W buroszarych oczach psa odbiło się jej własne spojrzenie. Przerażenie sytuacją, w którą zostało się wbrew woli wplątanym, bez szczęśliwego zakończenia na horyzoncie. Zrobiła kilka niepewnych kroków w stronę kundla, nieprzerwanie patrząc mu się błagalnie w ślepia. Pies ostatecznie ustąpił i ucichł, ale jego ciało próbowało wcisnąć się spowrotem do budy, dużo dla niego za małej. Domino spostrzegła skutą na lód wodę w potłuczonej misce i ani kawałka jedzenia, nawet kości nie walały się nigdzie w pobliżu. Jeszcze raz omiotła wzrokiem nieznajomego i serce jej zadrżało.
Minęło kilka chwil, gdy tak w milczeniu przewiercali się spojrzeniem, aż ciężar niepewności opadł i dławiąca cisza zaczęła stawać się spokojną, a potem nawet całkiem nudną. Pies, zrozumiawszy, że wilk nic nie zrobi, położył się na klepisku. Wilk, ku jego zaskoczeniu, zrobił to samo. I trwali tak, wsłuchani w świszczący zimowy wiatr śpiewający w kominach, aż jeden z nich nie przymknął powiek, zupełnie wyczerpany głodem i zimnem.
Psa zbudził dopiero okropny trzask łamanych desek. Nie mógł uwierzyć własnym oczom, czy tylko zorientowałem się, że na końcu jego łańcucha zwisa pojedyncza spróchniała deseczka, a buda leży rozrzucona po śniegu w drzazgach. Biały wilk, teraz za jego plecami, patrzył na niego z triumfem.
Tymczasem łomot pękającego drewna wzbudził niemałą wrzawę tam na górze. Dobiegły ich zagłuszające się nawzajem krzyki wściekłości jakiegoś starszego mężczyzny. Domino pogoniła psa przodem w kierunku bramy. Drzwi do zaplecza sklepu otworzyły się z piskiem, na błękitnoszary śnieg padł oślepiający prostokąt ognia.
- A co do..-Stary, siwiejący, lekko otyły chłop wypadł na podwórze.- Ty mały pchlarzu! CHO NO TU!
Mógł tylko patrzeć, jak dwa niewyraźnie kształty znikają za winklem sklepiku.
Wybiegli na drogę, ślizgając się na lodzie. Pies rozglądał się w panice, rozumiejąc co się dzieje, uciekając przed hałasem, przed krzykiem i przed swoim rozwścieczonym panem. Nie pamiętał jak długo tkwił zamknięty na podwórku, wiedział jedynie, że zupełnie nie wie gdzie teraz jest. Nie znał świata poza swoją spleśniałą budą. Zobaczył jasny kształt, który przemknął mu nad głową w kierunku rzeki. Instynktownie obrał sobie to za cel, nie potrafiąc uspokoić paniki.
Tymczasem daleko za nimi stary wąsacz poprawił pomięty, oblany piwem frak, opinający jego śmierdzące od potu ciało i pomamrotał coś pod bulwiastym nosem. Zdjął wełnianą, czerwoną czapkę i wygrzebał z niej kilka dzwoniących przedmiotów. Z pleców zdjął metalową lufę.
Wzbiła się na nocnym niebie, nie pamiętając niestety, jak jej białe futro potrafi lśnić w świetle księżyca. Przeleciała ponad wodą, pas drzew jarzył się niewyraźnie w ciemności. Skupiła się tylko na tej ciemnej wstędze na horyzoncie, ich ratunku i wybawieniu.
Huk.
Skrzydło Domino przyozdobiła karminowa wyrwa. Zaczęła pikować w dół.
Uciekinier dobiegł za linię lasu, cały zdyszany i wyczerpany gonitwą. Odwrócił się, licząc, że zobaczy jeszcze raz to spojrzenie triumfu na pysku białego wilka. Zobaczył jednak ciemny kształt człapiący po polach. Niosący swoją zdobycz z powrotem do jamy.
C.D.N

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz