Delta spojrzał na swoje łapy i odetchnął głęboko. Jego wzrok powoli przeniósł się na Talię, która mieszała następną papkę potrzebną do opanowania tego… zamieszania. Delta doskonale wiedział co się stanie, w momencie kiedy Almette otworzyła pysk. Ta parszywa choroba rozprzestrzeniała się jak ogień po letnim lesie. Suchym, ciepłym i łatwym do spalenia.
Almette była pierwszym wilkiem, który zachorował. I Delta podniósł alarm bardzo szybko potem. „Trzymać się z dala od siebie. Badać się regularnie i z pierwszym objawem zjawić się u medyka. Każdym, nie ważne jak małym.”
Niewiele wilków na początku się go słuchało. No. Teraz spora część z nich miała za swoje!
Potem był Ry. Staruszek zjawił się z problemami z połykaniem i co? I chory. Od razu na legowisko. Delta już wiedział doskonale że chorych będzie dużo, więc normalna sala przyjęć stała się nową izolatką, a izolatka normalną salą przyjęć. Lepiej oddzielić tych, którzy nie chorują, od tych, którzy są chorzy niż odwrotnie. Zwłaszcza przy tak agresywnej chorobie. Agresywnej w zarażaniu oczywiście.
Potem Xochi przytupał z Yolotlem. Oba wilki od razu wylądowały na izolatce, bo już na gardle było widać nalot. Delta był niezwykle zirytowany faktem, że wszystkie badania zaczynał w progu jaskini zaglądając innym do gardeł.
Potem pojawił się Mika, Moss, Laponia i Janka. Wkrótce po nich Myszka, Oxide, Rana i Kamael. Wilków robiło się coraz więcej, a miejsca nie przybywało. Talia była za to bardzo dzielna. Pomimo że dalej była szczeniakiem, i że Delta zabronił jej się zbliżać, działała dzielnie mieszając leki.
Ostatnim wilkiem w pierwszej fali była Voqqunzie. Świeża wilczyca w watasze, a już posmakowała niedoli choroby.
Spokój i cisza nie towarzyszyły Delcie od dawien dawna. Cisza? Co to? – mógłby się wszystkich pytać, bo pomimo trudności z mówieniem, wszyscy ciągle mówili. I ktoś chciał kogoś ciągle odwiedzać Czy słowa : BARDZO ZARAŹLIWA, omijały komórki mózgowe wszystkich wilków? Najwidoczniej. Ta wataha nie świeciła nigdy inteligencją, ale Delta nie przypuszczał, że aż tak.
Na jego szczęście i nieszczęście, miejsca trochę się zrobiło w dwa tygodnie po rozpoczęciu. Voqqunzie wyszła zdrowa z jaskini jako pierwsza. Potem wyszedł Yolotl, ale martwy. Prosto do grobu. No cóż. Szczeniakowi się nie poszczęściło. Delta nie miał za bardzo czasu o tym myśleć, bo Kamael dostał zawału w międzyczasie. Kto by pomyślał, że tego wilka zgarnie serce, nie duchota jakiej doświadczał. Chociaż to pewnie się jakoś mogło do tego przyczynić.
Xochi i Mika przeżyli. Trochę poturbowani i słabi, ale zdrowi, zostali wygonienie do wypoczynku w swojej własnej jaskini. Oxide i Rana były następne. No i dobrze, ich rodziny przestaną go gnębić! Chociaż Myszka pozostawała chora, więc co do tego Delta nie był pewien.
Janka, Moss i Ry wyzdrowieli następni. Ry wydawało się że wykorkuje, jednak śmierć zdawała się darować mu tym razem życie pozwolić mu jeszcze pohasać. Chociaż jakie to życie bez swojej miłości, samotnie w jaskini, z bólem stawów na starość.
Almette dalej leżała chora i słaba. Staruszce nie wiodło się dobrze. I dobrze nie powiodło się także Laponii, która zaraz także szła do grobu. Jej rodzina chciała pogrzebać ją sama, jednak Delta tylko spojrzał na nich jak na idiotów. Jej ciał najpierw spędziło trochę czasu w śniegu, jak każde inne ciało chorego. Nie ma bata, że Delta najpierw nie wymorduje bakterii, które na nim są. Jeszcze następnej epidemii tego świństwa mu brakuje!
I ledwo miejsce się znalazło, a już następne osoby wlewały się do środka.
– Eh… Talia… Czeka nas tu przeprawa przez mękę.–
–Czemu przez mękę? Przecież… to tylko mała epidemia.–
–Nie ta epidemia jest tą męką, a ci którzy są zdrowi ,a zdaje się że zdrowi nie
chcą na długo pozostać…–
<CDN>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz