sobota, 11 maja 2019

Od Rutena CD Azaira Ethala - "Motyl Nocny"

Wracałem ze wsi. Sama ona, jej zapach, hałasy, a zwłaszcza bliskość ludzi napawały mnie obrzydzeniem, choć teraz miałem szczególny powód, by ją odwiedzać. Coś, co mogło zmienić... naprawdę wiele. I wprowadzić do naszej wspólnej pracy z Azairem dużo dobrego.
Byłem w trakcie poszukiwań. Na całe szczęście mogłem nie komunikować się z ludźmi tak, jak z innymi wilkami, nie rozumieli bowiem moich słów. Być może po części dzięki temu bardzo szybko zdobyłem zaufanie starego weterynarza, który widział we mnie zagubionego wilka, lub, sądząc po zachowaniu, raczej wilczego mieszańca, mogącego mieć problemy z normalnym funkcjonowaniem między swoimi pobratymcami. Bo jaki inny powód ciągnąłby to przestraszone zwierzę do ludzi, do wsi?
Zjadałem wszystko, co podstawiał mi pod nos. Miałem zwyczaj trząść się przy tym jak osika, aby wyglądać biedniej i żałośniej. Działało wspaniale. Wreszcie zażyłość ta dała mi dostęp do ciekawych miejsc, nawet wizja wejścia do izolatki stała się niemal namacalna.
U weterynarza często przebywały chore zwierzęta. Przy każdej z takich wizyt (które ostatnio miały miejsce rzadziej, a to przez moje rosnące zaangażowanie w nauczanie Azaira) zbierałem próbki i nazywałem je, opisywałem i obserwowałem ich działanie, kilka razy udało mi się niepostrzeżenie przenieść chorobę z jednego pacjenta na drugiego. Poznałem również mikroskop, bardzo ciekawe narzędzie, które nagle rozrzuciło przede mną wizje wielu nowych możliwości, które musiałem tylko poskładać w całość i wykorzystać.
Cały czas szukałem i uczyłem się.
W oddali nadal słyszałem jeszcze szum rzeki, której niknący wśród drzew odgłos mówił o odległości, jaką pokonałem, idąc od strony terytoriów ludzi przez las w kierunku swojego domu. Mój umysł przygotował się na długi marsz i postanowił odruchowo pogrążyć w rozmyślaniach. Nie trwało to długo, w pewnej chwili do mojej świadomości wdarł się znany zapach, który od razu zaalarmował mnie, nie pasował bowiem do reszty otoczenia. Był nietypowy tutaj, na północy terenów WSC. To Azair. Szybko analizując sytuację i wertując w myślach księgę rzeczy, które mógłbym osiągnąć zmieniając kierunek marszu, zatrzymałem się na ułamek sekundy i skręciłem w prawo, tam gdzie, jak wynikało z kierunku wiatru, mógł znajdować się wilk.
Po co to zrobiłem? Moja wewnętrzna szczerość odpowiedziała mi niemal jednoznacznie, że z ciekawości. Odkąd byłem dzieckiem nikt nie dbał o ułożenie tego jedynego właściwego, doskonałego planu, który zawierałby wszystkie punkty, jakie musiałem wypełnić, by osiągnąć skrajnie wysokie możliwości intelektualne, jak najlepiej wykorzystać potencjał, który już miałem. Sam musiałem zadbać o ten plan, a jego wypełnienie miało trwać całe życie. Do tej pory szło dobrze. Ilość  naszych doświadczeń wpływa na tworzenie się połączeń nerwowych. A jasne jest chyba, że ktoś do tego stopnia co ja skupiony na umyśle chce mieć ich jak najwięcej.
Takim doświadczeniem miało być i to. Spotkanie Azaira Ethala w innej niż zwykle sytuacji, tutaj, gdzie nie widziałem go chyba nigdy wcześniej. Pojawił się tak nagle, ledwie dwie godziny wcześniej, gdy szedłem inną drogą w pobliżu (prawie nigdy nie szedłem i nie wracałem tą samą trasą, połowicznie dlatego, że droga często mi się nudziła, a po części aby utrudnić potencjalnym wrogom odnalezienie mnie), nie było czuć tam jego obecności.
- Co tutaj robisz, Aza? - rzuciłem, podchodząc do basiora siedzącego nad brzegiem niewielkiego jeziorka, utworzonego przez Różany Wodospad.
- Mógłbym panu zadać to samo pytanie - odwrócił się, przez moment patrząc na mnie lekko nieobecnym wzrokiem. Potem zajął się jakimś przedmiotem wiszącym na jego szyi.
- Szukałem cię, mieliśmy mieć lekcję - mruknąłem po niemal niedostrzegalnym z perspektywy osoby trzeciej ułamku sekundy wahania. W zasadzie byłem blisko prawdy, gdy tylko dotarłbym do domu, pierwszym, o czym bym pomyślał, byłaby pewnie następna lekcja z Azairem.
- Przepraszam. Zamyśliłem się - wytłumaczył. Usiadłem widząc, że nie ma sensu wyrywać go z tego stanu. Przez chwilę trwałem w milczeniu ciesząc się, że i drugi wilk nie pyta o nic więcej. Chciałem zabrać go do domu, a to, sądząc po obecnym stanie jego myśli, wymagało dłuższego oczekiwania. Kimże jednak byłbym, gdybym nie spróbował jakoś zmienić tej sytuacji na wygodną dla siebie? Tchórzem może nie, bo przecież praktycznie niczym nie ryzykowałem, ale myślowym impotentem? Jak najbardziej.
- Byłem we wsi. Szukałem czegoś, co dałoby nam większe możliwości. Nam, ponieważ oczywiście wraz ze mną zyskałbyś do tego dostęp.
- O czym pan mówi? - zapytał, a w jego głosie po raz pierwszy w trakcie tej krótkiej rozmowy dosłyszałem cień "starego" Azaira, dający o sobie znać tą charakterystyczną nutą niepewności, z którą miał w zwyczaju się do mnie zwracać jeszcze do niedawna, zanim tak wyraźnie wydoroślał i stał się w zasadzie równy mi statusem. Wiedziałem, że to go zainteresuje. Coś, co dotyczyło jego samego musiało wzbudzić chociaż odbicie prawdziwych emocji kogoś, kto cechował się pewnym egocentryzmem. A Aza dokładnie pasował do jednego z obrazów tej cechy. Być może podobnie do mnie.
- Nadal szukam - zaznaczyłem - ale gdy znajdę, zyskamy ciekawy sposób tworzenia swojej władzy. A chciałbyś mieć władzę, prawda, Azair? To taki miły dodatek do codziennego życia.
Nie odpowiedział. Patrzył na spadającą ze skał otaczających niewielkie wzgórze wodę. Westchnąłem. Odpowiedź była jasna, nawet jeśli nie zdecydował się świadomie jej udzielić.
- Broń biologiczna, klasyfikowana jako broń masowego rażenia, choć może być wykorzystywana także do likwidacji... bądź, co lubię najbardziej, unieszkodliwiania pojedynczych osób - przerwałem ciszę, przybliżając mojemu uczniowi swoją myśl. Postanowiłem nie zdradzać nic więcej, nie wierzyłem, by mogło go to nie zainteresować, ale precyzyjna myśl lepiej wyrośnie sama, niż pomieszana z nasionami niepotrzebnych słów-chwastów. Z tą myślą postanowiłem go też zostawić, po wstępnym zbadaniu gruntu stwierdzając, że najlepiej będzie wycofać się i nie wprowadzając go w dialog, gdy nie jest na to gotowy. Nawet taki wilk jest przecież żywym organizmem o zmiennej kondycji, do której trzeba dostosować przekaz, w dodatku młodzieniec był wtedy pod wpływem możliwych niedyspozycji spowodowanych wiekiem, dorastaniem mózgu.
Wstałem i bez słowa ruszyłem wolno ku mojemu pierwotnemu celowi, do domu.

< Azair? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz