnie o chwilowe zaopiekowania się tobą, bo Wuwuzela miała jakąś ważną sprawę do załatwienia, i zaczynałyśmy się już martwić. - oznajmiła jednym tchem. 
— Więc, mamy wracać do watahy? - spytała młoda, po czym chwyciła martwego wróbla.

< Kou? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz